czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 6

Rozdział 6

Od momentu kiedy Edward powiedział, że mnie kocha, ciągle słyszę jego wyznanie, gdziekolwiek bym nie była, a przed oczami widzę jego cierpiącą twarz. To mnie prześladuje codziennie. Praktycznie mnie nie opuszcza. Jedyna chwila, gdy mogę od tego ochłonąć, to… chwile gdy Renesmee jest w moim pobliżu.
Swoim wyznaniem, wzbudził we mnie jakieś dziwne uczucie, którego ciągle nie potrafię zidentyfikować. Przez dwa dni, nie widziałam mojego starego przyjaciela i zarazem ojca mojego dziecka. Cieszy  mnie to. Może wyjechał? Jakaś cząstka mnie stara się odepchnąć tę myśl i pragnie jego bliskości. To właśnie to dziwne uczucie, o którym wspominałam.
Na szczęście dziś sobota, przez co uniknę spotkania z Cullenem. W głębi duszy nadal go kocham, w końcu bądź co bądź, spędziliśmy wiele wspaniałych chwil i jest coś, a raczej ktoś, kto nas łączy. Niestety żal, po jego odejściu jest silny i ciągle walczy z tą miłością. A słowa „Zakochałem się w tobie”, wszystko komplikują.
Mam nadzieję, że moja córeczka, nie przyjdzie pewnego dnia do mnie i nie powie: „Mamo chciałabym poznać swojego biologicznego ojca”. Nie potrafiłabym wyznać Edwardowi prawdy, bo musiałby się w takich okolicznościach dowiedzieć. Znienawidziłby mnie, a to na pewno by zabolało, niczym wepchnięcie zardzewiałego i ząbkowanego sztyletu prosto w serce.
Nie spodziewałam się, że gdy go spotkam, będę miała taki mętlik w głowie. Czasem chodzę rozkojarzona i nie wiem co robię. Dopiero Jacob lub ktoś inny „sprowadza mnie na Ziemię”. A może to ja się wyprowadzę? Urwanie całkowitego kontaktu z Edwardem, wyszłoby wszystkim na dobre…
Czemu ja sama siebie oszukuję…? Nie potrafiłabym wyjechać. Świadomość, że Edward mieszka w tym samym mieście co ja, nie pozwoliłaby mi wyjechać. Ciągle przyciągałaby mnie do Nowego Yorku niczym najsilniejszy magnez.
Dlaczego wróciłeś do mojego życia, Cullen?! - wydarłam się w myślach. A było tak dobrze… Wszyscy myśleli (i wprawdzie nadal myślą), że Renesmee to córka Jacoba, lecz gdy nie zobaczą małej w pobliżu Edwarda, nie domyślą się prawdy? Przecież oni są strasznie do siebie podobni… Och! Przez jego powrót, cała prawda w każdej chwili może wyjść na jaw.
Wtedy będę musiała wyjechać i zabrać małą, aby oszczędzić jej jakiegokolwiek stresu. Mawia się, że szczęście dziecka jest dla matki najważniejsze i to jest szczerą prawdą. Nie ma ważniejszej rzeczy, ani osoby na tym świecie niż Renesmee.
Kilkakrotnie zastanawiałam się, czy nie wyjawić Edwardowi prawdy, lecz wtedy przypominały mi się słowa Rosalie; „Dla Renesmee to Jacob zawsze pozostanie ojcem, a nie Edward. On jest dla niej zupełnie obcym człowiekiem”.
Z rozmyślania wyrwał mnie odgłos małych stópek, wchodzących do salonu. Skierowałam głowę w stronę dźwięku i ujrzałam zaspaną córeczkę. Przetarła oczka i przeciągle ziewnęła. Przeczesała paluszkami roztrzepane włoski i do mnie podeszła.
- Cem do zoo - powiedziała, siadając przede mną i wręczając mi szczotkę do włosów.
- No dobrze - pocałowałam ją w policzek i zabrałam się za rozczesywanie jej kasztanowych loków.
- A tatuś pójdzie z nami? - spytała z nadzieją, na co tylko się zaśmiałam.
- Jeśli pójdziesz i go obudzisz, to kto wie - odparłam.
Gdy tylko skończyłam swoje zadanie, zeskoczyła z moich kolan i pobiegła na górę, a ja ruszyłam za nią. Wpadła do sypialni Jacoba i wskoczyła na łóżko, po czym rzuciła się na mojego męża. Ten jęknął i przewrócił się na drugi bok, przytulając do siebie małą. Powstrzymałam  śmiech i oparłam się niedbale o framugę drzwi.
Nessie uderzyła w Jacoba swoimi małymi piąstkami i pociągnęła go za włosy.
- Tatusiu, wtawaj! - pisnęła mu do ucha i ponownie uderzyła tyle, że tym razem w twarz.
- Już, Ness, już - Jacob ziewnął i otworzył oczy, które skierował na mnie - Witaj ukochana żonko - mrugnął do mnie i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, a następnie pocałował Ness w policzek i mocno ją przytulił.
-Witaj ukochany mężu - ja również się uśmiechnęłam - Wstawaj, bo twoja córka zażyczyła sobie wycieczkę do zoo.
Ten wywrócił oczami.
- Mówiłem, aby wybrać dom, daleko od tej nieszczęsnej Afryki - ukuł Ness w żebra, co wywołało jej głośny śmiech.
Zaśmiałam się i podeszłam do szafy Jacoba. Garderoby nie chciał, twierdząc, że nie jest babą i nie musi się przebierać co pięć minut. Sięgnęłam mu czarne spodnie i biało-czarną koszulę w kratę, a następnie położyłam na łóżku. Wzięłam Renesmee na ręce i ruszyłam do wyjścia.
- Ty się ogarnij, a my idziemy zrobić się na bóstwo - zaśmiałam się na odchodnym i poszłam do pokoju Ness. Otworzyłam szafę i dokładnie przejechałam wzrokiem po wszystkich półkach. Wyjęłam leginsy, koszulę w białe kropki i sweterek. Ubrałam szybko małą, a włosy zostawiłam rozpuszczone.
Następnie poszłyśmy do mojej sypialni. Niewiele myśląc, weszłam do garderoby. Po dość długiej chwili namysłu, założyłam miętowe spodnie, białą, luźną koszulkę z napisem, a na nogiwłożyłam szare szpilki. Do tego wzięłam bransoletkę, pasującą do spodni, beżową torbę z prześwitami mięty oraz jasne okulary. Włosy upięłam, wpierw robiąc warkocza na jednej połowiegłowy. Zdecydowałam się zaledwie na lekki makijaż.
Jacob czekał na nas na dole, a co jakiś czas krzyczał, że jeśli będziemy się tak ociągały to zamkną zoo. Jednak gdy zeszłyśmy, opadła mu szczęka, ale za chwilę się zreflektował i wyszczerzył w szerokim uśmiechu.
- Wyglądacie świetnie - mrugnął do mnie i spojrzał na Ness, a potem na mnie - Ale czemu zamieniłaś naszą córkę, na jakąś inną dziewczynkę?
Renesmee zachichotała i wywróciła oczami.
- To ja tatusiu! - powiedziała.
Jake przyjrzał się jej uważniej i wziął na ręce.
- Nie poznałem cię - pocałował ją w policzek - Ale chodźmy już.
Pojechaliśmy samochodem Jacoba, gdyż mój jest jeszcze u Emmetta i Rosalie. Po jakiejś godzinie, dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy do kasy, aby kupić bilety. Jake chwycił mnie za rękę, a małą wziął na brana.
Kupiliśmy trzy bilety i zaczęliśmy oglądać zwierzaki. Puściliśmy Ness, aby sobie pobiegała, a sami szliśmy wolno wśród klatek i wybiegów. Wtuliłam się w bok męża i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję, Jake - szepnęłam.
Zatrzymał się i spojrzał mi w oczy, nieco zdziwiony.
- Za co? - spytał, marszcząc brwi i chwycił mnie za dłonie.
Oczy zaszkliły mi się od łez.
- Za wszystko - odpowiedziałam - Za to, że się ze mną ożeniłeś, bez żadnych zobowiązań. Że jesteś dla Ness prawdziwym ojcem, a moim najlepszym przyjacielem. Że wytrzymałeś ze mną tyle lat i nie chcesz rozwodu.
- Bells… - wyszeptał czule i mnie przytulił, a ja wtuliłam się w jego tors - Jesteśmy przyjaciółmi i zrobiłbym dla ciebie dosłownie wszystko.
Objął mnie w pasie i pocałował w czubek głowy.
- I właśnie za to ci dziękuję - powiedziałam.
Postaliśmy tak jeszcze chwilę, dopóki ja nie przestałam płakać i ponownie ruszyliśmy, oglądając zwierzęta. Ness musiała przynajmniej pięć minut postać przed jedną klatką czy też wybiegiem i wlepiała swoje duże oczy w żyrafy lub niedźwiedzie polarne. Najbardziej chyba zaciekawiły ją pumy, bo stała przy nich najdłużej.
Spuściłam wzrok. Kiedy bywałam w zoo wraz z Edwardem, jego również najbardziej fascynowały te koty. Westchnęłam. Coś czuję, że prawda szybciej wyjdzie na jaw niż może się wydawać. Przecież Ness, nie tylko wygląd odziedziczyła po Edwardzie, ale też większość cech.
Zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Numer prywatny. Zmarszczyłam brwi i odebrałam, choć zazwyczaj tego nie robię. Lecz tym razem, przeczycie mi kazało nacisnąć na zieloną słuchawkę.
- Cześć, Bells! - usłyszałam po drugiej stronie dźwięczny damski głos, zanim ja zdążyłam cokolwiek powiedzieć - Z tej strony Alice Brandon.
Alice jest moją kuzynką, której nie widziałam dwa miesiące. Kocham ją, a ona jest strasznym narwańcem i jednocześnie zajmuje się modą.
- Witaj, Al - powiedziałam, a w tym szeroko się uśmiechnęłam - Co się stało, że do mnie dzwonisz?
- Stęskniłam się - zachichotała - A tak na poważnie, to chciałam was zaprosić na moje urodziny za tydzień. No bo w końcu kończę dwadzieścia cztery lata, nie?
- Jasne, że będziemy - zapewniłam - Jaki mam kupić prezent?
Po drugiej stronie usłyszałam zdegustowany jęk dziewczyny.
- Zdaję się na ciebie - odparła - A teraz lecę bo muszę pozapraszać jeszcze dużo osób! No i nie zapominaj, że wy zostajecie u mnie na noc!
- Oczywiście Alice. Do zobaczenia - rozłączyłam się i wtuliłam w bok Jacoba - Alice zaprasza nas na urodziny.
Mój mąż jęknął.
- Znów urządzi jakąś imprezę w stylu gwiazdy Hollywood.
Wzruszyłam ramionami.
- To jej święto. Ma prawo robić co chce.

Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu, ale Jacob zaraz zabrał małą na lody, a ja zostałam sama. Przypomniało mi się o listach. Pobiegłam na górę i z torebki wyjęłam listy i pudełeczko. Odwiązałam wstążeczkę i otworzyłam pierwszą kopertę. Uśmiechnęłam się, czytając treść pierwszego listu. Był on swobodny i pisany stylem Edwarda.
Bells,
Doleciałem na miejsce. Okazało się, że nie przeprowadzamy się do Nowego Yorku lecz do Los Angeles. Rodzice zrobili mnie w konia. No nie spodziewałem się tego po nich. Oszukali mnie pierwszy raz - chyba. W każdym bądź razie brakuje mi ciebie.
Przylecę do Forks jak najszybciej się da. Nie wiem jak ja tu bez ciebie wytrzymam. Przecież jesteś moją przyjaciółką i cię kocham. A same listy nie wystarczą. W kopercie masz jeszcze adres do mnie, abyś mogła odpisać i numer nowego telefonu.
Dzwoniłem do Ciebie, ale nikt nie odbierał, więc postanowiłem napisać. Nie wiem co do cholery mam pisać, a o pogodzie nie zamierzam, bo to dziecinne.
Odezwij się szybko, Bells. Tęsknię za Tobą.
Twój przyjaciel,
Edward Cullen.
 Ta wiadomość wprawdzie krótka, ale z serca. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po kolejne listy, z którymi mój uśmiech przygasał, a ja zaczynałam coraz bardziej płakać. Serce dudniło mi w piersi jak oszalałe, a dłonie drżały.
W końcu został ostatni list. Ledwo otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę papieru z niego, na której były wypisane ostatnie słowa Edwarda:
Droga Bello,
Nie wiem co się dzieje. Czemu nie odpisujesz…? Czemu nie oddzwaniasz…? Zapomniałaś już o mnie? Jeśli tak, to wiedz, że nie mam Ci tego za złe.
Boli mnie jednak to, że utraciliśmy kontakt i to niestety z twojej inicjatywy. Bądź świadoma, że to mój ostatni list. Nie będę już więcej Cię zadręczał. Gdybyś jednak chciała się odezwać - w co wątpię, bo zrobiłabyś to już dawno - we wcześniejszych listach podałem Ci mój nowy adres i aktualny numer telefonu.
Po raz kolejny piszę do Ciebie, choć nie uzyskałem żadnego odzewu z twojej strony. To świadczy o tym, że o Tobie nie zapomniałem i ciągle Cię kocham. Ty niestety o Mnie zapomniałaś, lecz ja nie potrafię i nawet nie zamierzam próbować.
Dziwne jest dla mnie to, że mimo tak wielkiej przyjaźni jaka nas łączyła, ona się rozpadła. Nie spodziewałem się tego. Przecież obiecywaliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. Jednak rozdzieliła nas odległość.
Wiem, że wyszłaś za Jacoba Blacka, ponieważ spodziewacie się dziecka. Życzę Ci dużo szczęścia i abyś nigdy nie żałowałam swych decyzji. Choć Ty zawsze postępujesz mądrze i rozważnie w przeciwieństwie do Mnie. Dzięki informacjom od Renee, wiem, że żyjesz i jesteś szczęśliwa.
Gdyby nie to, że wyszłaś za mąż, już siedziałbym w samolocie i żądał wyjaśnień od Ciebie, lecz wiem, że gdybym teraz się z Tobą zobaczył w przypływie impulsu, powiedziałbym coś, czego później bym żałował.
Żegnaj,
Edward.
P.S. Nie będę Cię szukał. Jeśli kiedykolwiek się spotkamy, wiedz, że to będzie czysty przypadek. Kocham Cię, Bello.
Przeczytałam ten list jeszcze kilka razy i sięgnęłam po pudełeczko. Odchyliłam je bardzo powoli i ujrzałam łańcuszek z napisem „I miss you”. Otworzyłam serduszko, a moim oczom ukazało się małe zdjęcie, przedstawiające mnie i Edwarda. Ścisnęłam prezent w dłoni i przyłożyłam go sobie do piersi, wybuchając głośniejszym płaczem.
Położyłam się na łóżku, wśród dwudziestu pięciu listów i wtuliłam twarz w poduszkę. Jak Renee mogła mi to zrobić? Czym my jej zawiniliśmy? Przecież przyjaźniła się z jego rodzicami! Przewróciłam się na drugi bok, czym wywołałam szelest papierów. Przetarłam mokre od łez oczy, ale zaraz napłynęły do nich nowe, które wsiąknęły w poduszkę.
Krzyknęłam wyładowując swoją frustrację i zaczęłam okładać pięściami poduszki i kołdrę. Złość na Renee wzrosła. Gdyby teraz była obok mnie, to nie wiem czy powstrzymałabym się od rękoczynów.

Wzięłam do ręki łańcuszek i przycisnęłam go do piersi, zamykając oczy. Słone łzy spływały po moich policzkach, wsiąkając w poduszkę. Czytając te listy uświadomiłam sobie jedną rzecz… Ja również jestem z Edwardzie bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana.
--------------------------------------------------------------------------------
Witam,
Wiem, że długo mnie nie było, ale... no po prostu nauka jest do bani. Tyle w temacie. Wiecie, chyba popadam w depresję ;C No, nie ważne. Rozdział jest do dupy, jest chujowy, nie podoba mi się, jak zawsze zresztą, ale go wstawiam, bo... i tak nie napisałabym lepszego. Od dość długiego czasu, nie umiem nic pisać. Nawet swoje autorskie opowiadanie zawiesiłam. Od trzech miesięcy nic nie dopisałam to tego opowiadania. Zastanawiałam się nad zawieszeniem/usunięciem tego bloga ;C
Przytłacza mnie tylko świadomość, że jest coraz gorzej ze mną, że wszyscy ludzie, ważni dla mnie, odchodzą, zapominają o mnie. Ale ja o nich niestety nie potrafię. Jednak jeśli ktoś zadaje się ze mną z litości, to już wolałabym, aby wyznał mi najgorsze rzeczy. Nienawidzę litości.
Dobra koniec tych bzdet. Nie mam pojęcia, kiedy będzie rozdział 7. Może jak coś się u mnie ułoży, ale na pewno nie w roku 2013. 
Rozdział po raz kolejny dedykowany jest Wampirkowi. Ona jako pierwsza przeczytała te listy od Ed'a. Teraz czekamy na rozdział u niej na blogu. Kocham cię, wiesz? <333


Pozdrawiam wszystkich,
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 5

Rozdział 5

Ten dzień był ciężki. Miałam wprawdzie mało klientów, ale za to wiele papierkowej roboty. Jeszcze wykończyła mnie rozmowa z Jacobem, bo musiałam mu opowiedzieć wszystko co działo się w domu moich rodziców. Powiedziałam mu wszystko w najdrobniejszych szczegółach, a on słuchał zszokowany. Również nie podejrzewał moich rodziców, że mogą zrobić coś takiego.
Na koniec zapytał się mnie, czy zamierzam powiedzieć Edwardowi prawdę. Kategorycznie zaprzeczyłam i poszłam do swojej sypialni, wpierw kładąc Ness spać. Wzięłam szybki prysznic i założyłam luźną piżamę i położyłam się na łóżku.
Przed oczami ujrzałam twarz Edwarda, gdy powiedziałam, że nie możemy być przyjaciółmi. Te iskierki, które się pojawiły, szybko zgasły, a w oczach widziałam jedynie ból. Twarz nie wyrażała nic, bo uparcie starał się zachować maskę, ale widziałam powoli ujawniające się rysy cierpienia.
Czułam się wtedy okropnie z myślą, że przeze mnie cierpi. Ale co miałam zrobić?! Mam wspaniałą rodzinę, chociaż mąż jest tylko moim przyjacielem… Lecz nie chcę tego zniszczyć! Przede wszystkim dla Renesmee. Jakby się czuła, gdyby Jacob odszedł? Od urodzenia jest jej ukochanym tatusiem, który spełnia każdą jej zachciankę.
Edward swoim wyznaniem obudził we mnie jakieś uczucie. Nie wiem jakie… Wiem tylko, że mi się nie podoba. Do tej pory czuję smak jego ust… Warknęłam na siebie sfrustrowana, że jednym wyznaniem i pocałunkiem, zdążył namieszać mi w głowie. Przekręciła się na bok i wtuliłam twarz w poduszkę.

