piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 2

Rozdział 2

Edward porwał mnie w swoje ramiona, ale ja się od niego odsunęłam. Byliśmy przyjaciółmi, ale teraz nic nas nie łączy. Nic oprócz… Renesmee. Spojrzałam w dół na córkę, tulącą się do mojej nogi. Nagle się oderwała i pobiegła gdzieś w dal. Już miałam ruszyć za nią, kiedy zobaczyłam Jacoba. Mała wskoczyła w jego ramiona i uwiesiła mu się na szyi z głośnym „Tatuś!”.  Dla niej on zawsze będzie „tatą”.
Jake podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, całując w czoło. Dopiero po chwili zorientował się, kto stoi przede mną. Na moment zesztywniał, ale szybko się zreflektował i wyciągnął ku Edwardowi dłoń. Ten ją uścisnął z uśmiechem, który wydał mi się sztuczny.
- Cześć, Jacob - powiedział.
- Siema. Długo się nie widzieliśmy.
Mój dawny przyjaciel kiwnął głową, a w jego oczach zobaczyłam smutek.
- Trochę czasu już minęło - wyznał.
- Pięć lat - uściśliłam z wrogością w głosie, która zdziwiła wszystkich, w tym mnie włącznie.
Chwyciłam Jacoba za dłoń i splotłam palce z jego. Renesmee położyła główkę na ramieniu chłopaka i się do mnie uśmiechnęła. Mimowolnie odwzajemniłam ten gest.
- Musimy iść do domu - mruknęłam i pociągnęłam Jacoba delikatnie.
Ten zwrócił się do Edwarda.
- Może pójdziesz z nami? W końcu długo się nie widzieliśmy. Trzeba obgadać stare czasy - myślałam, że go uduszę na miejscu.
Na szczęście w swojej karierze nauczyłam się zachowywać pokerową twarz, bez względu na sytuację. Edward pokiwał głową i się uśmiechnął, tak dobrze znanym mi uśmiechem. Przełknęłam z trudem ślinę. W czwórkę poszliśmy do nas do domu, z racji, że od parku mamy zaledwie trzysta metrów.
Nikt przez całą drogę się nie odezwał ani słowem. Jake co jakiś czas ścisnął mi dłoń, w geście pocieszenia. W końcu dotarliśmy do naszego domu. Otworzyłam dom i weszliśmy do środka. Zdjęłam buty, a później pomogłam córeczce. Edward wraz z moim mężem poszli do salonu, a ten drugi wziął jeszcze Ness.
Ja natomiast poszłam do kuchni, żeby ochłonąć. Zrobiłam sobie mocną kawę i usiadłam przy wysepce. Ukryłam twarz w dłoniach, biorąc kilka głębokich wdechów. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje… Czy to obecność mojego byłego kochanka tak na mnie działa?
Wspomnienia powróciły do mnie niczym bumerang. Nasze wspólne rozmowy. Wspólne wygłupy. Pocałunki. Wspólne noce. Wspólne imprezowanie. Wspólnie picie i palenie… To wszystko minęło. Ja stałam się statystyczną matką i żoną. On odszedł, nigdy się do mnie nie odzywając. Nie wie, że mamy wspólną córkę i mam nadzieję, że nigdy się nie dowie.
Wypiłam kawę duszkiem, ale nic to nie pomogło. Wyjęłam z lodówki dwa piwa i poszłam do salonu. Wręczyłam chłopakom po jednym i usiadłam obok męża, opierając się o jego ramię. Ness wdrapała się między nas z łobuzerskim uśmiechem, tak podobnym do uśmiechu ojca.
- Co się u ciebie działo przez te lata? - spytałam niby od niechcenia, głaszcząc Renesmee po policzku.
- Nie za wiele. Poszedłem na studia architektoniczne i zdobyłem dyplom. Teraz pracuję jako architekt. Wczoraj przeprowadziłem się do Nowego Yorku z zamiarem zamieszkania tu na stałe - zamarłam i wstrzymałam oddech. Jacob ścisnął pocieszająco moje ramię - A u was co słychać?
