czwartek, 21 sierpnia 2014

Gdzie jestem?

Blog dawno skończony, ale gdyby ktoś mnie szukał,
znajdziecie mnie na;
http://oblicze-prawdy.blogspot.com

Oblicze prawdy zostało założone 4 lipca 2016r.
Serdecznie zapraszam wszystkich chętnych!

Pozdrawiam,
Mrs.Cross

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Epilog

Epilog


Bella wyszła z domu, trzymając oburącz kubek z parującą czekoladą. Usiadła na stojącej na tarasie huśtawce i podciągnęła nogi. Zahuśtała się lekko i uśmiechnęła. Przysunęła kubek do ust i zrobiła niewielkiego łyka, aby się ogrzać, ale nie poparzyć języka. 
Spojrzała na dom i wsłuchiwała się w ciszę. Przerywało ją jedynie trzeszczenie łańcuchów huśtawki. Jej życie tak bardzo się zmieniło w ciągu kilku lat. 
Najpierw nieplanowana ciąża. Następnie ślub z niewłaściwym mężczyzną. Życie, które było kłamstwem. Powrót Edwarda. Wyjście prawdy na jaw. Kolejna ciąża. 
Brunetka zaśmiała się pod nosem i zrobiła kolejny łyk czekolady. Spojrzała na złotą obrączkę na palcu. Isabella Cullen. To cholernie jej się podobało. Nigdy nie zapomni dnia swojego ślubu. 
~*~
Denerwowała się co widać było po mocno przygryzanej wardze i kurczowo zaciskanej dłoni na ramieniu ojca. Trzymała mocno bukiet. Ręce jej drżały. Za pierwszym razem się tak nie denerwowała. Ale to może dlatego, że Jacob był tylko jej przyjacielem, a nie mężczyzną, którego darzy bezgraniczną miłością i planuje życie przy jego boku aż do śmierci.
W duchu dziękowała, że ma buty na płaskim obcasie. Inaczej jak nic zrobiłaby fikołka, mimo tego iż ojciec ją przytrzymywał. Rozbrzmiały pierwsze tony marszu Mendelsona. Miała wrażenie, że za chwilę, bardzo krótką chwilę, straci przytomność. A co jeżeli Edward nie stoi przed ołtarzem?! Wzięła głęboki wdech, aby w końcu się uspokoić.
Edward ją kocha i na pewno czeka na nią przed ołtarzem. Powolnym krokiem ruszyła wraz z ojcem po schodach i po chwili przekroczyła próg ślicznie ozdobionego kościoła. Stał tam. Ubrany w elegancki i zapewne drogi garnitur. On. Jej ukochany. Miała ochotę wyrwać się ojcu i wpaść wprost w ramiona ukochanego, ale musiała zachowywać się właściwie. Renesmee kroczyła w ślicznej różowej sukieneczce sypiąc różnokolorowymi płatkami kwiatków wokół siebie.
Czuła, że do oczu wzbierają jej łzy, ale nie przejmowała się tym. Po pierwsze ma prawo płakać na własnym ślubie. Po drugie ma wodoodporny makijaż, dzięki zapobiegliwości Rosalie, która swoją drogą była jej druhną i szła za nią w beżowej sukience do połowy ud.
Przez całą uroczystość nic się dla niej nie liczyło. Jedynie miedzianowłosy, który za kilka minut stanie się jej mężem. 
- Tak. - wyszeptała ledwie słyszalnie. Edward powtórzył jej słowo, po czym złożył na  jej ustach czuły pocałunek.
~*~
Do rzeczywistości przywrócił ją dotyk ciepłych warg ukochanego na policzku. Uśmiechnęła się do niego i położyła głowę na ramieniu. Od tamtej pory jest najszczęśliwszą mężatką i matką na świecie. Nigdzie nie ma szczęśliwszej kobiety niż ona jest w tej chwili.
- Wszystko w porządku Bells? - zapytał całując ją we włosy.
- Mhm. - potwierdziła skinieniem głowy. - Tak tylko rozmyślam. Nad przeszłością i przyszłością.
Nie ma marzeń, bo wszystkie się już spełniły. No... może ma jedno. Aby tak było już na zawsze. Aby nikt nie wkroczył do jej życia i go nie zepsuł.
-------------------------------------------------------------------------------------
Co na koniec?
Czy jest mi przykro, że koniec LSTH? Szczerze? To chyba nie. Spieprzyłam tego bloga, mówiłam to wiele razy, dlatego moja cała wena do niego zniknęła. Ale nie będę smęcić! Chciałam przede wszystkim podziękować wszystkim moim czytelnikom, za to że po prostu byliście i mam nadzieję, że nadal będziecie na pozostałych blogach :) Wiem, wiele razy narzekałam, wiele razy pisałam, że odejdę z blogosfery, ale chyba po prostu nie umiem was opuścić. Tak więc;
Zapraszam na nowego bloga gdzie jest prolog:
http://amnesia-life.blogspot.com

Żegnam z tego bloga
 s.w.e.e.t.n.e.s.s <3

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 18

Rozdział 18

- Kiedy się pobierzemy? - zapytał Edward, gdy leżeliśmy w łóżku. Ja byłam zmęczona i chciało mi się spać, wiadomo dlaczego. On mnie naprawdę kiedyś wykończy. Takiego napalonego człowieka to ja jeszcze nie widziałam. Zastanawiam się czy to nie jest już seksoholizm. Bardzo powoli otworzyłam powieki.
- Przed porodem, hm? - przekręciłam się na bok.
- Ale tak mniej więcej. Miesiąc? Dwa? - uniósł brwi i spojrzał na mnie wyczekująco. Zaśmiałam się cicho. No naprawdę…
- Aż tak ci śpieszno, aby stracić wolność? - objęłam go jedną ręką w pasie, a głowę położyłam na jego barku. Objął mnie opiekuńczo ramieniem.
- Ja się już nie mogę doczekać, aż stracę wolność. - poczułam jak całuje mnie we włosy i zaciąga się moim zapachem. Uśmiechnęłam się. - Chcę abyś była moja w każdym znaczeniu tego słowa. Chcę żebyś już była moją żoną.
- Kochanie, ja już jestem twoja. - zamruczałam całując jego pierś. - Zawsze będę. To się nie zmieni, jasne? Też się nie mogę doczekać naszego ślubu. Możemy się pobrać za dwa miesiące, dobrze? Trzeba pozałatwiać dużo spraw…
- Mhm… A może wynajmiemy firmę, która organizuje śluby i wesela? Czytałem trochę w internecie, że…
Podparłam się na łokciu i spojrzałam mu w oczy.
- Nie chcę, aby mój ślub był organizowany przez obcych ludzi Edwardzie. Zorganizuję go z pomocą Rosalie. - przeczesałam jego włosy. Chwycił moją rękę i złożył długi pocałunek na mym nadgarstku.
- Jak sobie życzysz księżniczko. - uwięził mnie w silnym uścisku i zaczął nami kołysać. - Dla ciebie wszystko.
Znów ułożyłam głowę na jego barku i zamknęłam oczy. Przy nim czułam się najbezpieczniej na świecie. Wiedziałam, że nie pozwoli, aby stała mi się krzywda. Mi i naszym dzieciom. Za to go kocham. Za jego opiekuńczość. Wielkie serce. Czasem brak rozumu. Za to, że czasami jest nieznośny i irytujący. Za to, że jest moim Edwardem. Takim, jakim go poznałam.
Nagle miedzianowłosy zachichotał. Ciekawość wzięła nade mną górę. Spojrzałam na niego.
- Co cię rozbawiło? - uśmiechnęłam się, a on zrobił to samo.
- A… przypomniało mi się coś. - mruknął rozbawiony.
- Mogę wiedzieć co takiego? - naprawdę, byłam ciekawa. Chociaż znając Edwarda, to rozśmieszyło go byle co.
- Przypomniał mi się nasz pierwszy raz. - posłałam mu gniewne spojrzenie i uśmiech natychmiast zszedł mu z tej aż nazbyt przystojnej twarzy. - Znaczy… To… Jak… - zaczął się jąkać. - No… Znaczy… Jak się wstydziłaś… I… Mi… Opierałaś…
- ŚPISZ W GOŚCINNYM! - warknęłam i odsunęłam się od niego.
- Ale, kochanie… - spojrzał na mnie szczenięcymi oczami. - Wybacz jeśli cię uraziłem, nie to miałem na myśli. - pocałował moje ramie.
- Śpisz. W. Gościnnym. - powtórzyłam dobitnie. Edward ze zrezygnowaną miną wyszedł. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem. No i dobrze. Niech teraz przeprasza. Uwielbiam go drażnić. I jest słodki gdy przeprasza. Jak pięciolatek, który coś przeskrobał.
Próbowałam się wygodnie ułożyć, ale bez Edwarda te łóżko jest… dziwne. Za zimne i za miękkie. No naprawdę. Na szczęście w końcu udało mi się usnąć, ale obudziłam się niewyspana i strasznie obolała. Jęknęłam. Marzył mi się masaż!
- EDWARD!! - krzyknęłam. Mój narzeczony wpadł do sypialni, prawie wyważając przy tym drzwi.
- Co się stało? - podszedł do mnie. - Coś cię boli? - położył dłoń na moim brzuszku.
- Plecy. - nakryłam swoją dłonią, jego. - Pomasujesz?
- Jasne. - zgodził się szybko. Usiadł za mną i zaczął rozmasowywać mi ramiona. Zamknęłam oczy, rozkoszując się dotykiem jego zwinnych palców. O tak, te palce i dłonie potrafią wiele wyczynić. Uch! Nie! Nie będę teraz o tym rozmyślać! Ja i moje nieczyste myśli…! - Coś cię jeszcze boli?
- Kark. - pochyliłam głowę do przodu, gdy zaczął rozmasowywać wymienioną przeze mnie, część ciała.
- Bella, ja cię naprawdę przepraszam. Nie chciałem cię urazić w żaden sposób. Nasz pierwszy raz bardzo mi się podobał i nigdy go nie zapomnę. - wyszeptał mi do ucha, a ja zadrżałam.
- Em… Dobrze. Wybaczam. A gdzie jest Renesmee?
- W swoim pokoju. Ogląda pokemony i coś rysuje. - poczułam na karku jego ciepły oddech. Przymknęłam oczy. - Chce iść na plac zabaw, a potem na lody.
- Dobry pomysł. - zgodziłam się, kiwając głową.
- Tak myślałem… czy nie wybudować jej placu zabaw w naszym ogrodzie. Co o tym sądzisz? Mogła by się tu bawić codziennie i nie musielibyśmy jej pilnować, aby się nie zgubiła. Mogłaby tu zapraszać kolegów, których pozna w szkole… No i nasze kolejne dzieci też będą mogły się bawić.
Odwróciłam się i usiadłam mu na kolanach.
- Dzieci? - uniosłam jedną brew, a on pokiwał głową.
- Tak. Chcę założyć z tobą dużą rodzinę i mieć co najmniej pięcioro dzieci. - wyszczerzył się.
- W porządku. Możemy mieć pięcioro dzieci. - przeczesałam jego miedzianą czuprynę. - A co do tego placu zabaw… Pomysł mi się podoba, tylko… zastanawiałam się, czy nie wyprowadzić się stąd i nie kupić drugiego domu. Chciałabym zacząć od początku wszystko.
- Ale po co kupować? - ożywił się. - Przecież tu stoi mój dom. Kupiłem, gdy przyleciałem do Nowego Yorku, żeby ci… - urwał nagle i uciekł spojrzeniem.
- Żeby co? - zapytałam podejrzliwie.
- Nic, nic. Tak mi się tylko powiedziało. Bolą cię jeszcze plecy? - cmoknął mnie lekko. On mnie okłamuje, co za cham jeden!
- Nie bajeruj Cullen, tylko mów mi o co chodzi! - zmrużyłam oczy jak żmija czym wywołałam śmiech miedzianowłosego.
Pochylił się, przyciągając mnie mocniej do siebie i łącząc nasze usta w naprawdę namiętnym pocałunku. Wiedziałam co ten człowiek knuje i prawie mu się to udało. Odkręciłam szybko głowę w bok.
- Powiedz mi o co chodzi. - zażądałam. Poczułam jego ciepłe i podniecające pocałunki na szyi. Jęknęłam cicho i się odsunęłam na drugą stronę łóżka. - Edward! - zganiłam go ze śmiechem. - Powiedz mi, proszę.
Zielonooki westchnął ciężko i położył się na plecach.
- Czytałaś moje listy? - zapytał nie patrząc w moją stronę.
- Pewnie, że tak. Dzięki nim uświadomiłam sobie jak mocno cię kocham. - w kącikach jego ust zaczaił się uśmiech.
- A pamiętasz co było w ostatnim?
- Oczywiście. Znam go na pamięć. - taka była prawda. Czytałam go wiele razy. Więc zaczęłam go recytować. - Droga Bello, Nie wiem…
- Nie Bello. - Edward pokręcił głową, przerywając mi. Chodzi mi o to co napisałem w post scripts.
Zmarszczyłam brwi i posłusznie wyrecytowałam te trzy zdania.
-  Nie będę Cię szukał. Jeśli kiedykolwiek się spotkamy, wiedz, że to będzie czysty przypadek. Kocham Cię, Bello. Możesz mi w końcu wyjaśnić o co chodzi?
- Właśnie… To nie był przypadek. - wyszeptał. - Szukałem cię, a kiedy… kiedy dostałem twój adres… przyleciałem od razu. Musiałem poznać odpowiedź, dlaczego nie odpisywałaś na listy. O których jak się okazało nie miałaś pojęcia.
- Och Edwardzie! - wtuliłam się w niego mocno, a po policzkach spłynęły mi łzy. - Tak bardzo ci za to dziękuję. Bardzo mocno cię kocham.
- Ja ciebie również najdroższa. - wyszeptał mi czule do ucha i przycisnął wargi do mojego czoła. - Jesteś dla mnie wszystkim. Ty i nasze dzieci. Nie wiem co bym bez was począł. Nie pozwolę, aby znów ktoś stanął na naszej drodze. Nie pozwolę, rozumiesz mnie, Bello? - uniósł palcem moją brodę i spojrzał mi w oczy.
- T-tak. - wyszlochałam kładąc dłoń na jego policzku. Wyciągnęłam szyję i leciutko musnęłam jego usta swoimi. - Wierzę ci Edwardzie. W każde twoje słowo.
~*~
Miesiąc później mieszkaliśmy już w innym domu. Tym, który kupił Edward podczas swojego planu. Będę mu za to wdzięczna do końca życia. Siedziałam w naszej sypialni, rozpakowując walizki. Swoje i Edwarda. Składałam schludnie ubrania i wkładałam na odpowiednie półki w dużej szafie z lustrem.
- Bello! - usłyszałam głośne westchnięcie ukochanego. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. - Nie powinnaś się przemęczać! Zostaw, ja to zrobię!
Zaśmiałam się i zignorowałam narzeczonego. Z dnia na dzień jest coraz bardziej nadopiekuńczy. Z jednej strony to jest cholernie słodkie, że tak się o mnie troszczy, ale z drugiej cholernie irytujące.
- Kochanie… - zaczęłam spokojnie. - Nie jestem z porcelany. A tym się nie męczę. Nie mam zamiaru leżeć całe dnie w łóżku, oglądając telewizję albo czytając książkę. Muszę coś robić, bo inaczej będziesz musiał oddać mnie do psychiatryka. - wydęłam wargi.
- Czy ty nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? - podszedł do mnie powoli i wyjął z moich dłoni swój czarny podkoszulek i rzucił go niedbale na łóżko. Jego ramiona natychmiast objęły moją talię, a usta spoczęły na moich. - Chcę dla ciebie i malucha jak najlepiej.  - wyszeptał odsuwając się nieznacznie.
- Rozumiem kochanie, ale ja muszę się ruszać. Właśnie dla dobra swojego i dzidziusia. Jeżeli będę cały czas leżeć, to może naszemu dziecku zaszkodzić. Więc uspokój się najdroższy. - pogłaskałam go po policzku. - Wypakowywanie naprawdę nie jest ciężkie.
Edward przyglądał mi się przed dłuższą chwilę, marszcząc brwi. Ja cały czas się uśmiechałam.
- No dobrze. - poddał się w końcu. - Ale gdy będziesz się źle czuła, masz mi natychmiast powiedzieć! - pogroził mi palcem.
- Oczywiście, że ci powiem.  - wywróciłam oczami. - A teraz idź zrobić mi naleśniki, bo głodni jesteśmy. I Renesmee zapewne też.
- Już się robi. - pocałował mnie przelotnie i wyszedł z sypialni. Pomachałam mu na odchodnym i wróciłam do układania ubrań, których było już niewiele.
Wyciągnęłam Ness z Pokemonowego pokoju i zeszliśmy na dół gdzie Edward kładł kolejnego naleśnika na talerz.
- Yey! Naleśniki! - pisnęła Ness sadowiąc się przy stole. - Chce też kakao.
- Ja zrobię! - powiedziałam szybko i zabrałam się za robienie ciepłego napoju.
Po obiedzie - a może kolacji? - usiedliśmy wszyscy w salonie. Edward wziął Ness na kolana, a mnie czule objął ramieniem. Spojrzałam mu w oczy.
- Obiecaj mi, że tak będzie już zawsze.
- Obiecuję. - szepnął z powagą i złożył na mych wargach pocałunek. - Już zawsze.
--------------------------------------------------------------------------------------------
No wiem, rozdział dodany szybko. Prawda jest taka, że chcę dokończyć tego bloga najszybciej jak to będzie możliwe. Jestem podła? Możliwe XD Dziękuję wszystkim za pokrzepiające komentarze pod ostatnią notką. Nie mam zamiaru się tu rozpisywać, bo prawda jest taka, że jeszcze chwila i zasnę. Piszę rozdział na nowego bloga, ale nie idzie mi to za bardzo. Nie chcę tego sknocić choć czuję, że już to zrobiłam w pierwszym zdaniu. No nie ważne :) Jak zacznę publikować tam notki to sami ocenicie XD
Dobranoc,
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 17

