niedziela, 15 września 2013

Rozdział 4

Rozdział 4

Pod mój dom zajechaliśmy po pół godzinie, ponieważ tym razem jechałam wolniej. Wysiadając z auta, byłam rozdygotana po wydarzeniach, które miały miejsce kilka godzin wcześniej. Wiedziałam, że będę czuła wyrzuty sumienia, bo tak ostro potraktowałam rodziców… ale nie mogłam postąpić inaczej. Oni mnie okłamywali i ranili przez pięć lat, chociaż tata przez rok. Co nie zmienia faktu, że mógł mi powiedzieć!
Drżącą dłonią nacisnęłam klamkę drzwi i weszłam do środka. Usiadłam na miękkiej pufie i wzięłam kilka głębokich wdechów przez usta. Edward przyglądał mi się, nie mówiąc ani słowa. Byłam mu za to wdzięczna…
Po kilku minutach zdjęłam buty i rzuciłam je niedbale w kąt przestronnego korytarza. Wstałam, ledwo trzymając się na nogach. W końcu nie spałam jakieś dwa dni… Edward chciał mi pomóc, ale odsunęłam się od niego. Weszliśmy do salonu, w momencie, kiedy Renesmee zbiegła po schodach z piskiem.
- Mamusia! - krzyknęła - Wróciłaś!
Skoczyła w moje otwarte ramiona i uwiesiła mi się na szyi. Musiałam usiąść, aby się nie przewrócić. Spojrzałam na męża, który zszedł zaraz za Ness.
- Gdzie byłaś? - spytał i przywitał się z Edwardem skinieniem głowy.
- U rodziców - odpowiedziałam zmęczonym głosem - Później ci wszystko opowiem, bo teraz jestem padnięta.
Odstawiłam córeczkę na podłogę i poszłam do swojej sypialni. Nie miałam siły wziąć nawet prysznica, ani się przebrać. Wczołgałam się pod ciepłą kołdrę i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Kiedy otworzyłam oczy, była siódma rano. Odrzuciłam od siebie kołdrę i zsunęłam się z łóżka. Wolnym krokiem udałam się do łazienki, z zamiarem wzięcia relaksującej kąpieli.
Nalałam wody do wanny i wlałam przeróżne olejki zapachowe. Zrzuciłam z siebie ubrania, w których zasnęłam i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Przymknęłam powieki, relaksując się ciepłem otaczającym mojego nagie ciało.
Ciekawe jakby to było, gdyby Renee nie zataiła przede mną całej prawdy. Jaka byłaby reakcja Edwarda, na wieść, że zostanie ojcem? Ucieszyłby się? A może kazałby mi usunąć ciążę? Nie! Na pewno nie! Przecież wiem jaki był tamten Edward…
Westchnęłam. Właśnie. Tamten Edward. A jaki jest ten Edward? Czy nadal jest jak mój dawny przyjaciel? Odważny i myślący nad konsekwencjami dopiero po fakcie…? Pokręciłam głową. Tak wiele straciłam przez Renee. Mam tylko nadzieję, że jeśli Cullen dowie się całej prawdy, nie będzie chciał mi odebrać Nessie. Co jak co, ale na to nigdy w życiu bym się nie zgodziła. Mógłby ją widywać codziennie, ale niemiałby prawa mi jej zabrać!
Poza tym wątpię, aby sąd mi ją odebrał. Przecież jest dobrą matką… Tak? Mam taką nadzieję… Ale Renesmee nie jest córką Edwarda, lecz Jacoba, bo to on ją wychował.
Po pół godzinie, wyszłam z wanny. Owinęłam się puchowym ręcznikiem, a drugim, wytarłam mokre włosy, po czym je wysuszyłam i wyprostowałam. Poszłam do garderoby i założyłam łososiową sukienkę oraz czarne szpilki. Wzięłam jeszcze czarną kopertówkę, do której wrzuciłam dokumenty, telefon i kluczyki od samochodu. Zeszłam po schodach, uważając aby nie zbudzić w razie czego Ness, ale ona już była w salonie.