Dziś w pracy miałam dużo luzu, bo miałam tylko dwóch klientów i mało papierkowej roboty. Przyszedł ten cały Max i okazał się dobrym kandydatem na prawnika, lecz mój brat uznał, że więcej prawników nam nie potrzeba, tak więc poleciałam go znajomemu i najprawdopodobniej chłopak zyska pracę.
Renesmee chciała jechać do cioci Rose, więc ją do niej zawiozłam. Kiedy tylko zajechałam pod dom, uderzyła we mnie panująca wokół cisza. Nie gasiłam silnika. Uznałam, że potrzebna mi rozmowa z bratową. Ona zawsze potrafiła mi doradzić i jest dla mnie ogromnym wsparciem. Wycofałam i wyjechałam na ulicę, kierując się wprost do domu brata i jego żony.
Całą noc śniła mi się smutna twarz Edwarda, a żeby tego było mało, nie mogłam przestać o nim myśleć w pracy, a w szczególności o jego wyznaniu. On mnie kocha… Przez cały czas myślałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Najlepszymi przyjaciółmi, ale on się we mnie zakochał.
Ponownie zaczęłam się zastanawiać jakby to było, gdyby on się nie przeprowadził. Wyznałby mi swoje uczucie? Jak bym zareagowała? I po raz kolejny to samo pytanie: Czy bylibyśmy teraz razem?
Walnęłam w kierownicę ze złości na moją rodzicielkę i dodałam gazu. Już po kilku minutach, znalazłam się przed domem mego brata. Zgasiłam silnik i wysiadłam. Nie bawiłam się w pukanie do drzwi, bo jeśli Rose wie, że to ja, to mi nie otworzy. Czemu? Bo twierdzi, że ten dom, jest tak jakby również mój i nie potrzebne mi zaproszenie.
W domu panowała dziwna cisza, co jest nie podobne do Rosalie i Renesmee. Pomyślałabym, że ich nie ma, ale zauważyłam buty mojej córeczki. Ściągnęłam natomiast swoje szpilki, powiesiłam torbę na wieszak i weszłam do salonu.
Moja szwagierka siedziała na kanapie i bujała śpiącą już Ness. Gdy mnie zobaczyła, poszła na górę i po chwili wróciła, ale już bez mojej córeczki.
- Kawę czy coś mocniejszego? - wypaliła bez ogródek - Widzę, że nie jesteś w dobrym nastroju.
- Coś mocniejszego - odpowiedziałam od razu.
Rose poszła do kuchni, a ja wraz z nią. Usiadłam przy wysepce, czekając na swój napój i oparłam brodę na splecionych dłoniach.
- Rose… - zaczęłam niepewnie - Muszę ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że nie powiesz nawet Emmettowi!
Moją szwagierkę najwyraźniej to zainteresowało, ponieważ odstawiła jeszcze niegotowe drinki i odwróciła się w moją stronę.
- Obiecuję - położyła prawą dłoń na piersi, tam gdzie bije serce, a lewą uniosła do góry.
Spuściłam wzrok.
- Renesmee nie jest córką Jacoba - wyznałam, a blondynka jęknęła i ponownie zajęła się drinkami.
- Przecież wiem - zaśmiała się - Ona za bardzo przypomina Edwarda - uniosłam brew ku górze. Rosalie postawiła przede mną drinka i przyjrzała mi się uważniej - Masz zamiar powiedzieć mu prawdę?
Pokręciłam głową.
- Nie - odpowiedziałam.
- I dobrze - poparła mnie - Dla Renesmee to Jacob zawsze pozostanie ojcem, a nie Edward. On jest dla niej zupełnie obcym człowiekiem - upiłyśmy odrobinę napoju - Tylko gorzej jak on się dowie przypadkowo.
Westchnęłam.
- Prawie się dowiedział - wyznałam zgodnie z prawdą i opowiedziałam całą akcję jaka zaszła w Forks. Ona zakrztusiła się swoim drinkiem i musiałam walnąć ją kilkakrotnie w plecy, aby odzyskała głos.
- Renee… - zabrakło jej słów - Nie spodziewałabym się tego po niej.
- Ja również, nie - potwierdziłam, a między nami zapadła cisza, którą ja przerwałam - Edward wczoraj wyznał, że się we mnie zakochał.
Dobrze, że Rose nie miała żadnego płynu w ustach, bo ponownie by się zakrztusiła. Opadła na krzesło przy wysepce i wzięła głęboki wdech.
- Musisz zrobić wszystko, aby on się nie dowiedział - spojrzała mi w oczy - Jesteś świadoma, że może założyć ci sprawę w sądzie?
Przełknęłam ślinę i potwierdziłam, skinieniem głowy.
- Mam jednak nadzieję, że tego nie zrobi - szepnęłam.
- Ja też - zgodziła się ze mną i wycelowała we mnie palcem wskazującym - No i pamiętaj, że gdy to zrobi, Emmett ci pomoże!
- Wiem, Rose - przytuliłam szwagierkę - Dziękuję.
- Nie ma za co - zaśmiała się i odwzajemniła uścisk - Wiesz, że pomożemy ci we wszystkim. Ja mogę nawet wywieść Nessie za granicę.
Odsunęłam się od niej z uśmiecham, a ona nagle zrobiła groźną minę.
- Jestem na ciebie zła, że dopiero teraz mi mówisz prawdę! - oburzyła się, ale zaraz wybuchła śmiechem.
- Chciałam - wyznałam szczerze - Ale postanowiliśmy z Jacobem, że nikt nie może wiedzieć. Wiemy tylko my. No i teraz również ty - wzięłam dużego łyka swojego drinka - Mam nadzieję, że wyjdę kiedyś na prostą i będzie tak jak dawniej.
Rose położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nie obraź się Bells, ale nigdy nie byłaś na prostej - uśmiechnęła się od mnie blado - Całe twoje małżeństwo z Jacobem to przecież cyrk. Jesteście tylko przyjaciółmi, Bells… Powinniście się rozwieść. To nie ma przecież sensu.
Pokręciłam głową.
- Wtedy zaczną się podejrzenia - mruknęłam - Wrócił Edward, a ja biorę od razu rozwód. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: Nadal go kocham, a Renesmee jest jego córką. Dobrze wiesz, jacy są ludzie.
- Wiem, Bells - zgodziła się ze mną - Ale nadal chcesz to ciągnąć?
- Dla dobra Ness jestem gotowa poświęcić wszystko - powiedziałam.
- A Jacob? - uniosłam brew, bo początkowo nie zrozumiałam - Nie myślisz o nim? Przecież poświęcił się dla was. Nie chcę nic mówić, ale… może on by chciał to zakończyć.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. A co jeśli Rose ma racje? Jeśli Jacob, nie chce już być moim mężem i pragnie zacząć życie od nowa? Nie miałabym mu tego za złe. Przecież nic nas nie łączy. Okazałam się egoistką, bo nigdy o tym nie pomyślałam.
Zsunęłam się z krzesełka i zamówiłam taksówkę.
- Muszę jechać - oznajmiłam i poszłam po Ness na górę.
- Bells, ale chyba się nie obraziłaś? - spytała szeptem, gdy wzięłam córkę na ręce.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, Rose - uśmiechnęłam się - Po prostu coś ważnego mi uświadomiłaś. Muszę już jechać, ale jutro znów się zobaczymy, bo muszę odebrać samochód.
Taksówka na dole zatrąbiła. Szybko… Pocałowałam szwagierkę w policzek i wyszłam na zewnątrz. Wsiadłam do samochodu i podałam kierowcy adres. Zobaczyłam przed garażem wóz mojego męża
Zapłaciłam taksówkarzowi i poszłam do domu. Jake przejął ode mnie małą i zaniósł do jej pokoiku, po czym zszedł do mnie na dół.
- Co jest? - spytał, siadając obok mnie na kanapie - Widzę, że coś cię martwi.
Kiwnęłam głową, tym samym sposobem, przyznając mu rację.
- Nigdy się nie zastanawiałam… - zaczęłam niepewnie - … ale sądzę, że będąc ciągle moim mężem ograniczam jakieś twoje możliwości. Bo przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, a ty od czterech lat udajesz mojego męża - machnęłam rękami - Wiem, że chodzi ci o Renesmee, ale musisz również myśleć o swoim życiu. Chcę Jake, abyś był szczęśliwy, a ja ci to w jakiś sposób, uniemożliwiam.
Brunet się zaśmiał i objął mnie ramieniem.
- Boże, Bells… - pocałował mnie w skroń - Jestem szczęśliwy. Mam Ness i ciebie. Nie ważne, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Kocham cię i jesteś dla mnie jak siostra, a Renesmee jak córka. Nie ograniczasz żadnych moich możliwości.
Obdarzyłam go pół uśmiechem.
- Ale tak na poważnie? - wyszeptałam.
- Na poważnie, Bello - mrugnął do mnie - Nie interesuje mnie oglądanie się za jakimiś laskami.
- Jeszcze mi powiedz, że jesteś gejem! - wypięłam mu język jak jakaś pięciolatka, a on udał przerażenie.
- Poznałaś mój sekret! - pisnął zabawnie, poczym oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem.