Rozdział 17

Od tygodnia Edward jakoś się dziwnie zachowuje. Jest taki… tajemniczy. Nie wiem o co mu chodzi, a gdy się go pytam, twierdzi, że coś mi się wydaje. Wiem, że coś przede mną ukrywa i chcę wiedzieć co! Jestem jedynie pewna, że nie ma kochanki. Znam go bardzo dobrze. Nie zrobiłby mi tego. Kocha mnie. Tak, jestem pewna jego uczuć.
Podstawą związku jest zaufanie, a ja Edwardowi ufam. Bezgranicznie. I on ufa mi. Jasne, jestem o niego zazdrosna i mam ochotę wydrapać oczy każdej zdzirze, która się na niego gapi, ale kto by nie był na moim miejscu? Która normalna kobieta nie wściekałaby się widząc, że laski wpatrują się maślanym oczami i pełnym pożądania wzrokiem, w mężczyznę, który jest dla nas całym światem?  I do tego jeśli ten mężczyzna w każdej sytuacji wygląda jakby był modelem, który wyszedł z okładki najlepszej gazety?
I znów to samo pytanie: Czemu ten człowiek pokochał akurat mnie? Kim ja jestem? Nikim wyjątkowym. Zwykłą, szarą myszką. A on… pokręciłam głową. Chodzący Bóg seksu.
- Bella! - usłyszałam krzyk brata. Uch, no tak. Dziś urządzaliśmy z Edwardem grilla. Zaprosiliśmy Rose i Emmetta oraz Alice z Jasperem.
- Idę! - odkrzyknęłam.
Miałam już duży brzuszek. W końcu to już siódmy miesiąc. Sporo czasu minęło. Nadal tęsknię za Jacobem. I Nessie też. Widzę to, ale Edwarda również kocha. Kto normalny go nie kocha? Jest cudownym człowiekiem. Dba o mnie i Nessie. Czasem tylko odnoszę wrażenie, że mój ukochany zakończył dojrzewanie umysłowe na poziomie pięciu lat.
Ostatnio dał się pomalować Renesmee, bo Rose kupiła jej zestaw zabawkowy do makijażu. Wyglądał komicznie, ale jak zawsze seksownie. Oczywiście, nie mogłam tego zostawić bez pamiątki i zrobiłam mu serię zdjęć. Czy ten człowiek chociaż raz wyglądał źle? Nie, nie sądzę. Bez względu na to czy ma na sobie podarty worek na ziemniaki czy najlepszy garnitur, zawsze wygląda pociągająco.
Wzięłam z szafki dwie miski z jedzeniem na grilla i wyszłam powoli na zewnątrz, do ogrodu.
- I oto idzie moja piękna kobieta! - powiedział Edward pijąc piwo i stojąc przy grillu. Wywróciłam oczami, a w duchu westchnęłam. Mogłabym tak się gapić na niego cały dzień. I nigdy mi się nie znudzi widok tego mężczyzny. Mojego mężczyzny.
Postawiłam miski na stole i usiadłam obok Rosalie. Nessie przeszła do mnie na kolana i jadła kanapkę. Pogłaskałam ją po włoskach.
- Mamusiu, a kiedy dzidziuś się ulodzi? - zapytała z pełną buzią.
- Niedługo maleńka. Poczekaj jeszcze, hm? - uśmiechnęłam się do niej ciepło.
Poczułam na policzku ciepłe wargi ukochanego. Przekręciłam głowę i utonęłam w jego zielonych oczach. Uśmiechnął się do mnie zawadiacko i cmoknął słodko w usta. Nie wiem jak to zrobił, ale po chwili siedziałam na jego kolanach, a Ness nadal na moich.
- Moglibyście nie przy mnie? - Emmett udał zniesmaczenie, a ja parsknęłam cichym śmiechem. Ukochany oparł się brodą o moje ramie.
- Em, czyżbyś całowanie się widział tylko na filmach? Nie przeżyłeś nigdy niczego w rzeczywistości? - zakpił Edward. Mój brat zgromił go wzrokiem.
- Ej, ej! - uniosłam rękę. - Bez docinek proszę! Ja wiem, że wy dwaj bardzo lubicie się sprzeczać, ale darujcie sobie, chociaż dzisiaj, dobrze? Proszę pamiętać, że ja jestem w ciąży. Ciężarnym kobietom się nie odmawia!
- Mi będzie jakoś trudno zapomnieć. - szepnął miedzianowłosy, kładąc dłoń na moim brzuszku i zaczynając go delikatnie masować. Świnia! Wie, że jego dotyk mnie podnieca! Zmroziłam go wzrokiem, co wywołało jego cichy śmiech. Seksowny drań!
- Czy ty masz jakieś problemy w związku z moją ciążą?! - zmrużyłam oczy.
- Nie! - zaprotestował szybko, a kąciki jego ust zadrżały. - Zapomniałem też dodać, że nie chcę zapomnieć. - zaśmiał się. - Nie złość się. Złość piękności szkodzi.
- Ale i tak będziesz mnie kochał. - stwierdziłam.
- Zawsze ma belle. - cmoknął mnie lekko i słodko w usta. Teraz pewnie wyglądaliśmy jak para zakochanych nastolatków, ale nie przeszkadzało mi to. Przy Edwardzie czuję się jak nastolatka. Zakochana i szczęśliwa.