- Jakiś czas po tym jak odszedłeś, wyszłam za Jacoba - wyjaśniłam, a w oczach Edwarda zobaczyłam smutek - A później urodziłam Renesmee.
Przy ostatnim zdaniu głos mi zadrżał. Pocałowałam Ness w policzek i wyszłam do kuchni. Oparłam ręce o blat stołu. Po jakimś czasie usłyszałam kroki. Obróciłam się na pięcie i ujrzałam Jacoba z telefonem w dłoni. Zrozumiałam od razu. Pokiwałam głową i pocałowałam go w policzek. Posłał mi jeszcze smutne spojrzenie i wyszedł na komisariat.
Jacob jest policjantem od jakiś dwóch lat. Strasznie się o niego boję, kiedy ma takie telefony. Boję się, że może mu się coś stać i nie zasypiam, dopóki on nie wróci cały i zdrowy. Wróciłam do salonu i nie zastałam tam Ness.
- Poszła na górę - wyjaśnił Edward.
Ruszyłam w stronę schodów, kiedy poczułam na nadgarstku uścisk jego dłoni. Przymknęłam powieki, ale się nie odwróciłam.
- Bello - powiedział mój dawny przyjaciel ze smutkiem - Spójrz na mnie. Proszę.
Spełniłam jego prośbę. Odwróciłam się i dopiero wtedy otworzyłam oczy. Okazało się, że twarz Edwarda znajduje się bliżej niż myślałam. Mój oddech przyspieszył, a serce zwiększyło swe obroty.
- Nie odzywałeś się - wydukałam w końcu i zrobiłam krok w tył - Przez pięć lat nie dałeś znaku życia! Obiecałeś, że odezwiesz się jak tylko dolecisz na miejsce! Czekałam na głupi telefon wiele godzin! - łzy poleciały po moich policzkach, niczym dwa strumienie - A teraz wracasz jak gdyby nigdy nic i myślisz, że rzucę ci się w ramiona?!
Edward złapał mnie za nadgarstki, tak jak robił, kiedy się przyjaźniliśmy i przycisnął mnie do siebie. Spróbowałam posłać mu wrogie spojrzenie, ale czułam, że mi to nie wyszło.
- Myślisz, że te pięć lat było dla mnie łatwe? - spytał retorycznie - Myślałem, że wyprowadzamy się do Nowego Yorku, kiedy na lotnisku powiedzieli, że do Las Vegas. Wysyłałem do ciebie listy, ale nigdy nie odpisałaś. Myślałem, że nie chcesz mnie już znać, więc w końcu przestałem. Lecz co roku dzwoniłem do twojego domu w twoje urodziny. Odbierała twoja matka i mówiła, że cię nie ma.
Sparaliżowało mnie od czubka głowy, aż po koniuszki palców u stóp. Przypomniały mi się te tajemnicze telefony, po których mama odchodziła zdenerwowana. Ona mnie okłamywała! Przez tyle lat mnie oszukiwała! Widziała jak cierpię, ale nic sobie z tego nie robiła! Dopadłam telefonu i wystukałam numer męża. Kiedy nie odebrał, nagrałam mu się na sekretarkę, że dziś nie zastanie mnie w domu, poczym wybrałam numer do swojej bratowej.
- Halo? - po drugiej stronie odezwał się głos Rosalie.
- Mogłabyś tu przyjechać jak najszybciej? - spytałam - Nie mam z kim zostawić Renesmee.
- Daj mi piętnaście minut - rzuciła i się rozłączyła.
Pobiegłam na górę do swojej sypialni, wpierw zaglądając do pokoju Ness. Siedziała na środku łóżka, wlepiając swoje oczka w duży, plazmowy telewizor naścienny. Zerknęłam ku niemu i nie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam nowe odcinki „Pokemonów”. Jacob specjalnie dla niej, zamówił program z tą bajką. W sumie płacimy za to trzy razy więcej niż za normalną kablówkę, ale ważne, żeby Ness, była szczęśliwa. Wycofałam się, aby nie wyrwać jej z transu i podążyłam do drzwi stojących obok.
