czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 6

Rozdział 6

Od momentu kiedy Edward powiedział, że mnie kocha, ciągle słyszę jego wyznanie, gdziekolwiek bym nie była, a przed oczami widzę jego cierpiącą twarz. To mnie prześladuje codziennie. Praktycznie mnie nie opuszcza. Jedyna chwila, gdy mogę od tego ochłonąć, to… chwile gdy Renesmee jest w moim pobliżu.
Swoim wyznaniem, wzbudził we mnie jakieś dziwne uczucie, którego ciągle nie potrafię zidentyfikować. Przez dwa dni, nie widziałam mojego starego przyjaciela i zarazem ojca mojego dziecka. Cieszy  mnie to. Może wyjechał? Jakaś cząstka mnie stara się odepchnąć tę myśl i pragnie jego bliskości. To właśnie to dziwne uczucie, o którym wspominałam.
Na szczęście dziś sobota, przez co uniknę spotkania z Cullenem. W głębi duszy nadal go kocham, w końcu bądź co bądź, spędziliśmy wiele wspaniałych chwil i jest coś, a raczej ktoś, kto nas łączy. Niestety żal, po jego odejściu jest silny i ciągle walczy z tą miłością. A słowa „Zakochałem się w tobie”, wszystko komplikują.
Mam nadzieję, że moja córeczka, nie przyjdzie pewnego dnia do mnie i nie powie: „Mamo chciałabym poznać swojego biologicznego ojca”. Nie potrafiłabym wyznać Edwardowi prawdy, bo musiałby się w takich okolicznościach dowiedzieć. Znienawidziłby mnie, a to na pewno by zabolało, niczym wepchnięcie zardzewiałego i ząbkowanego sztyletu prosto w serce.
Nie spodziewałam się, że gdy go spotkam, będę miała taki mętlik w głowie. Czasem chodzę rozkojarzona i nie wiem co robię. Dopiero Jacob lub ktoś inny „sprowadza mnie na Ziemię”. A może to ja się wyprowadzę? Urwanie całkowitego kontaktu z Edwardem, wyszłoby wszystkim na dobre…
Czemu ja sama siebie oszukuję…? Nie potrafiłabym wyjechać. Świadomość, że Edward mieszka w tym samym mieście co ja, nie pozwoliłaby mi wyjechać. Ciągle przyciągałaby mnie do Nowego Yorku niczym najsilniejszy magnez.
Dlaczego wróciłeś do mojego życia, Cullen?! - wydarłam się w myślach. A było tak dobrze… Wszyscy myśleli (i wprawdzie nadal myślą), że Renesmee to córka Jacoba, lecz gdy nie zobaczą małej w pobliżu Edwarda, nie domyślą się prawdy? Przecież oni są strasznie do siebie podobni… Och! Przez jego powrót, cała prawda w każdej chwili może wyjść na jaw.
Wtedy będę musiała wyjechać i zabrać małą, aby oszczędzić jej jakiegokolwiek stresu. Mawia się, że szczęście dziecka jest dla matki najważniejsze i to jest szczerą prawdą. Nie ma ważniejszej rzeczy, ani osoby na tym świecie niż Renesmee.
Kilkakrotnie zastanawiałam się, czy nie wyjawić Edwardowi prawdy, lecz wtedy przypominały mi się słowa Rosalie; „Dla Renesmee to Jacob zawsze pozostanie ojcem, a nie Edward. On jest dla niej zupełnie obcym człowiekiem”.
Z rozmyślania wyrwał mnie odgłos małych stópek, wchodzących do salonu. Skierowałam głowę w stronę dźwięku i ujrzałam zaspaną córeczkę. Przetarła oczka i przeciągle ziewnęła. Przeczesała paluszkami roztrzepane włoski i do mnie podeszła.
- Cem do zoo - powiedziała, siadając przede mną i wręczając mi szczotkę do włosów.
- No dobrze - pocałowałam ją w policzek i zabrałam się za rozczesywanie jej kasztanowych loków.
- A tatuś pójdzie z nami? - spytała z nadzieją, na co tylko się zaśmiałam.
- Jeśli pójdziesz i go obudzisz, to kto wie - odparłam.
Gdy tylko skończyłam swoje zadanie, zeskoczyła z moich kolan i pobiegła na górę, a ja ruszyłam za nią. Wpadła do sypialni Jacoba i wskoczyła na łóżko, po czym rzuciła się na mojego męża. Ten jęknął i przewrócił się na drugi bok, przytulając do siebie małą. Powstrzymałam  śmiech i oparłam się niedbale o framugę drzwi.