Wtuliłam się w bok przyjaciela i włączyłam jakiś program telewizyjny. Zaczęłam się tylko modlić, aby jak najmniej razy spotykać Edwarda Cullena.
-------------------------------------------------------------------------
Bry...
Wiem, że notki nie było, ale cóż... Tak to już u mnie jest, że Liceum mnie wyczerpuje. Jeszcze musiałam glany rozchodzić i ciągle muszę... Dobra, nie ważne. Nie jestem zadowolona z notki. Taka jest, że walnęłabym głową w ścianę.. No, ale nie miałam czasu, ani weny, aby zmieniać notkę... Jeszcze raz przepraszam was za to...
Dedukuję tą notkę Wampirkowi ;* Kochana dziękuję Ci za wszystko. Za to, że cię mam, że codziennie ze sobą piszemy i mogę Ci wiele powiedzieć <3 No i oczywiście za wsparcie.. ;* Nie wiem jak ty, ale ja uwielbiam nasze historie na gg ;* Nawet w szkole wchodzę i siedzę aż bateria mi pada ;*
No i dla Malwiny K :3 Kochana ja wiem, że jesteś moją ogromną fanką, jak to sama mówisz mi w szkole i skaczesz jak mówię, że dopisałam coś xD Albo jak robisz smutną minę, gdy mówię, że nie mam pojęcia kiedy pojawi się notka na tym blogu <3
Mam jeszcze kilka spraw do omówienia:
1. Są nowe zmiany w zakładkach. Powstały trzy nowe (Zwiastun, Kontakt, Nastie). Pierwsza zakładka to wiadomo - zwiastun bloga, który sama utworzyłam xD Druga zakładka to kontakt do mnie, jak sama nazwa głosi.. Ale pewnie się zastanawiacie co oznacza "Nastie". Otóż to jest zakładka, w której są linki  do setów mojego przyjaciela...
2. Mam nową nazwę profilu. LOL! Jakby ktoś nie zobaczył.. No nie ważne xd Teraz jestem s.w.e.e.t.n.e.s.s... Wiem, że i tak wiele osób zna mnie jako Zwariowaną Natalię.. ;d
3. No i najważniejsza rzecz. Blog mój i Wampirka rusza! <3 Nie wiem czemu ta dziewczyna chce ze mną pisać, bo piszę dennie, ale to również nie jest istotne ;* A oto link: http://niewolnicy-wyspy.blogspot.com/. Prolog juuuuż jest! :d


Pozdrawiam moich czytelników :*
I dziękuję za to, że jesteście <3
s.w.e.e.t.n.e.s.s :3

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 4

Rozdział 4

Pod mój dom zajechaliśmy po pół godzinie, ponieważ tym razem jechałam wolniej. Wysiadając z auta, byłam rozdygotana po wydarzeniach, które miały miejsce kilka godzin wcześniej. Wiedziałam, że będę czuła wyrzuty sumienia, bo tak ostro potraktowałam rodziców… ale nie mogłam postąpić inaczej. Oni mnie okłamywali i ranili przez pięć lat, chociaż tata przez rok. Co nie zmienia faktu, że mógł mi powiedzieć!
Drżącą dłonią nacisnęłam klamkę drzwi i weszłam do środka. Usiadłam na miękkiej pufie i wzięłam kilka głębokich wdechów przez usta. Edward przyglądał mi się, nie mówiąc ani słowa. Byłam mu za to wdzięczna…
Po kilku minutach zdjęłam buty i rzuciłam je niedbale w kąt przestronnego korytarza. Wstałam, ledwo trzymając się na nogach. W końcu nie spałam jakieś dwa dni… Edward chciał mi pomóc, ale odsunęłam się od niego. Weszliśmy do salonu, w momencie, kiedy Renesmee zbiegła po schodach z piskiem.
- Mamusia! - krzyknęła - Wróciłaś!
Skoczyła w moje otwarte ramiona i uwiesiła mi się na szyi. Musiałam usiąść, aby się nie przewrócić. Spojrzałam na męża, który zszedł zaraz za Ness.
- Gdzie byłaś? - spytał i przywitał się z Edwardem skinieniem głowy.
- U rodziców - odpowiedziałam zmęczonym głosem - Później ci wszystko opowiem, bo teraz jestem padnięta.
Odstawiłam córeczkę na podłogę i poszłam do swojej sypialni. Nie miałam siły wziąć nawet prysznica, ani się przebrać. Wczołgałam się pod ciepłą kołdrę i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Kiedy otworzyłam oczy, była siódma rano. Odrzuciłam od siebie kołdrę i zsunęłam się z łóżka. Wolnym krokiem udałam się do łazienki, z zamiarem wzięcia relaksującej kąpieli.
Nalałam wody do wanny i wlałam przeróżne olejki zapachowe. Zrzuciłam z siebie ubrania, w których zasnęłam i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Przymknęłam powieki, relaksując się ciepłem otaczającym mojego nagie ciało.
Ciekawe jakby to było, gdyby Renee nie zataiła przede mną całej prawdy. Jaka byłaby reakcja Edwarda, na wieść, że zostanie ojcem? Ucieszyłby się? A może kazałby mi usunąć ciążę? Nie! Na pewno nie! Przecież wiem jaki był tamten Edward…
Westchnęłam. Właśnie. Tamten Edward. A jaki jest ten Edward? Czy nadal jest jak mój dawny przyjaciel? Odważny i myślący nad konsekwencjami dopiero po fakcie…? Pokręciłam głową. Tak wiele straciłam przez Renee. Mam tylko nadzieję, że jeśli Cullen dowie się całej prawdy, nie będzie chciał mi odebrać Nessie. Co jak co, ale na to nigdy w życiu bym się nie zgodziła. Mógłby ją widywać codziennie, ale niemiałby prawa mi jej zabrać!
Poza tym wątpię, aby sąd mi ją odebrał. Przecież jest dobrą matką… Tak? Mam taką nadzieję… Ale Renesmee nie jest córką Edwarda, lecz Jacoba, bo to on ją wychował.
Po pół godzinie, wyszłam z wanny. Owinęłam się puchowym ręcznikiem, a drugim, wytarłam mokre włosy, po czym je wysuszyłam i wyprostowałam. Poszłam do garderoby i założyłam łososiową sukienkę oraz czarne szpilki. Wzięłam jeszcze czarną kopertówkę, do której wrzuciłam dokumenty, telefon i kluczyki od samochodu. Zeszłam po schodach, uważając aby nie zbudzić w razie czego Ness, ale ona już była w salonie.
Siedziała po turecku na środku kanapy z butelką soku w dłoni i krakersami. Miała na sobie fioletową piżamę, a każdy włos był ułożony w inną stronę. Westchnęłam cicho i podeszłam do niej, całując ją w policzek.
- Ceść mamusiu - przywitała się - Mogę jechać z tobą do placy?
Jacob wszedł do salonu i podał mi kubek gorącej i świeżej kawy. Podziękowałam mu i upiłam spory łyk napoju.
- Dzięki, Jake - spojrzałam na córkę - A będziesz grzeczna?
Mała pokiwała głową.
- Będę - odpowiedziała.
Odstawiłam kubek na szklany stolik i wzięłam małą na ręce. Zrzuciłam szpilki z nóg i poszłyśmy na górę. Ness założyła dżinsowe spodenki, białą podkoszulkę i żółtą bluzę Pikachu. Wywróciłam tylko oczami i rozczesałam jej włoski.
- Weź jakieś zabawki, żebyś się nie nudziła - pocałowałam ją w czółko, a ona się zgodziła.
Do czarnego plecaczka z tym żółtym stworkiem włożyła piórnik również z Pikachu, kilka bloków i jakieś zabawki. Pomogłam jej go założyć na plecki i założyłam czapeczkę Ash'a.
- Jeszcze coś bierzesz? - spytałam się.
Nessie się zamyśliła i rozejrzała po pokoju. Rzuciła się na łóżko po maskotkę.
- Pikacu! - krzyknęła i przytuliła misia do siebie.
Zeszłyśmy na dół, gdzie czekał na nas Jacob, który zaczął się śmiać na widok naszej córeczki.
- No, Ness… - powiedział - Więcej rzeczy z Pokemonów to nie mogłaś założyć.
- Ładnie wyglądam? - spytała i obróciła się na pięcie, co wywołało nasze śmiechy.
- Jak prawdziwy trener  Pokemonów - odpowiedział co ucieszyło dziewczynkę.
Pożegnałam się z mężem i pojechałam do pracy, wpierw zakładając czarny płaszcz. Przypięłam małą do fotelika i ruszyłam do swojej kancelarii. Mam nadzieję, że mam mało papierów do wypełnienia…
W końcu zajechałam po duży budynek i trzymając córeczkę za rączkę, weszłam do środka. Przywitałam się z mijającymi mnie ludźmi i udałam się w stronę windy, a kiedy już się w niej znalazłam, wcisnęłam guzik, kierujący mnie na ostatnie piętro, czyli tam gdzie jest mój i Emmetta gabinet.
Winda się zatrzymała, a jej drzwi się rozsunęły. Sekretarka spojrzała na mnie i powiedziała głośnie „Dzień dobry!”, a ja odpowiedziałam jej tym samym. Lubię ją. Jest bardzo sympatyczna i jak na swój młody wiek, bo ma dziewiętnaście lat, idealnie spełnia się w roli sekretarki. Jest szczupła, ma ciemnie oczy i czarne włosy z różowymi końcówkami… Zatrudniłam ją jakieś pół roku temu na próbę, ale do tej pory sprawuje się idealnie
- Amando, czy jest już mój brat? - spytałam.
- Tak - potwierdziła - Ktoś czeka na panią w gabinecie. Podobno znajomy.
Zacisnęłam szczęki. Oby to nie ta osoba co mi się wydaje… Bojąc się spotkania z moim gościem, udałam się do gabinetu mojego braciszka. Zapukałam i kiedy usłyszałam donośne „Proszę!” uchyliłam drzwi.
Wysoki i dobrze umięśniony brunet siedział za biurkiem i wypełniał jakieś papiery. Chrząknęłam, a Em uniósł głowę, wlepiając we mnie swoje piwne oczy. Widząc, że mam ze sobą Nessie, wstał i wziął małą na ręce, obracając się kilka razy wokół własnej osi.
- Cześć maleńka - poczochrał jej włoski - Widzę, że nigdy się nie uwolnisz od Pokemonów.
Renesmee pokręciła przecząco główką i się uśmiechnęła, ukazując białe jak perełki, ząbki.
- Posiedzisz trochę z wujkiem? - spytał się jej, a ona się zgodziła.
Przytuliłam brata i poszłam do swojego gabinetu, po drodze ściągając płaszcz. Otworzyłam drzwi i się nie myliłam. Na fotelu, tyłem do mnie siedział nie kto inny jak Edward Cullen. Westchnęłam cicho i odwiesiłam płaszcz na miejsce.
- Witaj - powiedziałam, a on się odwrócił - Co cię do mnie sprowadza?
Usiadłam za biurkiem, przybierając maskę obojętności. Z pokoju obok dobiegł mnie śmiech Emmetta i Ness, na co się uśmiechnęłam. Em jest chyba najlepszym wujkiem pod słońcem. Szkoda, że nie ma z Rose własnych dzieci… Ciągle się starają, ale coś jest nie tak.
- Cześć. Przyszedłem wyjaśnić pewną sprawę.
Kiwnęłam głową, na znak, aby mówił dalej.
- Czy Renesmee jest moją córką? - nie spodziewałam się takiego pytania. Czy podczas kłótni z rodzicami brzmiałam mało wiarygodnie? A może również stwierdził, że Ness jest za bardzo do niego podobna, a Jacoba w żaden sposób nie przypomina? Spojrzałam na niego spode łba.
- Nie - wycharczałam - Renesmee nie jest twoją córką - pokręciłam głową - Skąd w ogóle takie pytanie?
Chłopak wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
- Nie wiem… - powiedział - Po prostu podczas kłótni z twoimi rodzicami… - zacisnął wargi - Nie było mnie pięć lat, a twoja córka ma cztery lata. Wszystko by się zgadzało…
Prychnęłam.
- Myślisz, że byłeś jedynym chłopakiem, z którym sypiałam w tamtym okresie? - tak, Edwardzie. Byłeś jedynym chłopakiem z którym się kochałam i Renesmee jest twoim dzieckiem - Otóż, nie - skłamałam - Renesmee jest córką Jacoba. Inaczej bym za niego nie wychodziła, gdyby było inaczej.
- A może to tylko przykrywka? - przysunął się bliżej - Może nie chcesz abym znał prawdę?
Zacisnęłam chorą dłoń w pięść, ale szybko ją rozprostowałam, bo zabolało.
- To absurd! - syknęłam - Przyszedłeś tylko po to, aby mnie obwiniać?! W takim razie możesz już sobie iść!
Edward oparł się wygodniej na krześle.
- Zmieniłaś się - wytknął mi - Ale nie wiem czy na gorsze…
- Według mnie na lepsze - mruknęłam.
Pokiwał głową.
- Według mnie też. Teraz, kiedy jesteś taka drapieżna… - uśmiechnął się tym uśmiechem, zarezerwowanym jedynie dla mnie. Bynajmniej tak było dawniej… - Jesteś jeszcze bardziej pociągająca.
Po moim ciele rozlało się dziwne ciepło, a serce zadudniło niczym młot. Zawsze wiedział co powiedzieć, abym tak się poczuła… I najwyraźniej to się nie zmieniło. Odchrząknęłam.
- Za to ty, w ogóle się nie zmieniłeś - zauważyłam, na co on tylko wzruszył ramionami.
- Trochę jednak się zmieniłem - przeczesał dłonią swoje kasztanowe włosy - Teraz przynajmniej wiem czego chcę od życia.
Uniosłam brew w geście powątpienia.
- Serio? - położyłam dłonie na biurku, splatając palce ze sobą - To czego pan chce od życia panie Cullen?
- Czemu od razu tak oficjalnie Bells? - zaśmiał się - Chcę stworzyć rodzinę - wzruszył ponownie ramionami - Kiedyś nie chciałem mieć dziecka, ale teraz… to się zmieniło.
Masz już dziecko, Edwardzie i jest ono w pomieszczeniu obok - pomyślałam i poczułam wyrzuty sumienia. A może mu powiedzieć? Nie! Jeśli wyznam mu prawdę on może zniszczyć moją rodzinę!
- Więc w czym problem? - spytałam, nonszalancko wzruszając ramionami - Znajdź sobie żonę i postarajcie się o dziecko. Sądzę, że wiesz jak się robi dzieci - Edward się zaśmiał głośno.
- Wiem - odpowiedział, kiedy się uspokoił i westchnął - Dużo straciliśmy Bells. Czy nadal jesteśmy przyjaciółmi?
- Sądzę, że tak - odpowiedziałam z uśmiechem - Ale potrzebuję czasu, aby… przyzwyczaić się do tego, że… wróciłeś do mojego życia - zadzwonił telefon więc podniosłam słuchawkę - Isabella Marie Black, słucham?
- Witam, pani Isabello - po drugiej stronie rozległ się przyjemny, męski głos - Z tej strony Max Prew. Mój wujek, polecił mi do pani zadzwonić.
- A, tak! Pamiętam. Niech pan do mnie przyjdzie jutro o dwunastej i przyniesie swoje CV, dobrze?
- Oczywiście. Do widzenia.
Pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę, a Edward wstał i ruszył do drzwi. Jednak w połowie drogi się zatrzymał i odwrócił.
- Muszę to powiedzieć… - powiedział jakby do siebie i spojrzał mi w oczy - Kocham cię, Bello - wyznał, a mnie wmurowało w fotel. Nie tego się spodziewałam - Uświadomiłem to sobie, po przeprowadzce. Zakochałem się w tobie.
Podszedł do mnie i złożył na mych ustach krótki pocałunek, po czym z uśmiechem ruszył do wyjścia.