Leżałam zmęczona w sypialni, był już wieczór, a goście nadal byli. I to dość wstawieni. Zwłaszcza Edward. Nie będę go wciągać na górę, niech sobie nawet nie myśli. Pocałowałam Renesmee w czółko i wpatrywałam się w jej buźkę. Przesunęłam palcem wskazującym po jej zaróżowionym policzku.
Chyba śniło jej się coś miłego, bo uśmiechała się leciutko. Ledwo zauważalnie, ale jednak. Okryłam ją mocniej kołdrą i przytuliłam do siebie. Moja córeczka. Zaszłam w ciążę młodo, racja. Nie byłam pewna czy sobie ze wszystkim poradzę. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez tej małej, miedzianowłosej dziewczynki. Mojego słoneczka.
Wróciłam myślami do dnia, kiedy poznałam Edwarda. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pamiętam, że wtedy lało jak z cebra, a ja wracałam ze szkoły. Miedzianowłosy zajechał mi drogę i zaproponował, że mnie podwiezie. Zgodziłam się bez słowa. Następnego dnia nie padało, ale on czekał pod moim domem. Od tamtej pory zawsze służył mi jako szofer. Złapaliśmy wspólny język. Rozumieliśmy się jak nikt inny no i nadal tak jest.
Zawsze był moim ochroniarzem, bo ja byłam nieśmiała i nie umiałam się nikomu postawić. Teraz to się zmieniło - chodzi o moją nieśmiałość. Potem chodziły plotki, że Edward jest moim chłopakiem, co nas nieco bawiło. Czasem nawet odkrywaliśmy jakiegoś szopki przed całą szkołą. Ech, te czasy…
Teraz jesteśmy parą, mamy dziecko, a kolejne jest w drodze. Usłyszałam, że ktoś wchodzi po schodach, na górę. Ostrożnie wyszłam na korytarz i zobaczyłam zataczającego się Edwarda. Wzniosłam oczy ku górze.
- Renesmee śpi w naszej sypialni, więc ty śpisz w gościnnym. Nie zamierzam czuć przez całą noc wódki. - zmarszczyłam nos.
- Oj, kochanie… - zachwiał się, ale nie spadł ze schodów. Jeden punkt dla niego. - Uważam, że przesadzasz. Ja jestem całkowicie trzeźwy! - wybełkotał. Ledwo co go zrozumiałam. - Będziemy się teraz kochać na korytarzu. - zaczął zdejmować swoją koszulkę. Westchnęłam cicho.
- Nie. Nie będziemy się kochać Edwardzie. - złapałam go za nadgarstki. - Chodź. - zaprowadziłam go do pokoju gościnnego. - Uch. Jestem w ciąży i muszę się z tobą użerać! Nigdy więcej nie pijesz Cullen! - warknęłam. Pomogłam mu się rozebrać.
- Jak sobie tylko życzysz o pani! - chciał się chyba skłonić, ale padł na łóżko. Jezu, jutro niech mi choć piśnie na temat tego jaki go kac męczy to go zabiję. Narzuciłam na niego kołdrę, pocałowałam w policzek i wróciłam do Renesmee, przy której szybko zasnęłam.

Czułam, że coś muska moje policzki. Jęknęłam cicho i powoli uniosłam ociężałe powieki. Edward i Ness szczerzyli się do mnie szeroko. To oni mnie całowali i stąd te muskanie. Uśmiechnęłam się leniwie do nich.
- Hej. - wymruczałam. - Nie męczy cię kac?
- Już się z nim uporałem. Powinnaś wstawać. Wiem, że lubisz bardzo długo spać kochanie, ale jest już piętnasta. - momentalnie się rozbudziłam i usiadłam gwałtownie na łóżku, przez co zakręciło mi się w głowie. - Hej, hej! - Edward mnie przytrzymał. - Spokojnie Bells. Zejdźcie za chwile na dół, dobrze?
Pokiwałam głową.
- Tylko się ubiorę. - pocałował mnie szybko i wyszedł, prawie wybiegł. Hm, nie śmierdziało od niego wódką. Musiał długo myć zęby.
Ubrałam leginsy i luźną bluzkę. Moja córeczka uśmiechała się szeroko i wyglądała na podekscytowaną. Edward w sumie też, gdy wychodził. Co oni knują? Związałam włosy w koński ogon i wyszłam z sypialni. Na wejściu znieruchomiałam.
Na podłodze leżały płatki róż, tworząc coś w rodzaju dróżki. Renesmee złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić „dróżką”. Uch, teraz i ja byłam podekscytowana. Płatki były na korytarzu, a potem na schodach, po których zeszłam.
Wow! Mój ukochany stał w salonie w… garniturze! Podszedł do mnie nieśpiesznie, a w jego oczach widziałam niepewność i zdenerwowanie. O co chodzi do licha?! Nie dał mi się dłużej zastanawiać, bo padł przede mną na jedno kolano, a z wewnętrznej kieszonki czarnej marynarki wyjął małe, czerwone i zamszowe pudełeczko, w kształcie serca. Do moich oczu napłynęły łzy.
- Isabello… - zaczął, otwierając pudełeczko. Moim oczom ukazał się śliczny i na pewno drogi pierścionek. Przyłożyłam dłoń do ust. - Obiecuję kochać cię do końca swoich dni. Opiekować się tobą dniami i nocami. Będę cię chronił przed wszystkim co złe… zostaniesz moją żoną?
Czułam w gardle narastającą gule. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie dałam rady. Łzy spłynęły po moich policzkach i nie mogłam ich powstrzymać. Och, mój Edward.
Bardzo powoli pokiwałam głową.
- Tak… - udało mi się wyszeptać. Miedzianowłosy odetchnął z ulgą. Czyżby miał do tego wątpliwości? Jak mogłabym się nie zgodzić, aby być jego żoną?! Wsunął pierścionek na odpowiednie miejsce i ucałował każdy palec po kolei.
- Dziękuję. - wstał i wziął mnie w ramiona. Okręcił nami ze śmiechem. - Dziękuję ma belle.
Wtuliłam się w niego mocno, szczęśliwa jak nigdy dotąd. A więc to dlatego przez kilka ostatnich dni był taki dziwny! Planował oświadczyny. Mój kochany Edward. I jak ja mam go nie kochać?! Wiem, że się powtarzam, ale jednak… Jest cudowny, wspaniały, zabawny, opiekuńczy, odważny, romantyczny… Ideałów nie ma? Ja swój ideał znalazłam.
Przyciągnęłam jego twarz do swojej i złączyłam nasze usta w namiętnym acz czułym pocałunku. Oddałam tej przyjemności całe swoje serce. Oddałam siebie. Swoje emocje. Swoją miłość do niego. On nie pozostawał mi dłużny. Całował mnie z taką samą pasją.
- Nie ma za co… - wydusiłam, kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy. Oboje mieliśmy przyspieszone i nieco nierówne oddechy. - Nie znam innej odpowiedzi. Pragnę być twoją żoną.
- Teraz już będziesz tylko moja. - postawił mnie na podłodze i pocałował krótko.
- Już jestem Edwardzie. Zawsze byłam tylko twoja. - złapałam za klapę jego marynarki. - To nie było konieczne. - chociaż w garniturze wygląda jeszcze bardziej seksownie. Mówiłam już, że jest bogiem seksu, prawda?
- Ale miało być romantycznie. Udało mi się? - zapytał z błyskiem w oku. Nie mogłam się nie roześmiać.
- Och, tak. Udało. To były moje najlepsze oświadczyny. Dziękuję. - przytuliłam się do niego i przyciągnęłam też Renesmee, która szybko znalazła się na rękach u Edwarda.
- A to były jeszcze jakieś? - teraz to on się zaśmiał. Pocałował Renesmee w policzek, a potem mnie. - Kto chciał mi cię zabrać?
- Nie, nie było innych. - wyszczerzyłam się. - Jestem taka szczęśliwa Edwardzie. - wyznałam, a moje oczy znów zaszkliły się od łez. - Dzięki wam.
- A ja jestem szczęśliwy dzięki wam, ma belle. - starł kciukiem moje łzy. - Bez was moje życie nie miałoby żadnego sensu. Jesteście całym moim światem.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Witam ^.^
No i macie kolejny rozdział. Nie będę się zbytnio rozpisywała. Chciałam wam tylko podziękować za komentarze pod ostatnią notką, które naprawdę wiele dla mnie znaczą. Dziękuje, że jesteście <3 Koniec już tuż tuż, ale jeszcze pomęczycie się trochę ze mną :P
Kocham was,
s.w.e.e.t.n.e.s.s

Edit: Zapomniałam! Jeżeli ktoś chce się ze mną skontaktować, mam nowe gg :P 51086397

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 16

Rozdział 16

Całą jazdę taksówką do domu przespałam, choć przebudzałam się co jakiś czas. Podróże od zawsze są dla mnie męczące. Edward wniósł mnie do domu, tuląc do siebie jak małe dziecko. Nessie najwyraźniej nie była zmęczona, bo szła przed nami wesoło podskakując w miejscu. Położyłam głowę na ramieniu Edwarda i zamknęłam oczy.
- Będziesz jeszcze spała? - zapytał miedzianowłosy, pochylając się nad moim uchem. Zerknęłam na niego spod pół przymkniętych powiek. W kącikach jego ust czaił się złośliwy uśmieszek. Co on znów knuje?
- Tak… - mruknęłam otwierając szerzej oczy - A co?
- Nie, nic. Śpij, śpij. Musisz wypocząć - i już na mnie nie patrzył, tylko na naszą córeczkę. Uśmiechał się szeroko, a minę miał taką jakby układał w głowie jakiś plan. Wolałam się nad tym nie zastanawiać, tylko spać. I zanim ukochany położył mnie na łóżku, ja już zdążyłam odpłynąć.