Siedziała po turecku na środku kanapy z butelką soku w dłoni i krakersami. Miała na sobie fioletową piżamę, a każdy włos był ułożony w inną stronę. Westchnęłam cicho i podeszłam do niej, całując ją w policzek.
- Ceść mamusiu - przywitała się - Mogę jechać z tobą do placy?
Jacob wszedł do salonu i podał mi kubek gorącej i świeżej kawy. Podziękowałam mu i upiłam spory łyk napoju.
- Dzięki, Jake - spojrzałam na córkę - A będziesz grzeczna?
Mała pokiwała głową.
- Będę - odpowiedziała.
Odstawiłam kubek na szklany stolik i wzięłam małą na ręce. Zrzuciłam szpilki z nóg i poszłyśmy na górę. Ness założyła dżinsowe spodenki, białą podkoszulkę i żółtą bluzę Pikachu. Wywróciłam tylko oczami i rozczesałam jej włoski.
- Weź jakieś zabawki, żebyś się nie nudziła - pocałowałam ją w czółko, a ona się zgodziła.
Do czarnego plecaczka z tym żółtym stworkiem włożyła piórnik również z Pikachu, kilka bloków i jakieś zabawki. Pomogłam jej go założyć na plecki i założyłam czapeczkę Ash'a.
- Jeszcze coś bierzesz? - spytałam się.
Nessie się zamyśliła i rozejrzała po pokoju. Rzuciła się na łóżko po maskotkę.
- Pikacu! - krzyknęła i przytuliła misia do siebie.
Zeszłyśmy na dół, gdzie czekał na nas Jacob, który zaczął się śmiać na widok naszej córeczki.
- No, Ness… - powiedział - Więcej rzeczy z Pokemonów to nie mogłaś założyć.
- Ładnie wyglądam? - spytała i obróciła się na pięcie, co wywołało nasze śmiechy.
- Jak prawdziwy trener  Pokemonów - odpowiedział co ucieszyło dziewczynkę.
Pożegnałam się z mężem i pojechałam do pracy, wpierw zakładając czarny płaszcz. Przypięłam małą do fotelika i ruszyłam do swojej kancelarii. Mam nadzieję, że mam mało papierów do wypełnienia…
W końcu zajechałam po duży budynek i trzymając córeczkę za rączkę, weszłam do środka. Przywitałam się z mijającymi mnie ludźmi i udałam się w stronę windy, a kiedy już się w niej znalazłam, wcisnęłam guzik, kierujący mnie na ostatnie piętro, czyli tam gdzie jest mój i Emmetta gabinet.
Winda się zatrzymała, a jej drzwi się rozsunęły. Sekretarka spojrzała na mnie i powiedziała głośnie „Dzień dobry!”, a ja odpowiedziałam jej tym samym. Lubię ją. Jest bardzo sympatyczna i jak na swój młody wiek, bo ma dziewiętnaście lat, idealnie spełnia się w roli sekretarki. Jest szczupła, ma ciemnie oczy i czarne włosy z różowymi końcówkami… Zatrudniłam ją jakieś pół roku temu na próbę, ale do tej pory sprawuje się idealnie
- Amando, czy jest już mój brat? - spytałam.
- Tak - potwierdziła - Ktoś czeka na panią w gabinecie. Podobno znajomy.
Zacisnęłam szczęki. Oby to nie ta osoba co mi się wydaje… Bojąc się spotkania z moim gościem, udałam się do gabinetu mojego braciszka. Zapukałam i kiedy usłyszałam donośne „Proszę!” uchyliłam drzwi.
Wysoki i dobrze umięśniony brunet siedział za biurkiem i wypełniał jakieś papiery. Chrząknęłam, a Em uniósł głowę, wlepiając we mnie swoje piwne oczy. Widząc, że mam ze sobą Nessie, wstał i wziął małą na ręce, obracając się kilka razy wokół własnej osi.
- Cześć maleńka - poczochrał jej włoski - Widzę, że nigdy się nie uwolnisz od Pokemonów.
Renesmee pokręciła przecząco główką i się uśmiechnęła, ukazując białe jak perełki, ząbki.
- Posiedzisz trochę z wujkiem? - spytał się jej, a ona się zgodziła.