- Stój! - odzyskałam głos w momencie, kiedy naciskał na klamkę. Spojrzał na mnie z wesołymi iskierkami w oczach. Wstałam i położyłam dłonie na blacie biurka - Pomyliłam się… Nie możemy być już przyjaciółmi.
--------------------------------------------------------------------------
Witam! <333
Wiem, że rozdziału nie było sporo, a obiecałam Kini i miałam go dodać wczoraj, ale po prostu miałam taki stan, że rzucałam swoim telefonem i nie powiem co jeszcze zrobiłam, a to dobre nie jest :/
No nie ważne.. Jak wam się podoba rozdział? Edzio wyznał Belli swoją miłość, a ona oznajmiła, że nie mogą być już przyjaciółmi.. Czy tak się stanie? Czy ich kontakt urwie się bezpowrotnie? Dowiecie się tego, śledząc dalsze losy tej parki <333
Dedyczek standardowo dla mojego kochanego Wampirka <3 Normalnie cię kocham dziewczyno! <333 O dziękuję za wspólne rozmowy na gg <333 I ogólnie za wszystko :*** Teraz kochanie Ty wstawiasz rozdział na swojego bloga, a ja uparcie tego nie będę robiła :** Taki szantaż ; D
Dla Issie za wspaniały komentarz pod ostatnią notką :3
Ogólnie dziękuję wszystkim, za to, że czytacie tego bloga i komentujecie rozdziały <333 Dziękuję wam bardzo :**