Od razu weszłam do przestronnej garderoby, wzięłam największą walizkę i spakowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. W między czasie zamówiłam dwa bilety do Seattle dla siebie i Edwarda. Podczas pakowania, spytałam  się go o to czy poleci ze mną, a on zgodził się, nie wiedząc nic o moim planie.
Uznałam, że słuszniej będzie wziąć go ze sobą. Potrzebny mi jakiś świadek - i szczerze  powiedziawszy - ktoś, kto w razie konieczności wyniesie mnie na zewnątrz, abym nie zrobiła czegoś, czego być może będę później żałowała.
Kiedy schodziłam po schodach na dół, usłyszałam dzwonek do drzwi. Edward widząc, że jestem ciągle wściekła jak diabli, poszedł otworzyć. Widziałam zszokowaną minę blond piękności o niebieskich oczach i figurze modelki, kiedy mój były przyjaciel otworzył drzwi. Jednak Rose nie odezwała się ani słowem.
Uniosła brew widząc moją walizkę.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia. Za piętnaście minut mam samolot - pobiegłam do Ness i cmoknęłam ją w policzek i powiedziałam, że nie będzie mnie tylko kilka dni. Ona natomiast rzuciła mi się na szyję, ściskała przez dwie minuty i zajęła się oglądaniem bajki.
Zbiegłam po schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz, przez co prawie się przewróciłam. Ucałowałam bratową w policzek, podziękowałam i wybiegłam z domu. Trafiłam do garażu i wsiadłam do swojego samochodu. Podziękowałam sobie w myślach, że przełamałam się i kupiłam takie sportowe auto.
Wyjechałam z piskiem opon i docisnęłam gazu do samego końca. Pędząc ulicami Nowego Yorku, nie zważałam na czerwone światła czy skrzyżowana. Podczas podróży na lotnisko, nie wiedziałam co to takiego „Hamulec”. W tej chwili ten pedał nie istniał.
Po jakimś czasie - krótkim - dotarłam na największe lotnisko. Zaparkowałam samochód i niczym błyskawica wybiegłam z samochodu. Gdy Edward uczynił to samo, wcisnęłam guzik w pilocie i pobiegłam do kasy, odebrać bilet.
Stałam przed jakąś tlenioną blondynką, wyglądającą niczym lalka barbie… Stukała w te klawisze leniwie, żując gumę. W końcu nie wytrzymałam i walnęłam dłonią o kontuar.
- Posłuchaj mnie laluniu - warknęłam - Jeśli zaraz nie dostanę tych biletów, to wyrwę ci te blond kudły z głowy i doprowadzę do twojego natychmiastowego zwolnienia. Jako prawniczka, mam wiele znajomości i znajdę coś na ciebie! A jeśli nie, to już ja się postaram, żebyś trafiła za kratki. Nawet jeśli nic nie zrobisz, ja mogę cię wrobić!
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy z przerażenia i dała mi bilety już po dwóch minutach… Posłałam jej jeszcze mrożące krew w żyłach spojrzenie i odeszłam…

Po jakimś czasie, siedziałam już w samolocie, w wygodnych fotelach, obok Edwarda. Złość mi nie przeszła. Wręcz przeciwnie. Nasilała się ona z sekundy na sekundę. Próbowałam zasnąć, ale nic mi z tego nie wychodziło.
- Bello… - zaczął Edward - Mogę wiedzieć dokąd lecimy?
Spojrzałam na niego i poczułam ogromną ochotę uderzyć go w twarz, przez te pięć lat rozłąki, ale kiedy o tym pomyślałam, zdenerwowałam się bardziej na Renee. Jak ona do cholery mogła mi to zrobić?!