Czułam się wypoczęta i… szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. W pokoju było ciemno. Ile ja spałam? Wymacałam przełącznik od lampki nocnej i ją włączyłam. Przeciągnęłam się na łóżku z jękiem, a potem usiadłam na łóżku.
Zeszłam na dół z szerokim uśmiechem. Edward siedział na kanapie jak gdyby nigdy nic i oglądał mecz. Wywróciłam oczami i zeskoczyłam z ostatniego stopnia schodów, przez co ukochany zwrócił na mnie swoje zielone oczy.
- Ślicznie wyglądasz. Podoba mi się ta fryzura - wstał i powoli ruszył w moją stronę - Tak cholernie seksownie - uśmiechnął się złośliwie, a w jego oczach zobaczyłam jakiś błysk. On na pewno coś knuje.
- Em… Dziękuję - mruknęłam wchodząc tyłem po schodach. Jego uśmiech się powiększył. Cholera! - Renesmee śpi? - spróbowałam odwrócić jakoś jego uwagę.
- Może tak. Może nie - nadal się do mnie zbliżał. Miałam serce w gardle i czułam podekscytowanie - Nie wiem. Jest u twojego brata.
- Dlaczego? - uniosłam brwi, wchodząc na kolejne stopnie.
- Cóż… - wzruszył nonszalancko ramionami - Mam pewne plany na dzisiejszy wieczór.
- Tyle to ja już się zdążyłam domyśleć - wyznałam. Skończyły mi się schody - A mogę wiedzieć jaki to jest plan?
- O nie kocie - zaśmiał się głośno - Tego to ja ci nie powiem. Po jakimś czasie sama się domyślisz. Mogłabyś przestać przede mną uciekać?
- Nie - potrząsnęłam głową. Wtedy on się rzucił w moją stronę, a ja z piskiem zaczęłam biec do sypialni. Niestety on był szybszy. Złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie od tyłu.
- Mam cię - szepnął z cichym śmiechem. Szybkim ruchem wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni - Bardzo się za tobą stęskniłem, wiesz? - zapytał zdejmując ze mnie koszulkę.
- Kochanie, pragnę ci przypomnieć, że kilka godzin temu się pieprzyliśmy w samolocie - zaśmiałam się. Zatrzymałam jego ręce, które zmierzały w kierunku moich dżinsów, na co on zrobił minę w stylu „Serio myślisz, że mnie powstrzymasz?” i zdjął ze mnie spodnie.
- I co z tego? To aż kilka godzin - odchylił moją głowę do tyłu i zaczął mnie namiętnie całować - Muszę się tobą nacieszyć. Mam nadzieję, że się wyspałaś.
- Wyspałam - wymruczałam w jego usta - Rozumiem, że nacieszenie się moją skromną osobą, jest tym twoim tajnym planem, którego nie chcesz mi zdradzić? - zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Och, rozgryzłaś mnie - uśmiechnął się, przygryzając moją dolną wargę i lekko ją ssąc - Cieszę się, że ten plan ci odpowiada - pchnął mnie na łóżko i położył się nade mną.
- A czy ja tak powiedziałam? Może wcale nie chcę? - drażniłam się z nim. On tylko się zaśmiał i pozbył mojej bielizny.
- Ale ja wiem, że chcesz - zamruczał. Odgarnął moje włosy i zaczął okładać pocałunkami moją szyję, co chwilę ją ssąc lub przygryzając.
- Jesteś za bardzo pewny siebie - odchyliłam głowę, aby dać mu lepszy dostęp do szyi. Zamknęłam oczy, a na moje usta wkradł się leniwy uśmiech.
- A ty zdecydowanie za dużo mówisz - zaśmiał się, a ja już się nie odezwałam tylko zacisnęłam wargi. - Grzeczna dziewczynka - podniósł się ze mnie, więc otworzyłam oczy, aby widzieć co robi. Uniosłam się na łokciach i przekrzywiłam głowę, patrząc jak mój ukochany pozbywa się ubrań ze swojego cudownego ciała. Po krótkiej chwili, Edward stał przede mną tak jak Bóg go stworzył.
  Nim się obejrzałam siedziałam na jego udach, więc objęłam go nogami. Przygryzł moją wargę i otarł się torsem o sutki, co wywołało mój cichy jęk, a oddech mi lekko przyspieszył. Przylgnęłam do niego całym ciałem czując jego rosnącą erekcję. Zaczął całować mnie po żuchwie, schodząc z pocałunkami na szyję i dekolt, aż do piersi. Chwycił wargami lewy sutek, lekko za niego ciągnąc, a potem zrobił to samo z prawym. Pragnęłam go już poczuć w sobie, ale jemu się chyba nie spieszyło. Pieścił ustami i językiem moje piersi, a ja jęczałam zadowolona. Odchyliłam głowę do tyłu i wplotłam palce w jego czuprynę.
Położył się na plecach, a ja siedziałam nadal na jego udach. Położył dłonie na moich biodrach i uniósł je. Jęknęłam gdy opuścił moje ciało na siebie, jednocześnie we mnie wchodząc. Złapałam go za ramiona i zaczęłam się na nim powoli unosić. Dostosował ruchy bioder do moich, mocno trzymając moje biodra. Nagle usiadł, jedną ręką oplatając moją talię, a drugą podpierając się, aby nie upaść. Złączyłam nasze usta w gorącym i namiętnym pocałunku. Poruszałam się na nim coraz szybciej i mocniej.
- Tak - warknął w moje usta - Dojdź do mnie Bells.
Zacisnęłam dłonie na jego ramionach mocniej. Doszliśmy praktycznie w tym samym momencie. Edward z powrotem się położył, a ja na nim. Dyszałam cicho, wdychając jego edwardowy zapach. Mogliby wytworzyć takie perfumy, tylko dla mnie. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi, a on głaskał leniwie moje plecy.
- Kocham cię - wyszeptał mi do ucha, przygryzając jego płatek.
- A ja kocham ciebie - mruknęłam, całując jego policzek. Pod wargami wyczuwałam jego lekki zarost, z którym wyglądał jeszcze bardziej seksownie niż zazwyczaj - Nie wiem jak mogłam tego nie odkryć wcześniej.
- Nie mówmy o tym - pocałował mnie w czoło. Słyszałam jak zaciąga się moim zapachem - Co było, minęło. Nie rozpamiętujmy już tego.
- Tak jest psze pana - zachichotałam cicho i się podniosłam - Przez ciebie zgłodniałam - wydęłam zabawnie wargi. Uniósł moje biodra, wysuwając się ze mnie, na co się skrzywiłam lekko.
- Mam ci zrobić jeść? - zapytał ze złośliwym uśmiechem i iskierkami w oczach.
- Nie, nie! - zaprotestowałam szybko co wywołało jego głośny śmiech. Pacnęłam go lekko w ramię. Aż za dobrze pamiętam, jak kiedyś próbował gotować. Nawet mi wodę na herbatę przypalił. Jedyne co umie robić to kanapki. Założyłam bieliznę, a na to jego T-shirt. Poszłam do łazienki i próbowałam rozczesać swoje włosy, które były cholernie poplątane. Syczałam cicho rozczesując kołtuny.
- Daj, ja to zrobię lepiej - Edward stanął za mną, ubrany w swoje dżinsy, a nasze spojrzenia skrzyżowały się w lustrze. Uśmiechnęliśmy się do siebie jak dwójka zakochanych ludzi. Oddałam mu szczotkę. Musiałam przyznać, że jemu wychodziło to o wiele lepiej niż mnie. Czyżby skończył studia fryzjerskie? - I proszę bardzo - pocałował mnie w tył głowy, a szczotkę odłożył na szafkę. Wsunął dłonie pod koszulkę, podciągając ją do góry.
- Edward! - odsunęłam jego ręce ze śmiechem i wyszłam z łazienki - Trochę przyzwoitości!
- Ale po co? - czułam na sobie jego pożądliwy wzrok, gdy podążał za mną, krok w krok. Nie odpowiedziałam mu na to „pytanie”. Zeszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę, sobie naturalnie na herbatę.
- Na co masz ochotę? - zerknęłam na niego. Siadł na stołku barowym. Oparł brodę na splecionych dłoniach, a łokcie położył na blacie i mi się przyglądał, jakbym była ósmym cudem świata.
- Na ciebie - odpowiedział od razu. Wzniosłam oczy ku górze. Ten człowiek jest napalony, ale cholernie go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Wyjęłam z szafki makaron.
- Spaghetti może być? - zapytałam nie patrząc na niego.
- A będę mógł cię nakarmić? - zapytał kładąc dłonie na moich biodrach i pociągając mnie w tył, do siebie - Zostaw to - wyjął mi z rąk opakowanie makaronu i odłożył na blat - Jeść możemy później - szybkim ruchem posadził mnie na szafkach, a ja pisnęłam zaskoczona.
- Czy ty chcesz mnie… - nie dokończyłam, bo przerwał mi pocałunkiem. Położyłam dłonie na jego karku, masując go. Zamruczał biorąc w zęby moją dolną wargę i lekko ją ssąc. Uniósł mnie jedną ręką, a drugą pozbył się moich majtek… rozrywając je.
- Mówiłaś coś kochanie? - uśmiechnął się, a ja tylko pokręciłam głową. Mój oddech przyspieszył, a w podbrzuszu czułam przyjemny ucisk. Pochyliłam się i zsunęłam jego spodnie, a potem bokserki - Cieszę się, że nie protestujesz - odkopał ubrania gdzieś na bok - Rączki do góry - tak też zrobiłam i straciłam koszulkę, potem stanik. Edward odsunął się o krok, przekrzywiając głowę - Jesteś śliczna ma belle.
- Ty też jesteś niczego sobie - wyciągnęłam ręce w jego stronę i przyciągnęłam go do siebie - I co najlepsze… jesteś mój panie Cullen .
- O tak… - szepnął, nie odrywając swoich ust od moich. Wsunął się we mnie szybko i mocno. Jęknęłam zaskoczona.
- Z ciebie to się zrobiło jakieś zwierzę - zacisnęłam dłonie na blacie, gdy zaczął się we mnie nieznośnie powoli poruszać. Trzymał mnie mocno za biodra, wbijając swoje długie palce w moje ciało. Przeniosłam ręce na jego ramiona i objęłam go nogami w pasie.
- Stęskniłem się, to wszystko - wycharczał stopniowo przyspieszając i wzmacniając ruchy - Ale ty też się nie wydajesz zniechęcona - uśmiechnął się rozbrajająco.
- Bo nie jestem. Od pięciu lat żyję w celibacie - już miał się odezwać, ale zaatakowałam jego usta swoimi, nie pozwalając mu na to - Za dużo mówisz - zacytowałam jego wcześniejsze słowa, na co on tylko się zaśmiał.
Oparłam się czołem o jego i patrzyłam mu w oczy. Miał rozchylone usta i oddychał szybko. Wplotłam palce w jego niesforne włosy i jęczałam coraz głośniej. Edward gwałtownie wzmocnił i przyspieszył pchnięcia. Krzyknęłam z rozkoszy. Wiedziałam, że niedługo znów zacznę szczytować, a po minie mojego lubego widziałam, że również jest blisko.
- Edward! - krzyknęłam. Doszłam mocno, zaciskając dłonie na jego bicepsach. Edward doszedł chwile po mnie. Położyłam głowę na jego piersi, wsłuchując się w bicie jego serca. Oddychałam szybko i nierówno, tak jak on.
- Jesteś cudowna ma belle - wyszeptał, chowając nos w moich włosach i zaciągając się moim zapachem. Zamknęłam oczy i byłam już na granicy snu, gdy Edward odsunął się we mnie - Zmęczona? - uśmiechnął się złośliwie, a ja na potwierdzenie kiwnęłam głową.
- I głodna - dodałam wydymając wargi - Nie dałeś mi zrobić jeść.
- Serio, Bell? - zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu - Po seksie myślisz o jedzeniu?
- Spadaj, co?! - rzuciłam w niego ściereczką - Jestem kobietą w ciąży, która jest ciągle głodna. Musisz się z tym pogodzić. I przygotować na moje humorki i zachcianki.
- Już się tego nie mogę doczekać - w oczach tańczyły mu wesołe iskierki. Teraz to ja się zaśmiałam. Położyłam dłonie na jego ramionach i zeskoczyłam z szafek - Och, ma belle… - objął mnie, gdy się od niego odwróciłam - Dopiero wieczór, a ty już zmęczona… - przesunął dłonie niżej i położył je na wnętrzach moich ud - Przed nami cała noc - pocałował kącik za moim uchem - I nie mam zamiaru pozwolić ci się wyspać - po tych słowach wziął mnie na ręce i zaniósł do naszej sypialni, znów nie pozwalając mi się najeść.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam,
Napisałabym jakąś przemowę, ale nie miałaby ona składu i ładu ponieważ czuję się jak naćpana. Wszystko przez wakacje. Dopóki wychowawczyni nie wyczytała mojego nazwiska miałam stracha, że jednak nie zdaje.
No więc... Zostały jeszcze dwa rozdziały i epilog. Namyślam się nad rozpoczęciem kolejnego bloga, ale powody zostawię dla siebie : )
To już ode mnie wszystko. Dziękuje za komentarze, które pojawiły się pod poprzednią notką.

Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^.^

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 15

Rozdział 15

Siedziałam w wygodnym fotelu w samolocie. Wystartowaliśmy. Czyli nie przyszedł. Nic go nie obchodzę. Ani ja, ani nasze dzieci. Spojrzałam na Renesmee. Wyraźnie posmutniała. Spuściła główkę, a twarz zasłoniła jej kurtyna włosów. W uszach miała słuchawki, ale wątpiłam, aby w tej chwili ciekawiła ją bajka, choć jej nie wyłączyła.
- Dupek. Frajer. Kretyn. Idiota. Cymbał - wyrzucałam pod nosem wszystko co mi ślina na język przyniosła. Do tego wiele innych mniej cenzuralnych słów, ale wolę ich nie przytaczać. Kobieta siedząca przede mną zerknęła na mnie, a ja posłałam jej wrogie spojrzenie i natychmiast wróciła do poprzedniej pozycji.
- Kto zasłużył na takie słowa? - usłyszałam męski głos. Serce mi zadudniło i odwróciłam szybko głowę. W przejściu, między fotelami stał Edward. Miał na sobie dżinsy, podkoszulkę i koszulę. Ręce włożone w kieszenie, włosy jak zawsze w klasycznym nieładzie, a na jego przystojnej twarzy złośliwy uśmiech. Odpięłam pas i rzuciłam mu się na szyję. Objął mnie ze śmiechem i ucałował mój policzek - Naprawdę sądzisz, że pozwoliłbym odlecieć wam beze mnie?
- Tak… tak, sądziłam - odsunęłam się od niego. Edward chwycił moją dłoń w swoją. Spojrzałam na Renesmee. Wpatrywała się w szybę, najwyraźniej niczego nieświadoma. Edward puścił moją dłoń, a ja usiadłam obok córki. Wyjęłam jej słuchawki z uszu - Kochanie, ktoś do ciebie.
Odkręciła głowę w moją stronę, a potem jej wzrok powędrował ku górze. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Tata! - krzyknęła, a Edwarda zamurowało. Pomogłam Ness wyswobodzić się z krępujących pasów - Psysedłeś! - walnęłam ukochanego w ramię, żeby się otrząsnął. Zamrugał i też się uśmiechnął.
- Pewnie, że tak. Nie mógłbym was zostawić samych - wyciągnął do niej ręce, a ona uszczęśliwion, wpadła w jego ramiona. Uwiesiła się jego szyi. Ludzie patrzyli się na to zamieszanie i podeszła do nas stewardessa.
- Proszę państwa, muszą państwo usiąść - upomniała nas, a na jej twarz wystąpiły rumieńce, zapewne na widok Edwarda. Wypięła dumnie pierś i zatrzepotała rzęsami. Co za… Uch! Wara od niego ty głupia blondynko! Zaproponowała nam coś do picia, starając się zwrócić na siebie uwagę miedzianowłosego, ale ten zupełnie nie zwracał na nią uwagi, co mnie ucieszyło.
Ukochany usiadł od brzegu, ja po środku, a Ness… na kolanach swojego taty. Opowiadała mu zawzięcie gestykulując rączkami, a on pochłaniał z ciekawością każde słowo. Jakby wyznawała mu jakiś wielki sekret. Patrzyłam na tą scenę z uśmiechem. Czas na chwilę się zatrzymał. Czy teraz już wszystko będzie dobrze? Zero kłopotów? Och, mam taką nadzieję.
Edward oderwał wzrok od naszej córki i skupił go na mnie. Obdarzył mnie szerokim uśmiechem, a potem złożył na mych ustach słodki pocałunek. Przygryzł moją wargę.
- Nie zostawię już was - szepnął w moje usta. Objął mnie opiekuńczo ramieniem.
- Powinnaś iść spać skarbie - pocałowałam Ness w czółko.
Dziewczynka spojrzała na Edwarda.
- A jak się obudze, będzies? - zapytała z nadzieją, a on pokiwał głową z uśmiechem.
- Będę. Śpij Ness - cmoknął ją we włoski. Rozłożył wolny fotel i położył tam naszą córkę - Kolorowych snów - szepnął jej do uszka.
- Branoc - mruknęła i się skuliła, zamykając swoje czekoladowe oczka. Edward odgarnął jej włosy z twarzy, a ona zmarszczyła niezadowolona nosek i odkręciła się do nas plecami. Nie udało mi się powstrzymać cichego chichotu.
- Jest strasznie podobna do ciebie - powiedziałam, kładąc ukochanemu głowę na ramieniu. Objął mnie opiekuńczo i przycisnął do siebie mocno. Udałam, że brakuje mi powietrza, na co on tylko się zaśmiał.
- Mam tylko nadzieję, że będzie podejmowała lepsze decyzje niż ja - westchnął i utopił nos w moich włosach. Usłyszałam jak zaciąga się moim zapachem. Mogłam się też założyć, że zamknął oczy. Uśmiechnęłam się.
Tak to właśnie powinno było wyglądać. Wtuliłam się w niego. Byłam zmęczona. Zakryłam usta dłonią i ziewnęłam.
- Śpij kochanie - szepnął w moje włosy - Ja przy tobie będę. Cały czas. No chyba, że sama mnie przegonisz. Odsunęłam się od niego i przewróciłam oczami.
- Teraz? Po tym wszystkich? Po tym jak cię odzyskałam? Po tym jak mi wybaczyłeś? - uniosłam brew i potrząsnęłam głową - Nigdy - westchnęłam. Zbiera się chyba na poważniejszą rozmowę - Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale…
- Przestań! - zatkał mi usta dłonią. Przewróciłam oczami, znów, a on się zaśmiał - To co było, a nie jest nie pisze się w rejestr - zmarszczył brwi - Czy jakoś tak. Nie ważne. Posłucha mnie Bells… - miał poważną minę - Zawiniłaś ty jak i ja. Cicho! - zmrużył oczy,  widząc, że chcę coś powiedzieć - Po prostu o tym zapomnijmy. Zacznijmy wszystko od nowa. Ja, ty, Ness i nasze drugie dziecko - położył dłoń na moim brzuchu - Kocham cię Bello i nie chcę cię stracić, rozumiesz?
Pokiwałam głową. Zabrał dłoń z moich ust, ale szybko zastąpiły ją jego cudowne usta. Oddawałam jego pocałunki cicho mrucząc z zadowolenia.
- Też cię kocham - szepnęłam, gdy się od niego oderwałam i wyrównał mi się oddech - I chcę zacząć wszystko od nowa. Z waszą trójką - uśmiechnęłam się.
Jedną dłoń nadal trzymał na moim brzuchu, który zaczął masować. Podnieciło mnie to, ale starałam się to zignorować. A drugą dłonią przejechał po moim policzku, brodzie, szyi, wywołując przyjemne dreszczyki na moim ciele. Wziął naszyjnik i go otworzył. Nadal było tam nasze zdjęcie.
- Hm… - mruknął wydymając wargi - Wiedziałem, że będzie do ciebie pasował - przekrzywił głowę. Wyglądał zabawnie w tej chwili. Powstrzymałam chichot, ale nie powstrzymałam szerokiego uśmiechu - Naprawdę za tobą tęskniłem. Przez te pięć lat. Codziennie o tobie myślałem. Traciłem nadzieję, że kiedykolwiek znów cię ujrzę. Zdjęcia nie oddają twojego prawdziwego piękna. No i nie czułem ciepła twojej skóry. Twojego cudownego zapachu. Nie słyszałem twojego głosu, twojego śmiechu… Nie mogłem oglądać twojej nachmurzonej lub rozradowanej buźki, w zależności od twojego nastroju - patrzyłam się na niego szeroko otwartymi oczami - To wszystko miałem tylko w swojej głowie. I wiesz co mnie ucieszyło? - uniósł wzrok znad naszyjnika, na moją twarz - Że nadal pachniesz tak samo. Nadal tak samo się uśmiechasz czy złościsz. Twoja skóra nadal jest tak samo ciepła i miękka w dotyku - o cholera. Zamrugałam oczami. Serio?! To powiedział Edward?! MÓJ Edward?! Miedzianowłosy zaśmiał się na widok mojej miny i cmoknął mnie słodko w usta - Wiem, wiem. To nie podobne do mnie, ale każdemu zdarza się powiedzieć coś, przez co wyjdzie na psychola.
- No… To zupełnie nie w twoim stylu. I ani razu nie przekląłeś, co jest naprawdę do ciebie nie podobne. Jednak te słowa były bardzo miłe wiesz? - uśmiechnęłam się - Ja też za tobą bardzo tęskniłam. Nie, nie licz, że ja się rozkręcę jak ty - pocałowałam jego policzek. Wyczuwałam pod ustami kujący zarost mego towarzysza - Też tęskniłam. Czasem nawet odpływałam, gdy myślałam o tobie. O tym co było kiedyś - jego usta wygięły się w złośliwym uśmiechu. Walnęłam go lekko w ramie - Mówię poważnie. Czasem widząc parę przyjaciół, myślałam, że kiedyś to byliśmy my. Tęskniłam za tym co było. Tylko ty znałeś mnie wtedy na wylot. Nawet gdy milczałam. Byłeś moim najlepszym przyjacielem, potem kochankiem… No, a teraz jesteś mężczyzną, który zdobył moje serce. Mężczyzną, któremu urodziłam dziecko i urodzę kolejne.
- A miałaś nie mówić czegoś, co nie jest podobne do ciebie - zaśmiał się. Odpiął mi pas. No ludzie, już lecieliśmy nie był mi potrzebny, i szybkim ruchem przeciągnął mnie na swoje kolana. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi, a on głaskał moje plecy - Przeczytałaś moje listy Bells?
- Mhm… - mruknęłam i kiwnęłam głową. Pocałowałam kącik za jego uchem - Wszystkie. Nawet po kilka razy. Trzymam je nawet pod poduszką. Naturalnie płakałam przy tym jak bóbr.
- Aż takie wzruszające były? - zaśmiał się, ale w jego oczach, cudownych, zielonych oczach czaiła się powaga.
- To też. Ale były też pisane prosto z serca - uśmiechnęłam się - No i uświadomiłam sobie jak wiele straciłam. Przez własnych rodziców - potrząsnęłam głową. Przygryzłam wargę, na co on uniósł jedną brew.
- O co chodzi Bells? - zapytał. No tak. Jak zawsze.
- Dzięki tym listom uświadomiłam sobie jeszcze jedno. Uświadomiłam sobie jak bardzo mocno cię kocham i nie jak przyjaciela, ale jak mężczyznę, u którego boku chcę spędzić resztę swojego życia - spojrzałam mu w oczy. Z jego własnych biła miłość. Położyłam dłonie na jego karku i bawiłam się włoskami, które tam się znajdowały.
- Czy nadal drzemie w tobie ta szalona Bella, którą byłaś pięć lat temu? - uśmiechnął się figlarnie. Co on knuje? Wzruszyłam ramionami - Cóż, zaraz się przekonamy - sprawdził czy Ness śpi i wstał. Ruszył… gdzieś, ciągnąc mnie za sobą. Zmarszczyłam brwi.
- O nie! - pisnęłam - Edward, oszalałeś?! - on tylko się zaśmiał i po chwili już zamykał drzwi od kabiny - Edward, nie zamierzam się z tobą kochać w toalecie! - ale… to było podniecające. Serio. On znów się zaśmiał. Pochylił się nad moim uchem i przygryzł jego płatek.
- W szkole ci to nie przeszkadzało - zamruczał, a ja zadrżałam - Czasem nawet sama mnie ciągnęłaś - odchylił moją głowę i odgarnął włosy, aby mieć lepszy dostęp do mojej szyi, na której składał pocałunki. Czułam przyjemny ucisk w podbrzuszu i wilgoć między nogami. Przygryzłam wargę.
Nasze usta szybko się odnalazły i złączyły w namiętnym i gorącym pocałunku. Jęknęłam w jego usta. Objęłam go rękoma za szyję, a palce wplotłam w jego włosy. Jego dłoń zjeżdżała w dół mojego ciała. Rozpiął moje dżinsy i je rozsunął. Przygryzł moją wargę, a potem ją zassałam. Znów jęknęłam. Wyczułam jak się uśmiecha.
- Masz za dużo ubrań - wymruczał. Złapał za krawędzie mojej koszulki. Uniosłam ręce no góry i po chwili byłam w samym staniku. Wyczuwałam jego nabrzmiałą erekcję i po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć - Co się szczerzysz?
- Nic - pokręciłam głową, nadal się uśmiechając - Zupełnie nic.
- Akurat - przycisnął mnie do ściany kabiny i otarł się o mnie. Wciągnęłam głośno powietrze i zacisnęłam zęby, aby nie jęknąć - Hm… - polizał najpierw jeden obojczyk, a potem drugi - Nie podoba mi się, że nie jęczysz. Trzeba to zmienić.
- Edward do cholery, jesteśmy w samolocie… Usłyszą nas! - czy ten człowiek w ogóle nie myśli? - Usłyszysz moje jęki w domu. Chodź tu - złapałam go za koszulę i przyciągnęłam do siebie, aby złączyć nasze usta.
- Jesteś strasznie niecierpliwa - zaśmiał się, wsuwając język do mych ust. Jedną ręką rozpiął mój stanik i po chwili stałam w samych dżinsach. Tak nie będzie. Zdjęłam z niego koszulkę - O nie… - złapał mnie za nadgarstki, gdy chciałam rozpiąć jego spodnie - Cierpliwości - zaczął pieścić ustami i językiem moje piersi. Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy - Dobrze?
- Głupie pytanie - jęknęłam, gdy zassał mojego sutka. Zacisnęłam zęby - Pragnę cię Edwardzie. Proszę, kochanie.
- Gdyby nie to, że mamy mało czasu, chętnie zobaczyłbym jak mnie błagasz - zaśmiał się. Chwile później oboje byliśmy nadzy. Uniósł mnie do góry, a potem wsunął się we mnie. Udało mi się powstrzymać jęk. Objęłam jego biodra nogami - Jesteś piękna Bells - trzymał ręce na moich biodrach i zaczął mnie na sobie unosić.
Uczepiłam się kurczowo jego ramion i zadrżałam. Nasze usta znów się ze sobą zderzyły i złączyły w pocałunku, a on nie przestawał się we mnie poruszać. Starałam się, naprawdę starałam, nie jęczeć, ale to było trudne. Ściana za moimi plecami była zimna, ale w tej chwili mi to nie przeszkadzało. Moje ciało było gorące, tak myślę. Albo to mi było gorąco.
- Gdy tylko znajdziemy się w domu… - wycharczał w moje usta - Nie będę taki miły jak teraz kochanie - co to miało oznaczać? A znając Edwarda… mam się czego bać. Może i bym pomyślała nad tym dłużej, ale on nie za bardzo mi w tym pomagał, poruszając się we mnie coraz szybciej i coraz mocniej. Zaciskałam mocno zęby, a głowę odchyliłam do tyłu, co on wykorzystał. Jego język zaczął błądzić po mojej szyi. Zaczęłam się na nim zaciskać, a on wzmocnił ruchy. Coś we mnie eksplodowało. Jakbym się rozpadała. To było… bolesne i przyjemne. Cichy jęk wyrwał się z moich ust, dlatego szybko ugryzłam swój nadgarstek. Edward znieruchomiał i oparł się czołem o moje - Kocham cię Isabello - cmoknął mnie i wysunął się, na co ja się skrzywiłam. Lubiłam go czuć w sobie. Wydęłam wargi i za to otrzymałam kolejnego, soczystego całusa - W domu skarbie.
Kiwnęłam głowy. Ubraliśmy się. On przeczesał swoje włosy, a z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech zadowolenia. Miałam ochotę go walnąć. Odwróciłam się w stronę lustra. O cholera. Miałam poplątane włosy. Przez niego! Zmrużyłam oczy. Stanął za mną.
- Ślicznie wyglądasz - położył dłonie na moich biodrach i pocałował mnie w tył głowy - Lubię twoją fryzurę „po seksie” - przewróciłam oczami i starałam się doprowadzić włosy do porządku - Daj, pomogę ci westchnęłam z rezygnacją i zwiesiłam ramiona. Odkręcił mnie w swoją stronę i zaczął palcami rozczesywać mi włosy. Nie wiem ile tak staliśmy - No. Już. Chociaż naprawdę tamta fryzura bardziej mi się podobała.
- Będę w takiej chodziła po domu - przejrzałam się w zwierciadle. Uf, moje włosy wyglądały prawie normalnie. Edward wyciągnął mnie z łazienki. Szłam między fotelami, purpurowa na twarz i oczywiście rozbawiłam tym mojego lubego - Cieszę się, że cię rozbawiam - burknęłam. Nessie nadal spała. Usiadłam w fotelu i założyłam nogę na nogę.
- Kociaku, nie gniewaj się na mnie. Po prostu jestem szczęśliwy - wzruszył ramionami i zaczął mnie całować. Jak ja mam się na niego gniewać, gdy on tak łatwo potrafi mnie rozproszyć?! Nie wytrzymam z tym człowiekiem chyba. Raz mnie drażni, potem rozprasza… Och, znów hormony! Usadowiłam się wygodniej w swoim fotelu i odrobinę go rozłożyłam.
Edward poprosił Stewardessę o trzy poduszki i trzy koce. Ta jebana blondyna robiła co kazał. Była na jego pstryknięcie palcem! Uch, irytuje mnie i ona! Najpierw mój ukochany okrył szczelnie Ness i podłożył jej pod głowę poduszkę, a potem zrobił to ze mną. Zaśmiałam się. On jest cudowny. No mówię… hormony. Uch!
Położyłam się na boku i zamknęłam oczy szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Bo w końcu mam przy sobie Edwarda. Odnalazłam jego dłoń, a on splótł nasze palce ze sobą.
- Dobranoc Bells - mruknął.
- Dobranoc potworze - szepnęłam.
- Jestem potworem? - mogłam się założyć o wszystko, że otworzył oczy, o ile je zamknął, i uniósł brew. Pokiwałam głową.
- No… - powiedziałam sennie - Nawet nie wiesz jak wielkim potworem. Bestią.