Przytuliłam brata i poszłam do swojego gabinetu, po drodze ściągając płaszcz. Otworzyłam drzwi i się nie myliłam. Na fotelu, tyłem do mnie siedział nie kto inny jak Edward Cullen. Westchnęłam cicho i odwiesiłam płaszcz na miejsce.
- Witaj - powiedziałam, a on się odwrócił - Co cię do mnie sprowadza?
Usiadłam za biurkiem, przybierając maskę obojętności. Z pokoju obok dobiegł mnie śmiech Emmetta i Ness, na co się uśmiechnęłam. Em jest chyba najlepszym wujkiem pod słońcem. Szkoda, że nie ma z Rose własnych dzieci… Ciągle się starają, ale coś jest nie tak.
- Cześć. Przyszedłem wyjaśnić pewną sprawę.
Kiwnęłam głową, na znak, aby mówił dalej.
- Czy Renesmee jest moją córką? - nie spodziewałam się takiego pytania. Czy podczas kłótni z rodzicami brzmiałam mało wiarygodnie? A może również stwierdził, że Ness jest za bardzo do niego podobna, a Jacoba w żaden sposób nie przypomina? Spojrzałam na niego spode łba.
- Nie - wycharczałam - Renesmee nie jest twoją córką - pokręciłam głową - Skąd w ogóle takie pytanie?
Chłopak wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
- Nie wiem… - powiedział - Po prostu podczas kłótni z twoimi rodzicami… - zacisnął wargi - Nie było mnie pięć lat, a twoja córka ma cztery lata. Wszystko by się zgadzało…
Prychnęłam.
- Myślisz, że byłeś jedynym chłopakiem, z którym sypiałam w tamtym okresie? - tak, Edwardzie. Byłeś jedynym chłopakiem z którym się kochałam i Renesmee jest twoim dzieckiem - Otóż, nie - skłamałam - Renesmee jest córką Jacoba. Inaczej bym za niego nie wychodziła, gdyby było inaczej.
- A może to tylko przykrywka? - przysunął się bliżej - Może nie chcesz abym znał prawdę?
Zacisnęłam chorą dłoń w pięść, ale szybko ją rozprostowałam, bo zabolało.
- To absurd! - syknęłam - Przyszedłeś tylko po to, aby mnie obwiniać?! W takim razie możesz już sobie iść!
Edward oparł się wygodniej na krześle.
- Zmieniłaś się - wytknął mi - Ale nie wiem czy na gorsze…
- Według mnie na lepsze - mruknęłam.
Pokiwał głową.
- Według mnie też. Teraz, kiedy jesteś taka drapieżna… - uśmiechnął się tym uśmiechem, zarezerwowanym jedynie dla mnie. Bynajmniej tak było dawniej… - Jesteś jeszcze bardziej pociągająca.
Po moim ciele rozlało się dziwne ciepło, a serce zadudniło niczym młot. Zawsze wiedział co powiedzieć, abym tak się poczuła… I najwyraźniej to się nie zmieniło. Odchrząknęłam.
- Za to ty, w ogóle się nie zmieniłeś - zauważyłam, na co on tylko wzruszył ramionami.
- Trochę jednak się zmieniłem - przeczesał dłonią swoje kasztanowe włosy - Teraz przynajmniej wiem czego chcę od życia.
Uniosłam brew w geście powątpienia.
- Serio? - położyłam dłonie na biurku, splatając palce ze sobą - To czego pan chce od życia panie Cullen?
- Czemu od razu tak oficjalnie Bells? - zaśmiał się - Chcę stworzyć rodzinę - wzruszył ponownie ramionami - Kiedyś nie chciałem mieć dziecka, ale teraz… to się zmieniło.
Masz już dziecko, Edwardzie i jest ono w pomieszczeniu obok - pomyślałam i poczułam wyrzuty sumienia. A może mu powiedzieć? Nie! Jeśli wyznam mu prawdę on może zniszczyć moją rodzinę!
- Więc w czym problem? - spytałam, nonszalancko wzruszając ramionami - Znajdź sobie żonę i postarajcie się o dziecko. Sądzę, że wiesz jak się robi dzieci - Edward się zaśmiał głośno.