Pozdrawiam gorąco :**
Normalnaa Psychopatkaa <333

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 3

Rozdział 3

Lot przebiegł pomyślnie i ku memu zadowoleniu, dolecieliśmy do Seattle dwie godziny przed planowanym czasem. Przez te kilka godzin lotu, ani trochę się nie uspokoiłam, chociaż Stewardessa przynosiła mi coś na uspokojenie, to i tak nic mi nie pomogło.
Edward nie odzywał się ani słowem, chociaż czułam na sobie jego spojrzenia pełne tęsknoty i czegoś jeszcze, ale starałam się o tym nie myśleć. To co było między nami już nie wróci. Wrócimy do Nowego Yorku i nasze drogi rozejdą się bezpowrotnie, a jeśli zajdzie taka potrzeba, wyprowadzę się… Nie bądź głupia! - zganiłam się w myślach - Edward wrócił, a wbrew wszystkiemu ciągle kochasz go niczym brata! Westchnęłam cicho i zapatrzyłam się na mijane przez nas lasy.
W końcu taksówka zaparkowała przed piętrowym domkiem z białych desek. Wyskoczyłam z samochodu niczym torpeda i ruszyłam do drzwi, wściekła jak osa. Bałam się, że podczas kłótni, Edward może poznać prawdę, ale musiałam wyjaśnić sprawę z Renee i Charliem, nie zważając na konsekwencje swojego czynu.
Zadzwoniłam do drzwi, a kiedy po minucie nikt mi nie otworzył ponowiłam czynność. W końcu drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i stanęła w nich moja mama. Nie zmieniła się odkąd widziałam ją ostatni raz, a miało to miejsce jakieś dwa lata temu. Jedynie w jej brązowych - prawie, że rudych - włosach, pojawiło się kilka siwych kosmyków. Jej niebieskie oczy zaświeciły się, kiedy mnie ujrzała, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który szybko znikł, kiedy zobaczyła kto mi towarzyszy.
Nie czekając na zaproszenie wtargnęłam do domu i podążyłam do małego saloniku, z którego dobiegał głos komentatora sportowego, co oznaczało, że tata również jest w domu. I nie myliłam się. Siedział na kanapie z piwem w jednej ręce i chipsami w drugiej. Ojciec w ciągu dwóch lat odrobinę się zmienił. Jego czarne loczki, stały się prawie siwe, brązowe oczy, straciły ten swój dawny blask i odrobinę schudł.
Charlie spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, który tak uwielbiałam, a później tak jak w wypadku mamy, znikł, kiedy zobaczył Edwarda. Odłożył piwo i chipsy na stolik i wyłączył telewizor.
- Co was do nas sprowadza, drogie dzieci? - spytała mama ze swobodą, która wydała mi się sztuczna.
Posłałam jej mrożące w żyłach spojrzenie, przez które się wzdrygnęła.
- Jak mogliście?! - wysyczałam - Jak mogliście mi to zrobić?!
- Ale o co ci chodzi, Bello? - zainterweniował tata.
Spojrzałam na niego wrogo.
- O co mi chodzi?! - wybuchłam - Nie udawajcie niewiniątek! To przez was nie utrzymywałam kontaktu z Edwardem! Każdego dnia was pytałam, czy się nie odzywał, a wy uparcie zaprzeczaliście!
- Bo tak było - szepnęła mama, mniej pewnym głosem.
Gdybym nie była tak wściekła, poczułabym wyrzuty sumienia, ale teraz złość zagotowała się we mnie jeszcze bardziej, bo mimo tego, że poznałam prawdę, ona ciągle kłamie w żywe oczy.
Zrzuciłam z pobliskiej szafeczki lampę, która się roztłukła na miliony kawałeczków.
- Nie żartuj sobie ze mnie! - warknęłam na nią.
- Nie krzycz na matkę! - wydarł się ojciec.
- Bo co?! Okłamywała mnie przez pięć lat, a ja mam udawać, że nic się nie stało?! - zacisnęłam dłonie w piersi - Jak mogliście nam to zrobić?! Przez was płakałam każdej nocy! A wy nie raczyliście powiedzieć mi prawdy! Jako rodzice powinniście to zrobić!
Renee zaczęła płakać i wtuliła się w bok Charliego.
- A co mieliśmy zrobić? - wyłkała - Wiedzieliśmy, że wasza znajomość, źle się skończy dla was obojga. Planowaliśmy cię posłać na studia, chcieliśmy abyś się rozwijała…
- Co proszę?! - przerwałam jej agresywnie i walnęłam tym razem w ścianę i zbagatelizowałam ból w ręce - Chcieliście mi układać życie?! A czy wam ktoś je układał?! Nie! Sami decydowaliście o tym co chcecie robić! - wzięłam głęboki wdech, a głos mi złagodniał, lecz przybrał zimny i szorstki ton, od którego głos jeżył się na głowie - Nie uważacie, że my również mieliśmy co do tego prawo? Powinniście dać mi go do telefonu, kiedy dzwonił i przekazać listy, które wysyłał.
(Od Wampirka; I hate you, kurwa mać, very much! I mocny cios w twarz dla rodziców Belli. - Na twoje życzenie <3)
Mama przetarła łzy wierzchem dłoni.
- Wiesz czemu tego nie zrobiłam? - nie czekając na odpowiedź, kontynuowała - Miałam przekazać ci te listy od razu, ale ty powiadomiłaś nas, że zaszłaś z Jacobem Blackiem w ciążę - prychnęła - Myślałaś, że jesteśmy tacy głupi, aby w to uwierzyć? Oczywiście, cieszyłam się, że wychodzisz za Jacoba, bo zawsze bardzo go lubiłam i byłam pewna, że będzie o ciebie bardziej dbał niż on - spojrzała wymownie na Edwarda, który już miał się odezwać, ale Renee mu zakazała, uniesieniem dłoni - Było nam na rękę, że Jake uznał małą jako swoją córkę. Nie mogłam pozwolić aby wasze małżeństwo się rozwaliło. Dlatego ukryłam listy i nie powiedziałam ci o telefonach. Kiedy wkładałaś list do skrzynki, ja szłam wieczorem i go zabierałam - wytrzeszczyłam oczy - Nie miałaś z nim kontaktu, więc nie dowiedział się o Ness, a twoje małżeństwo z Jacobem nie było zagrożone - spojrzała mi w oczy - Gdybyście mieli kontakt, powiedziałabyś mu prawdę nawet po ślubie, prawda?
- To jest głupia wymówka! - znów podniosłam głos - Renesmee jest córką Jacoba!
Mama się zaśmiała.
- Nie okłamuj mnie! - jej twarz stężała - Dobrze wiem, że od początku oboje nas okłamujecie! Nie jesteśmy naiwni, Isabello! Od razu domyśleliśmy się, że to Edward jest ojcem twojego dziecka!
Posłałam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie i zobaczyłam zszokowaną minę Edwarda. Muszę zrobić wszystko, aby się nie dowiedział…
- To są brednie! - mój głos, nie brzmiał ani odrobinę niepewnie - Renesmee Carlie Black jest córką Jacoba Blacka, a nie Edwarda Cullena! Mam gdzieś, że wam wydaje się inaczej! Nie mieliście prawa zakazywać mi czegokolwiek! Byłam pełnoletnia! Nie mieliście do cholery prawa! I ty raczysz nazywać siebie moją matką?! - tym zdaniem zraniłam Renee doszczętnie - Rodzic pragnie dla dziecka szczęścia, a ty mi je zabrałaś!
Mama uniosła rękę.
- No śmiało! - syknęłam - Uderz mnie! Co ci szkodzi?! Raniłaś mnie przez pięć lat, to co to dla ciebie będzie jedno uderzenie?! Przecież każdy może uderzyć swoje dziecko za słowa prawdy, czyż nie tak?!  - mama opuściła rękę - Nie odważysz się?! - zadrwiłam - Oj! No czemu?!
- Bello… - mama znów zaczęła płakać - Przepraszam.
Prychnęłam.
- Teraz przepraszasz?! Mogłaś myśleć pięć lat temu! Dobrze wiesz, że nienawidzę, gdy ktoś próbuje mi układać życie! - ponownie walnęłam dłonią o ścianę i chyba coś w niej złamałam, ale się tym nie przejęłam - Nie jestem tą samą Bellą co pięć lat temu! Myślałaś, że wybaczę ci wszystko?! Że zapomnę o tym, że zabrałaś mi najlepszego przyjaciela?! Że uniemożliwiłaś mi z nim jakikolwiek kontakt?!
- Bello, błagam wybacz mi - Renee próbowała do mnie podejść, ale spojrzałam na nią z odrazą i cofnęłam się o krok.
- Nie! - warknęłam - Nigdy ci nie wybaczę! Być może dawna Bella by to uczyniła, ale nie ja! Za bardzo mnie zraniłaś, Renee! - pokręciłam głową zaciskając wargi - Nawet nie dałaś mi go do telefonu, gdy dzwonił w moje urodziny! Nawet mi tego nie powiedziałaś! Pozwoliłaś abym cierpiała i myślała, że on o mnie zapomniał! Przecież wiedziałaś jak bardzo go kochałam! Że był moim bratem! - uniosłam ręce i opuściłam je z powrotem, pozwalając aby uderzyły o moje nogi - Ale nie! Wielmożna pani Renee Swan, nie mogła dopuścić, aby jej córka nadal utrzymywała kontakt ze swoim najlepszym przyjacielem, bo ubzdurała sobie, że jej wnuczka, jest jego córką! A on nie był dobrą partią dla mnie i nie mógł się ze mną ożenić, ale Jacob to co innego?! Jesteś żałosna Renee! - spojrzałam na ojca - A ty?! Wiedziałeś o wszystkim?! Tylko mnie nie okłamuj!
Charlie się zawahał.
- Znałem tylko prawdziwy adres Edwarda. Dopiero rok temu twoja matka wyznała mi całą prawdę - spojrzałam na niego spode łba - Jednak i ja domyślałem się, że Renesmee nie jest córką Jacoba.
- To wasze durne uzmysłowienia! - powiedziałam, co zabrzmiało naprawę wiarygodnie - Gdyby Renesmee była córką Edwarda, nie wychodziłabym za Jacoba! - skłamałam - Wiecie, że mam dużo kontaktów i bez trudu odnalazłabym Edwarda! Ale Renesmee nie jest jego córką!
Bo nie jest! Edward może i przyczynił się do jej przyjścia na świat, ale nie jest jej tatą! To Jacob widział jak stawia pierwsze kroki! Jak ząbkuje! Jak uczy się mówić! Nie Edward! Jacob! I to Jacob jest jej tatą!
- A może ciągle nas okłamujesz, Bello? - mama przyjrzała mi się uważniej, ale moja twarz nawet nie drgnęła.
- Nie zarzucaj mi kłamstwa, Renee! - oburzyłam się - Miałam do was zaufanie! A teraz legło ono w gruzach! Nigdy więcej wam nie zaufam!
Mama chyba setny raz się popłakała, ale ja nie zareagowałam. Nie przeprosiłam. Zapewne jutro będę żałowała swoich słów, ale dziś jestem za bardzo wkurzona, aby mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia!
- Wybaczysz nam kiedykolwiek? - w pytaniu mamy kryła się prośba.
- Nie wiem - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby i wyciągnęłam dłoń - A teraz poproszę wszystkie listy jakie do mnie przyszły.
Renee kiwnęła głową i poszła na górę. Ja tu czekałam. Po pięciu minutach mama zeszła z wieloma listami przewiązanymi czarną wstążeczką. Wyrwałam je jej brutalnie i wsadziłam do torby.
- Nie czytałam - powiedziała mama, cofając dłoń i schowała ją do kieszeni spodni, by po chwili coś z niej wyjąć. Małe, czarne pudełeczko - To również do ciebie przyszło od niego - wskazała głową na Edwarda.
Wzięłam to do ręki i oglądałam z kilku stron, poczym schowałam do torby.
Wycofałam się w stronę drzwi.
- Widzicie mnie być może ostatni raz - sięgnęłam po notes i wyjęłam najnowsze zdjęcie Renesmee - Zachowajcie to sobie, bo wnuczki być może również nie zobaczycie.
Wyszłam na zewnątrz i bez słowa wsiadłam do taksówki, która na nas czekała za dobrą opłatą. Moja walizka była zbyteczna… Westchnęłam i dopiero teraz zaczęła boleć mnie prawa pięść. Syknęłam cicho.
- Co ci jest? - spytał Edward.
- Chyba złamałam coś w prawej dłoni, jak uderzyłam o ścianę - wyjaśniłam i zwróciłam się do kierowcy taksówki - Czy mógłby pan jechać teraz do szpitala?
Miły staruszek pokiwał twierdząco głową.
- Oczywiście kochaniutka - docisnął pedał gazu - Ale powiem pani, że ma pani parę w płucach. Słychać było każde wypowiedziane przez panią słowo.
Uśmiechnęłam się blado mimo woli.
- Wie pan… - zaczęłam - Jak się jest prawnikiem , to trzeba ją mieć. W sądzie nie zawsze jest spokojnie.
- A no tak - zgodził się - Mój bratanek był kiedyś prawnikiem. Dobrym prawnikiem - westchnął - Ale bidulek zachorował i musiał zrezygnować  z jakiejkolwiek kariery. Teraz wprawdzie wyzdrowiał, ale po dwóch latach, żadna kancelaria nie chce go przyjąć, bo twierdzą, że wyszedł z fachu, a nie stać go na założenie własnej firmy - pokręcił głową - I pomyśleć, że Nowy York to duże miasto, a chłopaczyna porządnej pracy nie może sobie znaleźć.
Wpadłam na pomysł. Wyjęłam z portfela swoją wizytówkę i podałam staruszkowi.
- Ja posiadam własną kancelarię prawną - powiedziałam - Niech bratanek przyjdzie do mnie i powie, że jest od pana.
- Dziękuję, kochaniutka - schował wizytówkę do kieszeni - Ja nazywam się Nathan Prew, a mój bratanek Max Prew.
- Zapamiętam - powiedziałam i wysiadłam, bo dojechaliśmy na miejsce.
Po wielu godzinach, wylądowaliśmy w Nowym Yorku. Edward nie odezwał się ani razu, intensywnie nad czymś rozmyślając, więc mu nie przerywałam. W szpitalu owinęli mi dłoń tylko opaską uciskową, bo ją sobie zbiłam przez te uderzenia.