- W takim razie… Piękna dobrała się z Bestią - wyczułam na policzku pocałunek chłopaka, ale ja już odpłynęłam w krainę snów.
---------------------------------------------------------------------------------------
A więc...
Koniec LSTH zbliża się wielkimi krokami i przybliża się początek nowego bloga. Tak samo jak zbliża się czas, na który wszyscy czekają całe 10 miesięcy. Wakacje. Macie już plany? Ja mam, ale nie wiem czy uda mi się je zrealizować. Oby.
Poprawiłam polski, niemiecki (chyba), matme (o zgrozo) i został mi tylko angielski. Jeden sprawdzian. Siedzę u kuzyna, patrząc jak bawi sie samochodami i czekam na mamę, która ma mnie zawieźć do szkoły. Uwielbiam jeździć tylko na jedną godzine.
Dość mojego smęcenia. Miłego dnia wszystkim!

Pozdrawiam,
Wasza s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 14

Rozdział 14

Miałam wrażenie, że nogi mam z waty. Zrobiło mi się słabo. Oparłam się o balustradę, łapiąc gwałtownie powietrza, kiedy usłyszałam, że pod dom zajeżdża samochód. Powoli odkręciłam głowę. Czarny, sportowy samochód z przyciemnianymi szybami. Nie widziałam kierowcy. Dopóki nie wysiadł. Edward!
Nie wiedziałam co mną kieruje. Nogi same mnie niosły. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję z płaczem. On zaskoczony złapał mnie w pasie i aby się nie przewrócić, oparł się o samochód. Szlochałam mu w koszulę. Czemu? Dlatego, że za nim tęskniłam? Dlatego, że przez chwilę myślałam, że coś mu się stało? A może i to i to?
W końcu się od niego odsunęłam i przetarłam policzki. Edward unikał mojego wzroku. I znów ten skurcz w żołądku. Spuściłam głowę. Zaczęłam żałować, że tu przyjechałam. Jestem niechciana. Więc po co to?
Esme zabrała Renesmee do środka, a ja poszłam z mężczyzną mojego życia do ogrodu. Usiadłam na dwuosobowej huśtawce i wpatrywałam się w czubki swoich adidasów. Edward stanął do mnie bokiem i patrzył się przed siebie.
- Jak mnie znalazłaś? - uniosłam głowę. Widziałam dokładnie jego lewy profil. Był cholernie przystojny. W czasach, gdy się przyjaźniliśmy każda dziewczyna ze szkoły na niego leciała. W sumie… pewnie teraz każda laska na niego leci. Tylko głupiej by się nie spodobał.
- Pomogła mi moja sekretarka - wyjaśniłam - Sprawdzając ciebie, nic nie znalazła i wpadła na pomysł, żeby sprawdzić twoich znajomych. Alice Brandon, kupiła bilet, ale w tamtym czasie była w domu. Dodała dwa do dwóch.
Kiwnął tylko głową i znów zapadła między nami cisza. Zerknęłam na dom. Drzwi do ogrodu były rozsunięte i z wnętrza słyszałam głos swojej córeczki jak i Esme. W pewnym momencie zobaczyłam biegnącą Renesmee, a za nią mamę mężczyzny, którego kocham całym sercem.
- Edward… - zaczęłam po kilku minutach, przerywając tę krępującą ciszę, jednak wtedy na mnie spojrzał. Miałam wrażenie, że ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Jego wzrok był przepełniony bólem.
- Po co tu przyjechałaś? Żeby dalej sprawiać mi ból? Bello już wystarczająco się nacierpiałem, nie sądzisz? - wyrzucił to z siebie.
 - To nie tak! - obruszyłam się i wstałam - Przyjechałam ci coś powiedzieć!
- Wiesz… chyba nie chcę tego słuchać - zabolało, ale zasłużyłam. Nic dziwnego, że ma o mnie jak najgorsze zdanie. Podeszłam do niego bliżej.
- Rozumiem - kiwnęłam głową - Możesz mnie zwyzywać, znienawidzić czy co tam jeszcze chcesz. Jasne. Ja sobie dam radę, ale tam - wskazałam palcem na dom - Jest twoja córka. Obwiniasz mnie, że ci nie powiedziałam o ciąży. Okey, zrobiłam głupio. Powinnam była ci powiedzieć. Nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia, nawet tego, że nie wiedziałam jak się z tobą skontaktować, bo przecież mogłam ci powiedzieć, gdy wróciłeś - ciągle patrzyłam mu w oczy. W moich zebrały się znów łzy - Ale jak się zachowujesz? Dowiedziałeś się, że zostałeś ojcem i co?! Zabrałeś swoje rzeczy i wyjechałeś! Przez sześć tygodni  nawet raz nie zadzwoniłeś, nie napisałeś!  Przecież to twoje dziecko! Mogłeś chociaż RAZ zadzwonić i powiedzieć jej głupie „cześć”! Nie przyjechałam cię prosić o wybaczenie. Nie potrzebuję łaski - zaczynałam się coraz bardziej wkurzać. Wiedziałam, że to nie jest dobre dla dziecka, które noszę w sobie - Nigdy nie potrzebowałam! Mogłam w ogóle tu nie przyjeżdżać! Chciałam ci jedynie powiedzieć, że cię kocham - zobaczyłam w jego oczach jakieś nowe uczucie, ale zbyt szybko znikło, abym mogła ocenić co to było. Teraz ani jego twarz, ani jego oczy nie wyrażały nic. Zwykłą obojętność. Zwalczyłam ucisk w klatce piersiowej i wzięłam głęboki wdech - Nie chodzi mi tu o miłość braterską. Zakochałam się w tobie, choć wiem, że to nic nie zmieni. Zapewne teraz myślisz, że kłamię - teraz zaczęłam płakać. Nienawidzę swoich szybkich zmian nastrojów!
Renesmee nagle znalazła się przy moich nogach.
- Mamusiu nie płac! - kucnęłam i mocno ją przytuliłam.
- Przepraszam skarbie, już nie będę - pocałowałam ją w policzek. Jej obecność znów pomogła mi się uspokoić.
- Ciocia Rołzie powiedziała, ze musis o was dbać, zeby znów nie trafić do spitala - uśmiechnęłam się.
- Wiem Nessie. Pamiętam co mówiła ciocia - przetarłam łzy - Już nie będę płakać. Wracaj do Esme, dobrze? - pokiwała główką i odbiegła. Odprowadziłam ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła we wnętrzu domu. Podniosłam się i zdziwiłam się, że Edward stoi tak blisko mnie. Teraz patrzył na mnie z troską. Uniósł dłoń, ale zaraz ją cofnął.
- Co miała na myśli mówiąc, że musisz o was dbać, aby znów nie trafić do szpitala? - słyszałam, że się martwił.
- Kilka dni temu wyszłam ze szpitala - wyjaśniłam - A zanim tam trafiłam, źle się czułam i kilkakrotnie zemdlałam - przygryzłam dolną wargę - Nie przyjechałam tu tylko po to, aby ochrzanić cię za to, że nie odzywasz się do Renesmee i żeby wyznać ci miłość. Tym razem nie chcę popełnić tego samego błędu co przed laty - spojrzałam mu w oczy - Jestem w ciąży, Edwardzie. I to jest twoje dziecko.
Mężczyzna patrzył się na mnie, z lekko otwartą buzią. Widziałam, że kilka razy próbował coś powiedzieć, ale chyba nie wiedział co.
- Spokojnie… - uśmiechnęłam się blado, choć miałam ochotę krzyczeć, żeby mnie przytulił, pocałował, lub chociażby dotknął - Nie zamierzam łapać cię na dziecko. Miałeś pretensje, że nie powiedziałam ci o Renesmee. Skoro historia się powtórzyła, postanowiłam ją trochę zmienić, a nie wypadało ci mówić o tym przez telefon, czyż nie? - schowałam dłonie do tylnych kieszeni dżinsów - Nie chcę żadnej litości od ciebie. Wiem też, że to nie spowoduje tego iż mi wybaczysz. Jadę teraz z Renesmee do hotelu - podałam mu nazwę - Jutro rano wylatujemy z powrotem do Nowego Yorku. Jeśli będziesz chciał porozmawiać ze mną lub chociażby z Renesmee, przyjedź. Nie zabronię ci kontaktu z żadnym z dzieci - moje ciało, jak i umysł ogarnął dziwny spokój. Poszłam po Renesmee, a Edward został w ogrodzie, nawet nie ruszając się o milimetr.
Wsadziłam córkę do auta i coś mi się przypomniało. Wyjęłam z walizki rysunek, który narysowała Nessie i podałam go Esme, która mnie uściskała.
- Wpadnijcie jeszcze kiedyś.
- Na pewno - uśmiechnęłam się i odwzajemniłam uścisk.
Pojechałyśmy do hotelu, w którym ówcześnie zameldowała nas Amanda. Naprawdę muszę dać jej podwyżkę. Dzięki niej zaoszczędziłam sobie sporo pracy.  Okazało się, że zamówiła dwuosobowy pokój i to całkiem ekskluzywny. Dobrze wiedziała, że mogę sobie pozwolić na to. Obsługa hotelowa pomogła mi z walizką, choć uznałam, że to zbędne. Dałam bojowi hotelowemu napiwek i postawiłam walizkę przy swoim łóżku. Tak, w tym pokoju były dwa łóżka. Pomogłam córce zdjąć kurteczkę oraz buty, a potem zamówiłam jedzenie do pokoju. Ja osobiście nie byłam głodna, a Renesmee zachciało się frytek. Uh! Jacob ją do tego przyzwyczaił.