Nessie uderzyła w Jacoba swoimi małymi piąstkami i pociągnęła go za włosy.
- Tatusiu, wtawaj! - pisnęła mu do ucha i ponownie uderzyła tyle, że tym razem w twarz.
- Już, Ness, już - Jacob ziewnął i otworzył oczy, które skierował na mnie - Witaj ukochana żonko - mrugnął do mnie i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, a następnie pocałował Ness w policzek i mocno ją przytulił.
-Witaj ukochany mężu - ja również się uśmiechnęłam - Wstawaj, bo twoja córka zażyczyła sobie wycieczkę do zoo.
Ten wywrócił oczami.
- Mówiłem, aby wybrać dom, daleko od tej nieszczęsnej Afryki - ukuł Ness w żebra, co wywołało jej głośny śmiech.
Zaśmiałam się i podeszłam do szafy Jacoba. Garderoby nie chciał, twierdząc, że nie jest babą i nie musi się przebierać co pięć minut. Sięgnęłam mu czarne spodnie i biało-czarną koszulę w kratę, a następnie położyłam na łóżku. Wzięłam Renesmee na ręce i ruszyłam do wyjścia.
- Ty się ogarnij, a my idziemy zrobić się na bóstwo - zaśmiałam się na odchodnym i poszłam do pokoju Ness. Otworzyłam szafę i dokładnie przejechałam wzrokiem po wszystkich półkach. Wyjęłam leginsy, koszulę w białe kropki i sweterek. Ubrałam szybko małą, a włosy zostawiłam rozpuszczone.
Następnie poszłyśmy do mojej sypialni. Niewiele myśląc, weszłam do garderoby. Po dość długiej chwili namysłu, założyłam miętowe spodnie, białą, luźną koszulkę z napisem, a na nogiwłożyłam szare szpilki. Do tego wzięłam bransoletkę, pasującą do spodni, beżową torbę z prześwitami mięty oraz jasne okulary. Włosy upięłam, wpierw robiąc warkocza na jednej połowiegłowy. Zdecydowałam się zaledwie na lekki makijaż.
Jacob czekał na nas na dole, a co jakiś czas krzyczał, że jeśli będziemy się tak ociągały to zamkną zoo. Jednak gdy zeszłyśmy, opadła mu szczęka, ale za chwilę się zreflektował i wyszczerzył w szerokim uśmiechu.
- Wyglądacie świetnie - mrugnął do mnie i spojrzał na Ness, a potem na mnie - Ale czemu zamieniłaś naszą córkę, na jakąś inną dziewczynkę?
Renesmee zachichotała i wywróciła oczami.
- To ja tatusiu! - powiedziała.
Jake przyjrzał się jej uważniej i wziął na ręce.
- Nie poznałem cię - pocałował ją w policzek - Ale chodźmy już.
Pojechaliśmy samochodem Jacoba, gdyż mój jest jeszcze u Emmetta i Rosalie. Po jakiejś godzinie, dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy do kasy, aby kupić bilety. Jake chwycił mnie za rękę, a małą wziął na brana.
Kupiliśmy trzy bilety i zaczęliśmy oglądać zwierzaki. Puściliśmy Ness, aby sobie pobiegała, a sami szliśmy wolno wśród klatek i wybiegów. Wtuliłam się w bok męża i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję, Jake - szepnęłam.
Zatrzymał się i spojrzał mi w oczy, nieco zdziwiony.
- Za co? - spytał, marszcząc brwi i chwycił mnie za dłonie.
Oczy zaszkliły mi się od łez.
- Za wszystko - odpowiedziałam - Za to, że się ze mną ożeniłeś, bez żadnych zobowiązań. Że jesteś dla Ness prawdziwym ojcem, a moim najlepszym przyjacielem. Że wytrzymałeś ze mną tyle lat i nie chcesz rozwodu.
- Bells… - wyszeptał czule i mnie przytulił, a ja wtuliłam się w jego tors - Jesteśmy przyjaciółmi i zrobiłbym dla ciebie dosłownie wszystko.
Objął mnie w pasie i pocałował w czubek głowy.
- I właśnie za to ci dziękuję - powiedziałam.