- Do Seattle -powiedziałam, siląc się na łagodny ton - Stamtąd pojedziemy do Forks.
Wytrzeszczył na mnie oczy.
- Po co? - zdziwił się.
Wzięłam głęboki wdech i upiłam sporego łyka Whiskey, którą przyniosła mi Stewardessa. Odstawiłam szklaneczkę powoli i spojrzałam na przyjaciela.

- Pora uporządkować stare sprawy. Jedziemy do moich rodziców. A tam rozpętam piekło.
--------------------------------------------------------------------------
Witam, witam <3
Jak podobał się rozdział? Mam nadzieję,  że dobrze się wam go czytało <3 No i patrzcie! Edzio jednak nie zapomniał o Belli! To wszystko przez jej matkę ; D Coś czuję, że będzie gorąco... Ale nic nie mówię! <3
Mam tu coś dla Wampirka <3 Ten rozdział oczywiście ponownie dedykuję tobie <3 Kochana teraz ty wstawiasz nn! :*


Do Napisania,
Wasza Natalia <3


niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 1

Jeśli widzisz, że coś jest nie tak,
Zakończ to jak najszybciej,
Aby nie było za późno...

Rozdział 1

Minęło pięć lat, odkąd się nie widzieliśmy. Odjechał, zostawiając mnie samą i nie mając pojęcia o niczym. Obiecał, że zadzwoni, że się odezwie. Do tej pory, nie otrzymałam żadnego telefonu, ani listu od Niego.
Wprawdzie byliśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi i nic więcej. Jednak pewnego dnia, gdy byliśmy sami w domu… zrobiliśmy to. Nie wiem co nam strzeliło do głów. Chcieliśmy zobaczyć jak to jest, a nie mogliśmy zrobić tego z pierwszą lepszą osobą. Wtedy On zaproponował, żebyśmy się kochali. Zgodziłam się. Przecież znaliśmy się prawie od dziecka i wiedzieliśmy o sobie wszystko.
Od tamtego dnia, nie zmieniło się między nami nic. Ewentualnie się polepszyło. A na tamtym razie się nie skończyło. On był dobrym kochankiem i umiał zaspokoić każdą moją potrzebę. Nikt o tym nie wiedział. Tylko ja i On.
Kiedy miałam dwadzieścia lat, On oznajmił mi, że się wyprowadza z rodziną. Miałam nadzieję, że się przesłyszałam, ale on powtórzył to jeszcze raz. Pamiętam uścisk Jego silnym ramion, Jego zapach, smutek w Jego oczach, kiedy się żegnaliśmy. Mimo iż to trwało kilka minut, dla mnie ta chwila była wiecznością.
Wtedy ostatni raz Go widziałam. Nie wiem, dlaczego się nie odezwał. Pisałam do niego listy, telefonowałam na jego komórkę, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Chciałam jechać za nim do Nowego Yorku, ale rodzice nie podali mi Jego aktualnego adresu, chociaż byłam pewna, że są w jego posiadaniu.
Uciekłam z domu. Spakowałam manatki i po prostu uciekłam. Pobiegłam do Jacoba, który od zawsze był moim „bratem”. Opowiedziałam mu wszystko i wyjawiłam swój sekret. Chłopak od razu podjął decyzję, żeby się pobrać. Nie rozumiałam jego pobudek i nie od razu się zgodziłam.
Po czasie jednak podjęłam decyzję i powiedziałam „Tak”, a później powtórzyłam te słowo przed ołtarzem. Nasi rodzice byli zadowoleni, a już szczególnie moi. Jacob wziął na siebie odpowiedzialność za mnie i za Renesmee.
Do dziś jestem mu za to wdzięczna. Nie wiem co by było gdyby on mi nie pomógł. Zapewne zostałabym samotną matką. Po ślubie przeprowadziliśmy się do… Nowego Yorku. Może to idiotyczne z mojej strony, szukać przyjaciela, ale co innego mogłam zrobić? Jednak nigdy Go nie spotkałam. Przestałam się łudzić nadzieją, że kiedykolwiek nadejdzie ta chwila.