Wyjęłam laptopa i zadzwoniłam do obsługi, aby podali mi hasło do wifi, a potem włączyłam córce jej ulubioną bajkę. Położyłam się obok niej i wpatrzyłam się w ekran laptopa i skaczące na nim pokemony, które przyprawiły mnie o senność. Nie mogłam przecież zostawić córki bez opieki. Zaczekałam, aż ona zaśnie, odłożyłam komputer i poszłam jej śladem.
Zna ktoś tę ulgę kiedy coś potwornego okazuje się jedynie koszmarem? Tak, ja też. Obudziłam się ciężko dysząc. Śnił mi się Edward. Śmiał mi się prosto w twarz. Powiedział, że mnie nienawidzi.
Zadzwoniłam do recepcji, z pytaniem czy nikt do mnie nie przyszedł lub nie dzwonił. Odpowiedź była przecząca. Co za dupek! Zaczęłam go wyzywać w myślach. Mógł chociaż zrobić to dla Renesmee! Tak właściwie, to nie liczyłam nawet, że przyjedzie lub zadzwoni do mnie, tylko właśnie dla naszej córki. Powstrzymałam się, żeby nie pojechać tam i nie nakopać mu za to do dupy.
Poszłam do łazienki i obmyłam twarz zimną wodą, aby trochę ochłonąć. W końcu zrzuciłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Rozluźniły mi się wszystkie mięśnie, dając mi tym samym ukojeniem. Przebrałam się w czyste ciuchy i zaczęłam rozmyślać o Edwardzie. Co robi? Czy przyjedzie lub zadzwoni? Czy mi kiedyś wybaczy? Czy znienawidzi do końca swoich dni?
Usiadłam w fotelu i wpatrzyłam się w swoją córkę. Była taka mała. Jeśli Edward się nie odezwie w ciągu miesiąca… wrócę tu i mu wygarnę wszystko co mi ślina na język przyniesie. Trudno. Muszę zacząć wszystko od nowa. Sięgnęłam po laptopa i zaczęłam szukać dużego domu w Nowym Yorku. Znalazłam kilka, które mnie zainteresowały i na kartce zapisałam sobie numery telefonów. Podzwoniłam i poumawiałam się na obejrzenie domu.
Renesmee zaczęła się budzić o szóstej nad ranem. Przetarła zaspane oczka i ziewnęła. Jej rude włosy były roztrzepane i  tworzyły szopę na jej głowie, co dodało jej uroku. Uśmiechnęłam się do niej i schowałam laptopa.
- Jak ci się spało, kochanie? - spytałam, siadając obok niej.
- Dobze - znów ziewnęła - Ten pan psysedł? Albo zadzwonił?
- Niestety nie kochanie - mruknęłam smutno i pogłaskałam ją po policzku - Ale jeszcze się odezwie, zobaczysz. W końcu jesteś jego córeczką - musnęłam palcem jej nosek, a ona się zaśmiała - Sądzę kochanie, że powinnaś przestać mówić na niego „pan” , wiesz? On jest twoim tatusiem. Byłoby mu miło, gdybyś się do niego tak zwracała. Mogłabyś to dla mnie zrobić?
- Yhym - kiwnęła główką - A co jeśli się nie odezwie?
- Wtedy za miesiąc ja tu przyjadę i z nim ponownie porozmawiam - albo raczej się będę na niego wydzierała, dodałam w myślach - Będzie dobrze, nie martw się. Mamy siebie.
- Kocham cię mamusiu - powiedziała i mocno się do mnie przytuliła.
- Też cię kocham skarbie.

Dwie godziny później wymeldowałam nas z hotelu i oddałam wypożyczony samochód. Lewą ręką prowadziłam walizkę, a drugą trzymałam Renesmee za rączkę. Spojrzałam w dół z uśmiechem. Maleńka kroczyła za mną, tuląc do siebie maskotkę z Pikachu. Miała na sobie czapkę z daszkiem (tak, tę co Ash) i żółtą bluzę z imitacją jej maskotki. Ludzie patrzyli się na nią z szerokimi uśmiechami.
Odebrałam nasze bilety powrotne, które tym razem zarezerwowałam ja, bo Amanda nie wiedziała, na kiedy i usiadłam z córką w hali odlotów. Edward nadal się nie odezwał. Z nadzieją wypatrywałam go jeszcze wśród tłumów, ale nic z tego. Nie było go.
Renesmee podbiegła do okna i wpatrywała się w obraz za szybą. Nie wiedziałam, co ją w tym interesuje, ale w końcu dziecko to dziecko. W końcu nadszedł nasz lot. Zawołałam córeczkę i poszliśmy do bramek wykrywających metal. Po dwudziestu minutach wchodziłyśmy na pokład samolotu.
Obejrzałam się za siebie po raz ostatni i westchnęłam. Renesmee widząc, że posmutniałam, ścisnęła moją rękę mocniej. Posłałam jej blady uśmiech.
- Moze nie mógł - spróbowała go usprawiedliwić. Wiedziałam, że sama też bardzo by chciała, aby on się odezwał.
Cóż, tym razem wie o ciąży. Ja nie będę miała wyrzutów sumienia, że urwał się między nami kontakt, a on nic nie wie. Tym razem to nie mnie będzie można obwinić, tylko jego. Nie będę mu się narzucała. Nie chce mnie. To nie ważne. Ale mógł chociaż odezwać się ze względu na Nessie. Jednak dam sobie radę. Jestem silną kobietą. Zacznę wszystko od nowa.
--------------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich po raz... któryś z rzędu.
Wiem, wiem. Rozdział miał się pojawić między 8, a 20 czerwca, ale... Natalia która nie lubi przebywać wśród wielu ludzi, bo czuje się wtedy obco, zrezygnowała. Są też inne powody, ale o nich mówiła nie będę. No i mam dziś dobry humor.
Zasmuca mnie jeden fakt. Komentarzy jest od was coraz mniej i sama już nie wiem czy po prostu czytacie a nie komentujecie, czy nie komentujecie i nawet już nie czytacie.. Wiem że zawaliłam tego bloga. Jestem tego całkowicie świadoma..
Ale kolejny blog będzie lepszy, mam bynajmniej taką cichą nadzieję. Możecie go znaleźć jeśli wejdziecie na mój profil, no, ale nie ważne.

Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 13

Rozdział 13

Wszystko mnie bolało. Wszystkie mięśnie… Miałam wrażenie, że przebiegłam pięć kilometrów bez chwili odpoczynku, bez kropli chłodnej wody. Zaczęłam powoli otwierać oczy. Światło poraziło moje spojówki i szybko zacisnęłam powieki. Wtedy poczułam uścisk na prawej ręce. Przekrzywiłam głowę i rozchyliłam delikatnie oczy. Ujrzałam swoją przyjaciółkę, brata i córeczkę. Cała trójka przyglądała mi się z troską. Posłałam im uśmiech, ale nawet od tego zabolała mnie szczęka. Chyba dostałam jakieś silne leki…
- Hej - powiedziałam i odchrząknęłam, aby pozbyć się chrypy.
- Idę powiadomić lekarza - rzucił mój brat i zniknął za drzwiami. Zdziwiło mnie, że leżę tu sama. Nie powinno być tu innych łóżek, innych pacjentów?
- Załatwiliśmy ci osobną salę - szepnęła Rosalie, najwyraźniej wyczytując pytanie, z wyrazu mojej twarzy - Ostatnio dużo przeżyłaś. Uznaliśmy, że potrzeba ci spokoju i odpoczynku.
Pokiwałam głową. Przypomniały mi się wydarzenia, sprzed kilku tygodni. Śmierć mojego męża, wspólna noc z ukochanym, przypadkowe wyjście prawdy na jaw, jego słowa, jego odejście… Zacisnęłam zęby, żeby nie płakać. Za dużo rady okazywałam słabość przy swojej córce. Nie mogę pozwolić, aby to się powtórzyło. Wzięłam głęboki, drżący wdech i w tym samym momencie wszedł lekarz.
- Prosiłbym, aby państwo wyszli - oznajmił, patrząc się na mnie. Miał około czterdziestki, czarne włosy w niektórych miejscach, gdzieniegdzie posiwiały. Jego sylwetka była wysportowana co zapewne zawdzięczał częstym wizytom na siłowni - Muszę porozmawiać z panną Swan na osobności.
Moi bliscy pokiwali głowy i opuścili salę. Doktor, Matt Evans - bynajmniej tak głosiła plakietka na jego fartuchu - usiadł na wcześniejszym miejscu Rosalie i przyjrzał mi się uważnie.
- Zaniedbywała się pani ostatnio - nie wiedziałam co oznaczała nuta w jego głosie. Gorycz? Złość? - Ma pani anemię, co nie jest najlepsze w pani stanie.
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o jaki stan mu chodzi.
- Przepraszam… bo nie do końca pana rozumiem - mruknęłam - O jaki stan panu chodzi?
- Czyli pani nie wie - pokiwał głową - Jest pani w szóstym tygodniu ciąży.
W tej chwili, w mojej głowie powstał chaos. Jestem w ciąży. Z Edwardem. Nie ma co do tego wątpliwości. Był jedynym facetem, z którym się kochałam od… dłuższego czasu. Ale on wyjechał. Znów. Historia bardzo lubi się powtarzać. Tylko tym razem nie popełnię tego samego błędu co przed laty. Nie mogę ponownie go stracić. Być może teraz jest jakaś nadzieja dla nas? Może mi wybaczy? Muszę go odnaleźć! Ale jak? Co ja mogę zrobić?! Gdy tylko lekarz wyszedł, zalecając mi, że muszę zdrowo się odżywać, aby nie zaszkodzić sobie i dziecku, sięgnęłam po telefon. Jedną dłoń trzymałam na brzuchu.
Wybrałam numer do swojej sekretarki.
- Kancelaria…
- Amando, tu Bella - przerwałam jej - Musisz coś dla mnie zrobić… - podałam jej instrukcje i kilka nazwisk.