Nie chcę wyjawiać Edwardowi prawy i mam nadzieję, że nigdy się nie dowie…
-----------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich czytelników <3
Jak wam podobał się rozdział...? Liczę na wasze szczere aż do bólu opinie. Rozdział myślę, że wypadł dobrze, choć spierdoliłam końcówkę, albo nawet i cały rozdział... Dziwię się, ze nadal to wszystko czytacie, bo ja na waszym miejscu już dawno bym tego nie robiła...
Chciałam podziękować szczególnie jednej czytelniczce, która zmotywowała mnie do dalszego pisania tej oto historii, bo prawdę powiedziawszy, miałam kilka rozdziałów na Pendriv'ie i dalej nie pisałam tego opowiadania, za co jestem niezmiernie wdzięczna. Dzięki niej mam jestem w trakcie pisania szóstego rozdziału ; D Ale nie powiem, wam co będzie dalej, ponieważ to jest moja słodka tajemnica <3 Dzięki osobie, dla której jest ten rozdział, dostałam weny i wpadłam na wiele pomysłów związanych z tym oto blogiem ; D Rozdział dedykuję... UWAGA!!! ... Tu jest niespodzianka!! <3 Domyślacie cię? :** Rozdział jest dla Wampirka <3 Wiem, że to kolejna notka dla Ciebie, ale jestem Ci wdzięczna namówienie mnie na założenie tego bloga i po prostu nie mogę się powstrzymać <3 Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz...? :** Dziękuję Ci za wsparcie jakim dla mnie jesteś i za motywujące komentarze, które powodują na mojej twarzy uśmiech jak u nawiedzonej dziewczyny <3
Rozdział czekał, ponieważ... obiecałam sobie, że go opublikuję, gdy Wampirek doda nn na swoim blogu, który jest wprost wykurwisty i jestem na nim 100 razy dziennie <3 Co ja poradzę, że tak go kocham..? <3 Ja to się zastanawiam, czemu TY czytasz MOJEGO bloga, bo w porównaniu do Ciebie, to ja piszę kurwa jak przedszkolak... :**
Dziękuję również wszystkim innym czytelnikom, którzy są ze mną i również stanowią dla mnie ogromne wsparcie <3 Nie spodziewałam się, że będzie tyle wejść, komentarzy... To jest wspaniałe i za to wam niezmiernie dziękuję ;**
Wybaczcie, że się rozpisuję, ale mam jeszcze trochę do powiedzenia ; D Jak tam w szkole...? Mam nadzieję, że jeszcze macie odrobinę luzu, bo ja chwilowo tak ; D Mam zajebistą wychowawczynię i spoko nauczycieli ; D Nawet odrobinę polubiłam historię i WOS, bo mam z dyrektorem, a to naprawdę spoko facet :> Nic do niego nie mam, więc OK :3 Jednak chciałabym aby ta szkoła już się skończyła ; D Ale to marzenia ściętej głowy, c'nie..? ; D
I ostatnia sprawa, to to, że nie mam już nicku "Zwariowana Natalia", lecz "Normalnaa Psychopatkaa", choć to może ulec zmianie i być tak jak wcześniej <3