On nie wróci. Odszedł i już nigdy więcej nie wróci. Pogodziłam się z tą myślą. Nie chce nawet o tym myśleć, ale… jest tak, jakby On nie żył. Nie daje żadnego znaku życia od pięciu lat! Jako prawniczka mam wiele znajomości i niedawno kazałam przeszukać nekrologi swojej sekretarce, aby się upewnić czy On żyje. Na szczęście nie znalazła nikogo z takim imieniem i nazwiskiem.
Mogłabym kazać komuś Go odszukać. W końcu mój znajomy jest detektywem, ale nie chcę rozdrapywać ran. Pogodziłam się z Jego odejściem. Było to trudne i niemal niewykonalne zadanie, ale jakoś mu zdołałam podołać, dzięki Jacobowi, ale przede wszystkim dzięki Renesmee.
Nessie - bo takie zdrobnienie wymyślił dla niej mój przyjaciel, twierdząc, że jest małym potworkiem, kiedy go ugryzła, gdy zaczęła ząbkować - nie jest prawdziwą córką Jacoba i On o tym wie. To właśnie tą odpowiedzialność wziął na siebie Jake.
Wyjawiłam mu, że jestem w ciąży i powiedziałam kim jest ojciec dziecka. Jacob wziął na siebie tę odpowiedzialność i każdemu powiedział, że to on jest ojcem Renesmee. Wyjawiłam Nessie prawdę, gdy miała trzy latka. Zaakceptowała prawdę dość spokojnie, lecz nie przestała nazywać Jacoba „tatą”, bo przecież to on ją wychował.
Jake mówi, że powinnam powiedzieć prawdę jej ojcu, ale ja nie chcę. Zapewne domyślacie się, że  jest nim On. Przyjaciel, który pięć lat temu odszedł i więcej się nie odezwał.
Nie wiem czemu zebrało mi się na wspomnienia. Może dlatego, że dziś mija dokładnie pięć lat od naszego rozstania? Westchnęłam i z filiżanką kawy udałam się do salonu. Usiadłam wygodnie na kanapie i napawałam się urokiem soboty, kiedy do salonu wszedł Jacob w spodniach dresowych, bez koszulki.
Zlustrowałam go od stóp do głów. Bez dwóch zdań wyprzystojniał w ciągu pięciu lat. Włosy niegdyś długie i czarne, teraz ściął na jeża. Dzięki regularnym ćwiczeniom w siłowni, którą mamy na piętrze, wyrzeźbił sobie idealnie ciało, a jego ciemna karnacja dodała mu uroku. Zdecydowanie, mam przystojnego męża.
Jacob wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu i się przeciągnął, a moich uszu dobiegł odgłos strzelających stawów. Jak zawsze skrzywiłam się na ten dźwięk, a mój mąż się zaśmiał.
- Siemka, Bells - przywitał się tym swoim zachrypniętym głosem, miłym dla uszu - Jest sobota, a ty już na nogach o siódmej?
Wywróciłam oczami.
- Wstałam już o szóstej. Jak wiesz, nigdy nie lubiłam spać. A poza tym, czy nie powinieneś do mnie powiedzieć „Witaj ukochana żonko?” - zaśmialiśmy się.
- Och! Przepraszam. Następnym razem zapamiętam - mrugnął do mnie i znów się uśmiechnął - Idę do sklepu. Chcesz coś?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, dzięki. Ale mógłbyś kupić coś dla Ness na śniadanie i jakąś bajkę, bo już mam dość szperania po internecie, co też jej włączyć.
Chłopak podniósł ręce i bezradnie je opuścił.
- Takie uroki bycia matką.