- Wiem - odpowiedział, kiedy się uspokoił i westchnął - Dużo straciliśmy Bells. Czy nadal jesteśmy przyjaciółmi?
- Sądzę, że tak - odpowiedziałam z uśmiechem - Ale potrzebuję czasu, aby… przyzwyczaić się do tego, że… wróciłeś do mojego życia - zadzwonił telefon więc podniosłam słuchawkę - Isabella Marie Black, słucham?
- Witam, pani Isabello - po drugiej stronie rozległ się przyjemny, męski głos - Z tej strony Max Prew. Mój wujek, polecił mi do pani zadzwonić.
- A, tak! Pamiętam. Niech pan do mnie przyjdzie jutro o dwunastej i przyniesie swoje CV, dobrze?
- Oczywiście. Do widzenia.
Pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę, a Edward wstał i ruszył do drzwi. Jednak w połowie drogi się zatrzymał i odwrócił.
- Muszę to powiedzieć… - powiedział jakby do siebie i spojrzał mi w oczy - Kocham cię, Bello - wyznał, a mnie wmurowało w fotel. Nie tego się spodziewałam - Uświadomiłem to sobie, po przeprowadzce. Zakochałem się w tobie.
Podszedł do mnie i złożył na mych ustach krótki pocałunek, po czym z uśmiechem ruszył do wyjścia.

- Stój! - odzyskałam głos w momencie, kiedy naciskał na klamkę. Spojrzał na mnie z wesołymi iskierkami w oczach. Wstałam i położyłam dłonie na blacie biurka - Pomyliłam się… Nie możemy być już przyjaciółmi.
--------------------------------------------------------------------------
Witam! <333
Wiem, że rozdziału nie było sporo, a obiecałam Kini i miałam go dodać wczoraj, ale po prostu miałam taki stan, że rzucałam swoim telefonem i nie powiem co jeszcze zrobiłam, a to dobre nie jest :/
No nie ważne.. Jak wam się podoba rozdział? Edzio wyznał Belli swoją miłość, a ona oznajmiła, że nie mogą być już przyjaciółmi.. Czy tak się stanie? Czy ich kontakt urwie się bezpowrotnie? Dowiecie się tego, śledząc dalsze losy tej parki <333
Dedyczek standardowo dla mojego kochanego Wampirka <3 Normalnie cię kocham dziewczyno! <333 O dziękuję za wspólne rozmowy na gg <333 I ogólnie za wszystko :*** Teraz kochanie Ty wstawiasz rozdział na swojego bloga, a ja uparcie tego nie będę robiła :** Taki szantaż ; D
Dla Issie za wspaniały komentarz pod ostatnią notką :3
Ogólnie dziękuję wszystkim, za to, że czytacie tego bloga i komentujecie rozdziały <333 Dziękuję wam bardzo :**


Pozdrawiam gorąco :**
Normalnaa Psychopatkaa <333

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 3

Rozdział 3

Lot przebiegł pomyślnie i ku memu zadowoleniu, dolecieliśmy do Seattle dwie godziny przed planowanym czasem. Przez te kilka godzin lotu, ani trochę się nie uspokoiłam, chociaż Stewardessa przynosiła mi coś na uspokojenie, to i tak nic mi nie pomogło.
Edward nie odzywał się ani słowem, chociaż czułam na sobie jego spojrzenia pełne tęsknoty i czegoś jeszcze, ale starałam się o tym nie myśleć. To co było między nami już nie wróci. Wrócimy do Nowego Yorku i nasze drogi rozejdą się bezpowrotnie, a jeśli zajdzie taka potrzeba, wyprowadzę się… Nie bądź głupia! - zganiłam się w myślach - Edward wrócił, a wbrew wszystkiemu ciągle kochasz go niczym brata! Westchnęłam cicho i zapatrzyłam się na mijane przez nas lasy.
W końcu taksówka zaparkowała przed piętrowym domkiem z białych desek. Wyskoczyłam z samochodu niczym torpeda i ruszyłam do drzwi, wściekła jak osa. Bałam się, że podczas kłótni, Edward może poznać prawdę, ale musiałam wyjaśnić sprawę z Renee i Charliem, nie zważając na konsekwencje swojego czynu.