Pozdrawiam Gorąco <3
Normalnaa Psychopatkaa <3

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 2

Rozdział 2

Edward porwał mnie w swoje ramiona, ale ja się od niego odsunęłam. Byliśmy przyjaciółmi, ale teraz nic nas nie łączy. Nic oprócz… Renesmee. Spojrzałam w dół na córkę, tulącą się do mojej nogi. Nagle się oderwała i pobiegła gdzieś w dal. Już miałam ruszyć za nią, kiedy zobaczyłam Jacoba. Mała wskoczyła w jego ramiona i uwiesiła mu się na szyi z głośnym „Tatuś!”.  Dla niej on zawsze będzie „tatą”.
Jake podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, całując w czoło. Dopiero po chwili zorientował się, kto stoi przede mną. Na moment zesztywniał, ale szybko się zreflektował i wyciągnął ku Edwardowi dłoń. Ten ją uścisnął z uśmiechem, który wydał mi się sztuczny.
- Cześć, Jacob - powiedział.
- Siema. Długo się nie widzieliśmy.
Mój dawny przyjaciel kiwnął głową, a w jego oczach zobaczyłam smutek.
- Trochę czasu już minęło - wyznał.
- Pięć lat - uściśliłam z wrogością w głosie, która zdziwiła wszystkich, w tym mnie włącznie.
Chwyciłam Jacoba za dłoń i splotłam palce z jego. Renesmee położyła główkę na ramieniu chłopaka i się do mnie uśmiechnęła. Mimowolnie odwzajemniłam ten gest.
- Musimy iść do domu - mruknęłam i pociągnęłam Jacoba delikatnie.
Ten zwrócił się do Edwarda.
- Może pójdziesz z nami? W końcu długo się nie widzieliśmy. Trzeba obgadać stare czasy - myślałam, że go uduszę na miejscu.
Na szczęście w swojej karierze nauczyłam się zachowywać pokerową twarz, bez względu na sytuację. Edward pokiwał głową i się uśmiechnął, tak dobrze znanym mi uśmiechem. Przełknęłam z trudem ślinę. W czwórkę poszliśmy do nas do domu, z racji, że od parku mamy zaledwie trzysta metrów.
Nikt przez całą drogę się nie odezwał ani słowem. Jake co jakiś czas ścisnął mi dłoń, w geście pocieszenia. W końcu dotarliśmy do naszego domu. Otworzyłam dom i weszliśmy do środka. Zdjęłam buty, a później pomogłam córeczce. Edward wraz z moim mężem poszli do salonu, a ten drugi wziął jeszcze Ness.
Ja natomiast poszłam do kuchni, żeby ochłonąć. Zrobiłam sobie mocną kawę i usiadłam przy wysepce. Ukryłam twarz w dłoniach, biorąc kilka głębokich wdechów. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje… Czy to obecność mojego byłego kochanka tak na mnie działa?
Wspomnienia powróciły do mnie niczym bumerang. Nasze wspólne rozmowy. Wspólne wygłupy. Pocałunki. Wspólne noce. Wspólne imprezowanie. Wspólnie picie i palenie… To wszystko minęło. Ja stałam się statystyczną matką i żoną. On odszedł, nigdy się do mnie nie odzywając. Nie wie, że mamy wspólną córkę i mam nadzieję, że nigdy się nie dowie.
Wypiłam kawę duszkiem, ale nic to nie pomogło. Wyjęłam z lodówki dwa piwa i poszłam do salonu. Wręczyłam chłopakom po jednym i usiadłam obok męża, opierając się o jego ramię. Ness wdrapała się między nas z łobuzerskim uśmiechem, tak podobnym do uśmiechu ojca.
- Co się u ciebie działo przez te lata? - spytałam niby od niechcenia, głaszcząc Renesmee po policzku.
- Nie za wiele. Poszedłem na studia architektoniczne i zdobyłem dyplom. Teraz pracuję jako architekt. Wczoraj przeprowadziłem się do Nowego Yorku z zamiarem zamieszkania tu na stałe - zamarłam i wstrzymałam oddech. Jacob ścisnął pocieszająco moje ramię - A u was co słychać?
- Jakiś czas po tym jak odszedłeś, wyszłam za Jacoba - wyjaśniłam, a w oczach Edwarda zobaczyłam smutek - A później urodziłam Renesmee.
Przy ostatnim zdaniu głos mi zadrżał. Pocałowałam Ness w policzek i wyszłam do kuchni. Oparłam ręce o blat stołu. Po jakimś czasie usłyszałam kroki. Obróciłam się na pięcie i ujrzałam Jacoba z telefonem w dłoni. Zrozumiałam od razu. Pokiwałam głową i pocałowałam go w policzek. Posłał mi jeszcze smutne spojrzenie i wyszedł na komisariat.
Jacob jest policjantem od jakiś dwóch lat. Strasznie się o niego boję, kiedy ma takie telefony. Boję się, że może mu się coś stać i nie zasypiam, dopóki on nie wróci cały i zdrowy. Wróciłam do salonu i nie zastałam tam Ness.
- Poszła na górę - wyjaśnił Edward.
Ruszyłam w stronę schodów, kiedy poczułam na nadgarstku uścisk jego dłoni. Przymknęłam powieki, ale się nie odwróciłam.
- Bello - powiedział mój dawny przyjaciel ze smutkiem - Spójrz na mnie. Proszę.
Spełniłam jego prośbę. Odwróciłam się i dopiero wtedy otworzyłam oczy. Okazało się, że twarz Edwarda znajduje się bliżej niż myślałam. Mój oddech przyspieszył, a serce zwiększyło swe obroty.
- Nie odzywałeś się - wydukałam w końcu i zrobiłam krok w tył - Przez pięć lat nie dałeś znaku życia! Obiecałeś, że odezwiesz się jak tylko dolecisz na miejsce! Czekałam na głupi telefon wiele godzin! - łzy poleciały po moich policzkach, niczym dwa strumienie - A teraz wracasz jak gdyby nigdy nic i myślisz, że rzucę ci się w ramiona?!
Edward złapał mnie za nadgarstki, tak jak robił, kiedy się przyjaźniliśmy i przycisnął mnie do siebie. Spróbowałam posłać mu wrogie spojrzenie, ale czułam, że mi to nie wyszło.
- Myślisz, że te pięć lat było dla mnie łatwe? - spytał retorycznie - Myślałem, że wyprowadzamy się do Nowego Yorku, kiedy na lotnisku powiedzieli, że do Las Vegas. Wysyłałem do ciebie listy, ale nigdy nie odpisałaś. Myślałem, że nie chcesz mnie już znać, więc w końcu przestałem. Lecz co roku dzwoniłem do twojego domu w twoje urodziny. Odbierała twoja matka i mówiła, że cię nie ma.
Sparaliżowało mnie od czubka głowy, aż po koniuszki palców u stóp. Przypomniały mi się te tajemnicze telefony, po których mama odchodziła zdenerwowana. Ona mnie okłamywała! Przez tyle lat mnie oszukiwała! Widziała jak cierpię, ale nic sobie z tego nie robiła! Dopadłam telefonu i wystukałam numer męża. Kiedy nie odebrał, nagrałam mu się na sekretarkę, że dziś nie zastanie mnie w domu, poczym wybrałam numer do swojej bratowej.
- Halo? - po drugiej stronie odezwał się głos Rosalie.
- Mogłabyś tu przyjechać jak najszybciej? - spytałam - Nie mam z kim zostawić Renesmee.
- Daj mi piętnaście minut - rzuciła i się rozłączyła.
Pobiegłam na górę do swojej sypialni, wpierw zaglądając do pokoju Ness. Siedziała na środku łóżka, wlepiając swoje oczka w duży, plazmowy telewizor naścienny. Zerknęłam ku niemu i nie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam nowe odcinki „Pokemonów”. Jacob specjalnie dla niej, zamówił program z tą bajką. W sumie płacimy za to trzy razy więcej niż za normalną kablówkę, ale ważne, żeby Ness, była szczęśliwa. Wycofałam się, aby nie wyrwać jej z transu i podążyłam do drzwi stojących obok.
Od razu weszłam do przestronnej garderoby, wzięłam największą walizkę i spakowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. W między czasie zamówiłam dwa bilety do Seattle dla siebie i Edwarda. Podczas pakowania, spytałam  się go o to czy poleci ze mną, a on zgodził się, nie wiedząc nic o moim planie.
Uznałam, że słuszniej będzie wziąć go ze sobą. Potrzebny mi jakiś świadek - i szczerze  powiedziawszy - ktoś, kto w razie konieczności wyniesie mnie na zewnątrz, abym nie zrobiła czegoś, czego być może będę później żałowała.
Kiedy schodziłam po schodach na dół, usłyszałam dzwonek do drzwi. Edward widząc, że jestem ciągle wściekła jak diabli, poszedł otworzyć. Widziałam zszokowaną minę blond piękności o niebieskich oczach i figurze modelki, kiedy mój były przyjaciel otworzył drzwi. Jednak Rose nie odezwała się ani słowem.
Uniosła brew widząc moją walizkę.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia. Za piętnaście minut mam samolot - pobiegłam do Ness i cmoknęłam ją w policzek i powiedziałam, że nie będzie mnie tylko kilka dni. Ona natomiast rzuciła mi się na szyję, ściskała przez dwie minuty i zajęła się oglądaniem bajki.
Zbiegłam po schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz, przez co prawie się przewróciłam. Ucałowałam bratową w policzek, podziękowałam i wybiegłam z domu. Trafiłam do garażu i wsiadłam do swojego samochodu. Podziękowałam sobie w myślach, że przełamałam się i kupiłam takie sportowe auto.
Wyjechałam z piskiem opon i docisnęłam gazu do samego końca. Pędząc ulicami Nowego Yorku, nie zważałam na czerwone światła czy skrzyżowana. Podczas podróży na lotnisko, nie wiedziałam co to takiego „Hamulec”. W tej chwili ten pedał nie istniał.
Po jakimś czasie - krótkim - dotarłam na największe lotnisko. Zaparkowałam samochód i niczym błyskawica wybiegłam z samochodu. Gdy Edward uczynił to samo, wcisnęłam guzik w pilocie i pobiegłam do kasy, odebrać bilet.
Stałam przed jakąś tlenioną blondynką, wyglądającą niczym lalka barbie… Stukała w te klawisze leniwie, żując gumę. W końcu nie wytrzymałam i walnęłam dłonią o kontuar.
- Posłuchaj mnie laluniu - warknęłam - Jeśli zaraz nie dostanę tych biletów, to wyrwę ci te blond kudły z głowy i doprowadzę do twojego natychmiastowego zwolnienia. Jako prawniczka, mam wiele znajomości i znajdę coś na ciebie! A jeśli nie, to już ja się postaram, żebyś trafiła za kratki. Nawet jeśli nic nie zrobisz, ja mogę cię wrobić!
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy z przerażenia i dała mi bilety już po dwóch minutach… Posłałam jej jeszcze mrożące krew w żyłach spojrzenie i odeszłam…

Po jakimś czasie, siedziałam już w samolocie, w wygodnych fotelach, obok Edwarda. Złość mi nie przeszła. Wręcz przeciwnie. Nasilała się ona z sekundy na sekundę. Próbowałam zasnąć, ale nic mi z tego nie wychodziło.
- Bello… - zaczął Edward - Mogę wiedzieć dokąd lecimy?
Spojrzałam na niego i poczułam ogromną ochotę uderzyć go w twarz, przez te pięć lat rozłąki, ale kiedy o tym pomyślałam, zdenerwowałam się bardziej na Renee. Jak ona do cholery mogła mi to zrobić?!
- Do Seattle -powiedziałam, siląc się na łagodny ton - Stamtąd pojedziemy do Forks.
Wytrzeszczył na mnie oczy.
- Po co? - zdziwił się.
Wzięłam głęboki wdech i upiłam sporego łyka Whiskey, którą przyniosła mi Stewardessa. Odstawiłam szklaneczkę powoli i spojrzałam na przyjaciela.

- Pora uporządkować stare sprawy. Jedziemy do moich rodziców. A tam rozpętam piekło.
--------------------------------------------------------------------------
Witam, witam <3
Jak podobał się rozdział? Mam nadzieję,  że dobrze się wam go czytało <3 No i patrzcie! Edzio jednak nie zapomniał o Belli! To wszystko przez jej matkę ; D Coś czuję, że będzie gorąco... Ale nic nie mówię! <3
Mam tu coś dla Wampirka <3 Ten rozdział oczywiście ponownie dedykuję tobie <3 Kochana teraz ty wstawiasz nn! :*


Do Napisania,
Wasza Natalia <3