Postaliśmy tak jeszcze chwilę, dopóki ja nie przestałam płakać i ponownie ruszyliśmy, oglądając zwierzęta. Ness musiała przynajmniej pięć minut postać przed jedną klatką czy też wybiegiem i wlepiała swoje duże oczy w żyrafy lub niedźwiedzie polarne. Najbardziej chyba zaciekawiły ją pumy, bo stała przy nich najdłużej.
Spuściłam wzrok. Kiedy bywałam w zoo wraz z Edwardem, jego również najbardziej fascynowały te koty. Westchnęłam. Coś czuję, że prawda szybciej wyjdzie na jaw niż może się wydawać. Przecież Ness, nie tylko wygląd odziedziczyła po Edwardzie, ale też większość cech.
Zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Numer prywatny. Zmarszczyłam brwi i odebrałam, choć zazwyczaj tego nie robię. Lecz tym razem, przeczycie mi kazało nacisnąć na zieloną słuchawkę.
- Cześć, Bells! - usłyszałam po drugiej stronie dźwięczny damski głos, zanim ja zdążyłam cokolwiek powiedzieć - Z tej strony Alice Brandon.
Alice jest moją kuzynką, której nie widziałam dwa miesiące. Kocham ją, a ona jest strasznym narwańcem i jednocześnie zajmuje się modą.
- Witaj, Al - powiedziałam, a w tym szeroko się uśmiechnęłam - Co się stało, że do mnie dzwonisz?
- Stęskniłam się - zachichotała - A tak na poważnie, to chciałam was zaprosić na moje urodziny za tydzień. No bo w końcu kończę dwadzieścia cztery lata, nie?
- Jasne, że będziemy - zapewniłam - Jaki mam kupić prezent?
Po drugiej stronie usłyszałam zdegustowany jęk dziewczyny.
- Zdaję się na ciebie - odparła - A teraz lecę bo muszę pozapraszać jeszcze dużo osób! No i nie zapominaj, że wy zostajecie u mnie na noc!
- Oczywiście Alice. Do zobaczenia - rozłączyłam się i wtuliłam w bok Jacoba - Alice zaprasza nas na urodziny.
Mój mąż jęknął.
- Znów urządzi jakąś imprezę w stylu gwiazdy Hollywood.
Wzruszyłam ramionami.
- To jej święto. Ma prawo robić co chce.

Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu, ale Jacob zaraz zabrał małą na lody, a ja zostałam sama. Przypomniało mi się o listach. Pobiegłam na górę i z torebki wyjęłam listy i pudełeczko. Odwiązałam wstążeczkę i otworzyłam pierwszą kopertę. Uśmiechnęłam się, czytając treść pierwszego listu. Był on swobodny i pisany stylem Edwarda.
Bells,
Doleciałem na miejsce. Okazało się, że nie przeprowadzamy się do Nowego Yorku lecz do Los Angeles. Rodzice zrobili mnie w konia. No nie spodziewałem się tego po nich. Oszukali mnie pierwszy raz - chyba. W każdym bądź razie brakuje mi ciebie.
Przylecę do Forks jak najszybciej się da. Nie wiem jak ja tu bez ciebie wytrzymam. Przecież jesteś moją przyjaciółką i cię kocham. A same listy nie wystarczą. W kopercie masz jeszcze adres do mnie, abyś mogła odpisać i numer nowego telefonu.
Dzwoniłem do Ciebie, ale nikt nie odbierał, więc postanowiłem napisać. Nie wiem co do cholery mam pisać, a o pogodzie nie zamierzam, bo to dziecinne.
Odezwij się szybko, Bells. Tęsknię za Tobą.
Twój przyjaciel,
Edward Cullen.
 Ta wiadomość wprawdzie krótka, ale z serca. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po kolejne listy, z którymi mój uśmiech przygasał, a ja zaczynałam coraz bardziej płakać. Serce dudniło mi w piersi jak oszalałe, a dłonie drżały.
W końcu został ostatni list. Ledwo otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę papieru z niego, na której były wypisane ostatnie słowa Edwarda:
Droga Bello,
Nie wiem co się dzieje. Czemu nie odpisujesz…? Czemu nie oddzwaniasz…? Zapomniałaś już o mnie? Jeśli tak, to wiedz, że nie mam Ci tego za złe.
Boli mnie jednak to, że utraciliśmy kontakt i to niestety z twojej inicjatywy. Bądź świadoma, że to mój ostatni list. Nie będę już więcej Cię zadręczał. Gdybyś jednak chciała się odezwać - w co wątpię, bo zrobiłabyś to już dawno - we wcześniejszych listach podałem Ci mój nowy adres i aktualny numer telefonu.