Zadzwoniłam do drzwi, a kiedy po minucie nikt mi nie otworzył ponowiłam czynność. W końcu drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i stanęła w nich moja mama. Nie zmieniła się odkąd widziałam ją ostatni raz, a miało to miejsce jakieś dwa lata temu. Jedynie w jej brązowych - prawie, że rudych - włosach, pojawiło się kilka siwych kosmyków. Jej niebieskie oczy zaświeciły się, kiedy mnie ujrzała, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który szybko znikł, kiedy zobaczyła kto mi towarzyszy.
Nie czekając na zaproszenie wtargnęłam do domu i podążyłam do małego saloniku, z którego dobiegał głos komentatora sportowego, co oznaczało, że tata również jest w domu. I nie myliłam się. Siedział na kanapie z piwem w jednej ręce i chipsami w drugiej. Ojciec w ciągu dwóch lat odrobinę się zmienił. Jego czarne loczki, stały się prawie siwe, brązowe oczy, straciły ten swój dawny blask i odrobinę schudł.
Charlie spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, który tak uwielbiałam, a później tak jak w wypadku mamy, znikł, kiedy zobaczył Edwarda. Odłożył piwo i chipsy na stolik i wyłączył telewizor.
- Co was do nas sprowadza, drogie dzieci? - spytała mama ze swobodą, która wydała mi się sztuczna.
Posłałam jej mrożące w żyłach spojrzenie, przez które się wzdrygnęła.
- Jak mogliście?! - wysyczałam - Jak mogliście mi to zrobić?!
- Ale o co ci chodzi, Bello? - zainterweniował tata.
Spojrzałam na niego wrogo.
- O co mi chodzi?! - wybuchłam - Nie udawajcie niewiniątek! To przez was nie utrzymywałam kontaktu z Edwardem! Każdego dnia was pytałam, czy się nie odzywał, a wy uparcie zaprzeczaliście!
- Bo tak było - szepnęła mama, mniej pewnym głosem.
Gdybym nie była tak wściekła, poczułabym wyrzuty sumienia, ale teraz złość zagotowała się we mnie jeszcze bardziej, bo mimo tego, że poznałam prawdę, ona ciągle kłamie w żywe oczy.
Zrzuciłam z pobliskiej szafeczki lampę, która się roztłukła na miliony kawałeczków.
- Nie żartuj sobie ze mnie! - warknęłam na nią.
- Nie krzycz na matkę! - wydarł się ojciec.
- Bo co?! Okłamywała mnie przez pięć lat, a ja mam udawać, że nic się nie stało?! - zacisnęłam dłonie w piersi - Jak mogliście nam to zrobić?! Przez was płakałam każdej nocy! A wy nie raczyliście powiedzieć mi prawdy! Jako rodzice powinniście to zrobić!
Renee zaczęła płakać i wtuliła się w bok Charliego.
- A co mieliśmy zrobić? - wyłkała - Wiedzieliśmy, że wasza znajomość, źle się skończy dla was obojga. Planowaliśmy cię posłać na studia, chcieliśmy abyś się rozwijała…
- Co proszę?! - przerwałam jej agresywnie i walnęłam tym razem w ścianę i zbagatelizowałam ból w ręce - Chcieliście mi układać życie?! A czy wam ktoś je układał?! Nie! Sami decydowaliście o tym co chcecie robić! - wzięłam głęboki wdech, a głos mi złagodniał, lecz przybrał zimny i szorstki ton, od którego głos jeżył się na głowie - Nie uważacie, że my również mieliśmy co do tego prawo? Powinniście dać mi go do telefonu, kiedy dzwonił i przekazać listy, które wysyłał.
(Od Wampirka; I hate you, kurwa mać, very much! I mocny cios w twarz dla rodziców Belli. - Na twoje życzenie <3)
Mama przetarła łzy wierzchem dłoni.