Wyszłam ze szpitala po tygodniu. Renesmee cieszy się, że będzie miała brata lub siostrę. Zawsze marzyła o rodzeństwie, ale ja będąc z Jacobem nie mogłam jej go dać, z oczywistych przyczyn - nie sypiałam z nim. Zawiozłam córkę do brata, bo miałam do załatwienia kilka spraw.
Pewnym siebie krokiem wkroczyłam do kancelarii. Stanęłam przy biurku Amandy.
- Co masz dla mnie? - spytałam opierając się dłońmi o blat. Dziewczyna od razu się podniosła i wyjęła z szuflady kilka kartek - Do mojego gabinetu - rzuciłam. Usiadłyśmy przy biurku.
- Jak pani kazała sprawdziłam karty pana Cullena. Nic nie znalazłam - przerzuciła kilka kartek - Jednak postanowiłam poszperać i sprawdziłam jego przyjaciół. Ktoś płacił za bilet do Los Angeles - spojrzałam na nią - Wiem co pani myśli, że pewnie to był bilet dla tej osoby - szukała wzrokiem czegoś na kartce - Alice Brandon - znałam ją. I to bardzo dobrze. Zadawała się z Edwardem, ale nie ze mną. Pytałam nawet jej czy wie gdzie jest Edward, ale zaprzeczyła. Teraz zdałam sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie kłamała. Uh! Niech ja ją tylko dorwę w swoje łapy, to ją zatłukę - Sprawdziłam. Ona jest w swoim domu, a bilet był kupowany ponad miesiąc temu. Powrotnego nie było.
Więcej mi nie było potrzeba. Edward wiedział, że być może będę go szukała. Zastosował inną drogę i to nie on kupował bilet. Wrócił do siebie. Do swojego domu.
- Jeszcze to… - powiedziała dziewczyna, wręczając mi żółtą, samoprzylepną karteczkę - Adres pod którym powinna go pani znaleźć. Bynajmniej tak sądzę, bo właśnie w LA pod tym adresem mieszkał przez ostatnie pięć lat.
- Zarezerwuj mi bilet - wstałam - I otrzymasz podwyżkę.
- Wylatuje pani jutro z samego rana - zaśmiała się, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech - I zarezerwowałam na wszelki wypadek drugi bilet, gdyby chciała pani wziąć ze sobą Renesmee.
- Dziękuję Amando. Jestem twoją dłużniczką - rzuciłam i wróciłam do domu. Od razu zaczęłam pakować swoje i Nessie rzeczy. Zmieściłam się w jednej walizce. Znalazłam nasze paszporty. Dobrze, że Jacob je wyrobił.
Następnie pojechałam do brata i przyjaciółki. Opowiedziałam Rosalie o swoich planach, odnalezienia Edwarda i powiedzenia mu prawdy. Nie uważała tego za najlepszy pomysł, szczególnie, że niedawno wyszłam ze wczoraj wyszłam ze szpitala. Nie podobało się jej, że będę bez opieki. Przekonałam ją, że nic mi nie będzie, że nie będę się denerwowała, aby nie zaszkodzić sobie i dziecku. Pokręciła tylko głową i się nie odezwała.
- Mamo, a po co jedziemy do tego pana? - spytała Renesmee, gdy jechałyśmy do domu.
Spojrzałam na nią z bladym uśmiechem.
- Wiesz kochanie, ten pan jest twoim tatusiem. Twoim i twojego braciszka lub siostrzyczki - położyłam dłoń na swoim brzuchu - Zamierzam mu powiedzieć, że będzie tatą.
- Na pewno się ucieszy - powiedziała z entuzjazmem, a ja westchnęłam. Coś czuję, że nawet jeśli, to tego nie okaże. Trudno, może mnie nawet mieć gdzieś, ale to jego dziecko. Ma prawo uczestniczyć w jego życiu. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu!
Wróciłyśmy do domu. Moja córeczka pobiegła na górę, a ja powędrowałam do kuchni. Zaparzyłam sobie kawę, ale w ostatniej chwili przypomniało mi się, że w moim stanie kawa jest niedozwolona. Westchnęłam i poszłam do salonu.
Wpatrywałam się w zdjęcia, stojące na półeczce. Na każdym była Renesmee. Sama, ze mną, z Jacobem lub z nami obojgiem. Poczułam silny ucisk w żołądku. To Edward powinien tam być zamiast Jacoba. Uh! Jestem głupia! Szkoda, że minęło pięć lat, zanim to sobie uświadomiłam, choć od zawsze jakaś cząstka mnie, ciągle mi to powtarzała, a druga mi wmawiała, że robię dobrze. Wolałam słuchać się tej drugiej. Tak, aby było mi lepiej.
A gdybym mu powiedziała? Wróciłby? Oh, Bello! Nie miałaś z nim kontaktu! Nie możesz się o wszystko obwiniać! Skryłam twarz w dłoniach. Już nie wiedziałam co mam myśleć. Jedna strona mnie myśli co innego, druga co innego. Dlaczego moje życie nie może być proste?! Jak życie innych ludzi?! Sama je sobie spierdoliłaś, Swan…
Wstałam z kanapy i poszłam do córki, aby przestać myśleć. Siedziała przy stoliku, na którym był niezły bałagan i coś rysowała. Podeszłam bliżej i kucnęłam przy niej. Spojrzała na mnie z uśmiechem, a ja odwzajemniłam ten gest.
- Co rysujesz, skarbie?
Pokazała mi kartkę na której były cztery osoby. Kobieta i mężczyzna, trzymający się za ręce oraz dwójka małych dzieci, tak sądzę.
- Myślis, ze temu panu się spodoba?  - słyszałam w jej głosie nadzieję.
- Na pewno kochanie - pocałowałam ją w czółko.
Czyli rysunek przedstawiał mnie i Edwarda, oraz ją i dziecko, które noszę pod sercem. Zgrywała twardą, mówiła, że to Jacob był jej tatusiem… Ale wiedziałam, że chce się zbliżyć do Edwarda. Aby ją poznał, dowiedział się jaka jest… Chciała aby ją pokochał. Uśmiechęłam się.
- Kładź się spać maleńka. Jutro rano wyjeżdżamy.
- Tylko dokońce rysunek! - wypięła języczek i zaczęła intensywnie malować. Zaczekałam aż dokończy, umyłam ją i uśpiłam, a rysunek schowałam do walizki, aby go nie zapomnieć.

Z każdą godziną robiłam się coraz to bardziej nerwowa i zaczynały dopadać mnie wątpliwości czy dobrze robię. Potem ganiłam się w myślach, że Edward powinien wiedzieć o ciąży! Oh, znów toczę ze sobą mentalne kłótnie. Powinnam się leczyć, ot co.
Teraz by mi się przydało coś mocniejszego na złagodzenie nerwów, a będąc w ciąży nawet nie mogłam wziąć niczego na uspokojenie! Dlatego wpatrywałam się w Renesmee. Jej widok mi w jakimś stopniu pomagał. Miała w uszach słuchawki, które były podłączone do mojego telefonu i oglądała bajkę, a jaką to chyba mówić nie muszę.
W końcu wylądowaliśmy w Los Angeles. Trzęsły mi się dłonie. Bello, to tylko Edward. Nie! To aż Edward! Być może też Esme i Carlisle. Wynajęłam dość szybki samochód. Nie miałam zamiaru tułać się taksówką i pojechałam pod wskazany adres.
Nie zdziwiło mnie, że zobaczyłam dużą posiadłość. Cullenowie byli bogatymi ludźmi i zawsze kupowali duże domy. Ścisnął mi się żołądek. Wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z wypożyczonego wozu, a Renesmee wzięłam za rączkę. Nie mogłam jej teraz nosić. Ona też się denerwowała. Widziałam to po jej twarzy. Przestała się uśmiechać, usta ściągnęła w wąską kreskę, a rączkę mocno zacisnęła na mojej dłoni. Miałam ochotę zawrócić, schować córkę w samochodzie i sama stawić temu wszystkiemu czoła.
Wzięłam się w garść i weszłyśmy po werandzie. Zadzwoniłam do drzwi i czekałam chwilkę. W drzwiach pojawiła się piękna brunetka o brązowych oczach, w których zobaczyłam czułość. Esme. Mama Edwarda.
- Bella, dziecko! - słyszałam radość w jej głosie. Przytuliła mnie mocno, a ja poczułam się jak w domu. Ona była dla mnie zawsze jak druga matka. Może nie powinnam nawet tak myśleć, ale jest dla mnie lepsza niż Renee. Zauważyłam, że nadal używa tych samych perfum co pięć lat temu, co mnie ucieszyło - Jak miło, że nas odwiedziłaś! Tyle czasu cię nie widziałam! - mówiła, nadal mocno mnie ściskając - Edward mi mówił, dlaczego nas nie odwiedziłaś. Nie wiem dlaczego Renee zabroniła wam kontaktu - odsunęła się do mnie i uśmiechnęła się, tak jak robiła to dawniej - A my naprawdę mieliśmy jechać do Nowego Yorku. Tyle, że w ostatniej chwili musieliśmy odwołać lot i lecieć do Los Angeles.
Pokiwałam głową.
- Nie musisz mi się tłumaczyć Esme - spojrzałam w dół, a ona podążyła moim wzrokiem i kucnęła przed Nessie.
- A więc ty jesteś Renesmee - domyśliłam się, że Edward powiedział jej prawdę. Nic dziwnego - Ja jestem Esme i jestem twoją babcią, wiesz?
Renesmee spojrzała do góry, a ja pokiwałam głową, że to prawda. Dziewczynka puściła się mnie i przytuliła do brunetki czym nie tylko ją zaskoczyła. Ale pozytywnie. Jak to się mówi, pierwsze lody przełamane.
- Esme jest Edward? - spytałam przygryzając dolną wargę.
Kobieta wstała z moją córeczką na rękach.
- W szpitalu.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Witam po raz kolejny.
Słuchajcie ludki... Jak mówiłam ten blog skończy się na rozdziałach 18 + Epilog. Zawaliłam tego bloga, co poradzić. Wszystko miało wyjść inaczej, ale po krótkim czasie zniknęła na bloga wena. Niestety. Wena jest, później jej nie ma. Pomysły były, ale się ulotniły. Ja mam taki chaotyczny styl. Najpierw jest plan, a później jebut! Wszystko zmieniam. Mam nadzieję, że następny blog [który wprawdzie jest już założony] będzie lepszy. Pomysł jest, plan jako taki również jest. Prolog i pierwszy rozdział są napisane. No, ale nie ważne.
Rozdział jako taki. [Czy mi podobało się kiedykolwiek coś napisanego przeze mnie?]. Liczę na szczere komentarze. Rozdział 14 pojawi się dopiero po tym jak wrócę z poligonu. Albo dzień przed wyjazdem. Albo w trakcie dodam przez telefon. Czyli spodziewajcie się rozdziału od 6-20 czerwca. Wiem, późno, ale cóż..
Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^