Po raz kolejny piszę do Ciebie, choć nie uzyskałem żadnego odzewu z twojej strony. To świadczy o tym, że o Tobie nie zapomniałem i ciągle Cię kocham. Ty niestety o Mnie zapomniałaś, lecz ja nie potrafię i nawet nie zamierzam próbować.
Dziwne jest dla mnie to, że mimo tak wielkiej przyjaźni jaka nas łączyła, ona się rozpadła. Nie spodziewałem się tego. Przecież obiecywaliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. Jednak rozdzieliła nas odległość.
Wiem, że wyszłaś za Jacoba Blacka, ponieważ spodziewacie się dziecka. Życzę Ci dużo szczęścia i abyś nigdy nie żałowałam swych decyzji. Choć Ty zawsze postępujesz mądrze i rozważnie w przeciwieństwie do Mnie. Dzięki informacjom od Renee, wiem, że żyjesz i jesteś szczęśliwa.
Gdyby nie to, że wyszłaś za mąż, już siedziałbym w samolocie i żądał wyjaśnień od Ciebie, lecz wiem, że gdybym teraz się z Tobą zobaczył w przypływie impulsu, powiedziałbym coś, czego później bym żałował.
Żegnaj,
Edward.
P.S. Nie będę Cię szukał. Jeśli kiedykolwiek się spotkamy, wiedz, że to będzie czysty przypadek. Kocham Cię, Bello.
Przeczytałam ten list jeszcze kilka razy i sięgnęłam po pudełeczko. Odchyliłam je bardzo powoli i ujrzałam łańcuszek z napisem „I miss you”. Otworzyłam serduszko, a moim oczom ukazało się małe zdjęcie, przedstawiające mnie i Edwarda. Ścisnęłam prezent w dłoni i przyłożyłam go sobie do piersi, wybuchając głośniejszym płaczem.
Położyłam się na łóżku, wśród dwudziestu pięciu listów i wtuliłam twarz w poduszkę. Jak Renee mogła mi to zrobić? Czym my jej zawiniliśmy? Przecież przyjaźniła się z jego rodzicami! Przewróciłam się na drugi bok, czym wywołałam szelest papierów. Przetarłam mokre od łez oczy, ale zaraz napłynęły do nich nowe, które wsiąknęły w poduszkę.
Krzyknęłam wyładowując swoją frustrację i zaczęłam okładać pięściami poduszki i kołdrę. Złość na Renee wzrosła. Gdyby teraz była obok mnie, to nie wiem czy powstrzymałabym się od rękoczynów.

Wzięłam do ręki łańcuszek i przycisnęłam go do piersi, zamykając oczy. Słone łzy spływały po moich policzkach, wsiąkając w poduszkę. Czytając te listy uświadomiłam sobie jedną rzecz… Ja również jestem z Edwardzie bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana.
--------------------------------------------------------------------------------
Witam,
Wiem, że długo mnie nie było, ale... no po prostu nauka jest do bani. Tyle w temacie. Wiecie, chyba popadam w depresję ;C No, nie ważne. Rozdział jest do dupy, jest chujowy, nie podoba mi się, jak zawsze zresztą, ale go wstawiam, bo... i tak nie napisałabym lepszego. Od dość długiego czasu, nie umiem nic pisać. Nawet swoje autorskie opowiadanie zawiesiłam. Od trzech miesięcy nic nie dopisałam to tego opowiadania. Zastanawiałam się nad zawieszeniem/usunięciem tego bloga ;C
Przytłacza mnie tylko świadomość, że jest coraz gorzej ze mną, że wszyscy ludzie, ważni dla mnie, odchodzą, zapominają o mnie. Ale ja o nich niestety nie potrafię. Jednak jeśli ktoś zadaje się ze mną z litości, to już wolałabym, aby wyznał mi najgorsze rzeczy. Nienawidzę litości.
Dobra koniec tych bzdet. Nie mam pojęcia, kiedy będzie rozdział 7. Może jak coś się u mnie ułoży, ale na pewno nie w roku 2013. 
Rozdział po raz kolejny dedykowany jest Wampirkowi. Ona jako pierwsza przeczytała te listy od Ed'a. Teraz czekamy na rozdział u niej na blogu. Kocham cię, wiesz? <333


Pozdrawiam wszystkich,
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^