- Wiesz czemu tego nie zrobiłam? - nie czekając na odpowiedź, kontynuowała - Miałam przekazać ci te listy od razu, ale ty powiadomiłaś nas, że zaszłaś z Jacobem Blackiem w ciążę - prychnęła - Myślałaś, że jesteśmy tacy głupi, aby w to uwierzyć? Oczywiście, cieszyłam się, że wychodzisz za Jacoba, bo zawsze bardzo go lubiłam i byłam pewna, że będzie o ciebie bardziej dbał niż on - spojrzała wymownie na Edwarda, który już miał się odezwać, ale Renee mu zakazała, uniesieniem dłoni - Było nam na rękę, że Jake uznał małą jako swoją córkę. Nie mogłam pozwolić aby wasze małżeństwo się rozwaliło. Dlatego ukryłam listy i nie powiedziałam ci o telefonach. Kiedy wkładałaś list do skrzynki, ja szłam wieczorem i go zabierałam - wytrzeszczyłam oczy - Nie miałaś z nim kontaktu, więc nie dowiedział się o Ness, a twoje małżeństwo z Jacobem nie było zagrożone - spojrzała mi w oczy - Gdybyście mieli kontakt, powiedziałabyś mu prawdę nawet po ślubie, prawda?
- To jest głupia wymówka! - znów podniosłam głos - Renesmee jest córką Jacoba!
Mama się zaśmiała.
- Nie okłamuj mnie! - jej twarz stężała - Dobrze wiem, że od początku oboje nas okłamujecie! Nie jesteśmy naiwni, Isabello! Od razu domyśleliśmy się, że to Edward jest ojcem twojego dziecka!
Posłałam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie i zobaczyłam zszokowaną minę Edwarda. Muszę zrobić wszystko, aby się nie dowiedział…
- To są brednie! - mój głos, nie brzmiał ani odrobinę niepewnie - Renesmee Carlie Black jest córką Jacoba Blacka, a nie Edwarda Cullena! Mam gdzieś, że wam wydaje się inaczej! Nie mieliście prawa zakazywać mi czegokolwiek! Byłam pełnoletnia! Nie mieliście do cholery prawa! I ty raczysz nazywać siebie moją matką?! - tym zdaniem zraniłam Renee doszczętnie - Rodzic pragnie dla dziecka szczęścia, a ty mi je zabrałaś!
Mama uniosła rękę.
- No śmiało! - syknęłam - Uderz mnie! Co ci szkodzi?! Raniłaś mnie przez pięć lat, to co to dla ciebie będzie jedno uderzenie?! Przecież każdy może uderzyć swoje dziecko za słowa prawdy, czyż nie tak?!  - mama opuściła rękę - Nie odważysz się?! - zadrwiłam - Oj! No czemu?!
- Bello… - mama znów zaczęła płakać - Przepraszam.
Prychnęłam.
- Teraz przepraszasz?! Mogłaś myśleć pięć lat temu! Dobrze wiesz, że nienawidzę, gdy ktoś próbuje mi układać życie! - ponownie walnęłam dłonią o ścianę i chyba coś w niej złamałam, ale się tym nie przejęłam - Nie jestem tą samą Bellą co pięć lat temu! Myślałaś, że wybaczę ci wszystko?! Że zapomnę o tym, że zabrałaś mi najlepszego przyjaciela?! Że uniemożliwiłaś mi z nim jakikolwiek kontakt?!
- Bello, błagam wybacz mi - Renee próbowała do mnie podejść, ale spojrzałam na nią z odrazą i cofnęłam się o krok.
- Nie! - warknęłam - Nigdy ci nie wybaczę! Być może dawna Bella by to uczyniła, ale nie ja! Za bardzo mnie zraniłaś, Renee! - pokręciłam głową zaciskając wargi - Nawet nie dałaś mi go do telefonu, gdy dzwonił w moje urodziny! Nawet mi tego nie powiedziałaś! Pozwoliłaś abym cierpiała i myślała, że on o mnie zapomniał! Przecież wiedziałaś jak bardzo go kochałam! Że był moim bratem! - uniosłam ręce i opuściłam je z powrotem, pozwalając aby uderzyły o moje nogi - Ale nie! Wielmożna pani Renee Swan, nie mogła dopuścić, aby jej córka nadal utrzymywała kontakt ze swoim najlepszym przyjacielem, bo ubzdurała sobie, że jej wnuczka, jest jego córką! A on nie był dobrą partią dla mnie i nie mógł się ze mną ożenić, ale Jacob to co innego?! Jesteś żałosna Renee! - spojrzałam na ojca - A ty?! Wiedziałeś o wszystkim?! Tylko mnie nie okłamuj!
Charlie się zawahał.
- Znałem tylko prawdziwy adres Edwarda. Dopiero rok temu twoja matka wyznała mi całą prawdę - spojrzałam na niego spode łba - Jednak i ja domyślałem się, że Renesmee nie jest córką Jacoba.
- To wasze durne uzmysłowienia! - powiedziałam, co zabrzmiało naprawę wiarygodnie - Gdyby Renesmee była córką Edwarda, nie wychodziłabym za Jacoba! - skłamałam - Wiecie, że mam dużo kontaktów i bez trudu odnalazłabym Edwarda! Ale Renesmee nie jest jego córką!
Bo nie jest! Edward może i przyczynił się do jej przyjścia na świat, ale nie jest jej tatą! To Jacob widział jak stawia pierwsze kroki! Jak ząbkuje! Jak uczy się mówić! Nie Edward! Jacob! I to Jacob jest jej tatą!
- A może ciągle nas okłamujesz, Bello? - mama przyjrzała mi się uważniej, ale moja twarz nawet nie drgnęła.
- Nie zarzucaj mi kłamstwa, Renee! - oburzyłam się - Miałam do was zaufanie! A teraz legło ono w gruzach! Nigdy więcej wam nie zaufam!
Mama chyba setny raz się popłakała, ale ja nie zareagowałam. Nie przeprosiłam. Zapewne jutro będę żałowała swoich słów, ale dziś jestem za bardzo wkurzona, aby mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia!
- Wybaczysz nam kiedykolwiek? - w pytaniu mamy kryła się prośba.
- Nie wiem - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby i wyciągnęłam dłoń - A teraz poproszę wszystkie listy jakie do mnie przyszły.
Renee kiwnęła głową i poszła na górę. Ja tu czekałam. Po pięciu minutach mama zeszła z wieloma listami przewiązanymi czarną wstążeczką. Wyrwałam je jej brutalnie i wsadziłam do torby.
- Nie czytałam - powiedziała mama, cofając dłoń i schowała ją do kieszeni spodni, by po chwili coś z niej wyjąć. Małe, czarne pudełeczko - To również do ciebie przyszło od niego - wskazała głową na Edwarda.
Wzięłam to do ręki i oglądałam z kilku stron, poczym schowałam do torby.
Wycofałam się w stronę drzwi.
- Widzicie mnie być może ostatni raz - sięgnęłam po notes i wyjęłam najnowsze zdjęcie Renesmee - Zachowajcie to sobie, bo wnuczki być może również nie zobaczycie.
Wyszłam na zewnątrz i bez słowa wsiadłam do taksówki, która na nas czekała za dobrą opłatą. Moja walizka była zbyteczna… Westchnęłam i dopiero teraz zaczęła boleć mnie prawa pięść. Syknęłam cicho.
- Co ci jest? - spytał Edward.
- Chyba złamałam coś w prawej dłoni, jak uderzyłam o ścianę - wyjaśniłam i zwróciłam się do kierowcy taksówki - Czy mógłby pan jechać teraz do szpitala?
Miły staruszek pokiwał twierdząco głową.
- Oczywiście kochaniutka - docisnął pedał gazu - Ale powiem pani, że ma pani parę w płucach. Słychać było każde wypowiedziane przez panią słowo.
Uśmiechnęłam się blado mimo woli.
- Wie pan… - zaczęłam - Jak się jest prawnikiem , to trzeba ją mieć. W sądzie nie zawsze jest spokojnie.
- A no tak - zgodził się - Mój bratanek był kiedyś prawnikiem. Dobrym prawnikiem - westchnął - Ale bidulek zachorował i musiał zrezygnować  z jakiejkolwiek kariery. Teraz wprawdzie wyzdrowiał, ale po dwóch latach, żadna kancelaria nie chce go przyjąć, bo twierdzą, że wyszedł z fachu, a nie stać go na założenie własnej firmy - pokręcił głową - I pomyśleć, że Nowy York to duże miasto, a chłopaczyna porządnej pracy nie może sobie znaleźć.
Wpadłam na pomysł. Wyjęłam z portfela swoją wizytówkę i podałam staruszkowi.
- Ja posiadam własną kancelarię prawną - powiedziałam - Niech bratanek przyjdzie do mnie i powie, że jest od pana.
- Dziękuję, kochaniutka - schował wizytówkę do kieszeni - Ja nazywam się Nathan Prew, a mój bratanek Max Prew.
- Zapamiętam - powiedziałam i wysiadłam, bo dojechaliśmy na miejsce.
Po wielu godzinach, wylądowaliśmy w Nowym Yorku. Edward nie odezwał się ani razu, intensywnie nad czymś rozmyślając, więc mu nie przerywałam. W szpitalu owinęli mi dłoń tylko opaską uciskową, bo ją sobie zbiłam przez te uderzenia.

Nie chcę wyjawiać Edwardowi prawy i mam nadzieję, że nigdy się nie dowie…
-----------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich czytelników <3
Jak wam podobał się rozdział...? Liczę na wasze szczere aż do bólu opinie. Rozdział myślę, że wypadł dobrze, choć spierdoliłam końcówkę, albo nawet i cały rozdział... Dziwię się, ze nadal to wszystko czytacie, bo ja na waszym miejscu już dawno bym tego nie robiła...
Chciałam podziękować szczególnie jednej czytelniczce, która zmotywowała mnie do dalszego pisania tej oto historii, bo prawdę powiedziawszy, miałam kilka rozdziałów na Pendriv'ie i dalej nie pisałam tego opowiadania, za co jestem niezmiernie wdzięczna. Dzięki niej mam jestem w trakcie pisania szóstego rozdziału ; D Ale nie powiem, wam co będzie dalej, ponieważ to jest moja słodka tajemnica <3 Dzięki osobie, dla której jest ten rozdział, dostałam weny i wpadłam na wiele pomysłów związanych z tym oto blogiem ; D Rozdział dedykuję... UWAGA!!! ... Tu jest niespodzianka!! <3 Domyślacie cię? :** Rozdział jest dla Wampirka <3 Wiem, że to kolejna notka dla Ciebie, ale jestem Ci wdzięczna namówienie mnie na założenie tego bloga i po prostu nie mogę się powstrzymać <3 Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz...? :** Dziękuję Ci za wsparcie jakim dla mnie jesteś i za motywujące komentarze, które powodują na mojej twarzy uśmiech jak u nawiedzonej dziewczyny <3
Rozdział czekał, ponieważ... obiecałam sobie, że go opublikuję, gdy Wampirek doda nn na swoim blogu, który jest wprost wykurwisty i jestem na nim 100 razy dziennie <3 Co ja poradzę, że tak go kocham..? <3 Ja to się zastanawiam, czemu TY czytasz MOJEGO bloga, bo w porównaniu do Ciebie, to ja piszę kurwa jak przedszkolak... :**
Dziękuję również wszystkim innym czytelnikom, którzy są ze mną i również stanowią dla mnie ogromne wsparcie <3 Nie spodziewałam się, że będzie tyle wejść, komentarzy... To jest wspaniałe i za to wam niezmiernie dziękuję ;**
Wybaczcie, że się rozpisuję, ale mam jeszcze trochę do powiedzenia ; D Jak tam w szkole...? Mam nadzieję, że jeszcze macie odrobinę luzu, bo ja chwilowo tak ; D Mam zajebistą wychowawczynię i spoko nauczycieli ; D Nawet odrobinę polubiłam historię i WOS, bo mam z dyrektorem, a to naprawdę spoko facet :> Nic do niego nie mam, więc OK :3 Jednak chciałabym aby ta szkoła już się skończyła ; D Ale to marzenia ściętej głowy, c'nie..? ; D
I ostatnia sprawa, to to, że nie mam już nicku "Zwariowana Natalia", lecz "Normalnaa Psychopatkaa", choć to może ulec zmianie i być tak jak wcześniej <3


Pozdrawiam Gorąco <3
Normalnaa Psychopatkaa <3