Sięgnęłam białą poduszkę od oparcia kanapy i rzuciłam w przyjaciela. Złapał ją i odrzucił w moją stronę. Pomachał mi i wyszedł z domu. Ja natomiast  odstawiłam filiżankę na szklany stolik i powolnym krokiem ruszyłam na górę, do pokoju Ness. Co jak co, ale moja córka odziedziczyła cechę rannego wstawania po mnie. Z tego co pamiętam, jej Ojciec lubił sobie pospać do dziesiątej, a nawet do dwunastej.
Weszłam cichutko, aby w razie czego nie obudzić córki, ale było to zbyteczne. Zastałam Renesmee siedzącą po środku łóżka. Wyglądała słodko z zaspanymi czekoladowymi oczkami i roztrzepanymi kasztanowymi włoskami.
- Cześć kochanie - powiedziałam wesoło i usiadłam obok niej.
Mała wpełzła mi na kolana i na nich usiadła, kładąc główkę na mojej piersi. Pocałowałam ją w czubek głowy.
- Wyspałaś się? - spytałam.
- Tak - potwierdziła swoim melodyjnym głosikiem - Śniły mi się niedźwiadki.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Dobrze, kotku. Ale teraz musimy cię ubrać i zrobię ci śniadanie.
Ness pokiwała główką i spełzła z moich kolan. Pobiegła do szafy i z trudem ją otworzyła. Najchętniej bym jej pomogła, ale wczoraj prawie się na mnie za to obraziła. Wiem, że to brzmi dziwnie, bo Ness ma zaledwie cztery latka, ale tak było. Stwierdziła, że jest już duża, żeby sama wybrać sobie ubranka i sama się ubrać.
Patrzyłam jak wyciąga czarne leginsy i różową tunikę, a następnie się w to ubiera. Miała małe problemy, ale w końcu sobie poradziła, bo jak spytałam czy jej pomóc, to posłała mi dziwne spojrzenie.
Kilka miesięcy temu, jej pokój był fioletowy, ale pewnego dnia obejrzała z Jacobem bajkę i zachciało jej się pokoju z imitacjami „Pokemonów”. Nie mieliśmy wyjścia… Cały pokój przeszedł remont. Ściany pomalowane na niebiesko z różnymi potworkami z tej bajki. Kołdra z Pikachu i Ashem i pełno maskotek pokemonów. Sama najbardziej lubię Pikachu…
Po jakimś czasie usiadła mi na kolanach, a ja zaczęłam czesać jej włosy. Nie miałabym serca jej ich ściąć. Syczała co chwilę, gdy ją pociągnęłam, ale w końcu je wyczesałam i zrobiłam dwie kitki. Wyglądała naprawdę uroczo!
Uśmiechnęłam się do niej szeroko, a ona odwzajemniła mi się tym samym. Poszłyśmy do kuchni, bo oczywiście Jacob jeszcze nie wrócił. Pewnie znów spotkał jakiegoś kolegę i musieli sobie porozmawiać. Westchnęłam i zabrałam się za robienie kanapek dla córki.
- Z czym chcesz? - spytałam, chociaż i tak znałam odpowiedź.
- Z selem i pomidolem - odpowiedziała, po chwili namysłu.
Zaśmiałam się cicho i po kilku minutach postawiłam przed małą talerz pożywnych kanapek. Zabrała talerz, zsunęła się z krzesła i podreptała do salonu. Poszłam za nią i włączyłam jej telewizor. Na jakimś kanale znalazłam bajkę (oczywiście Pokemony) i Ness, wlepiła w nią swoje brązowe oczy.
Usiadłam bezszelestnie na fotelu, ciągle patrząc na córkę. Bez dwóch zdań, wdała się w swojego ojca. Podobne rysy twarzy, taki sam kolor włosów. Po mnie odziedziczyła jedynie oczy. Nie wiem, jak wszyscy uwierzyli, że jest córką Jacoba… Nawet głupi by w to nie uwierzył.
Wiele razy się zastanawiałam, nad powiedzeniem Jemu prawy. Ale zanim ta myśl padła w mojej głowie, uzmysławiałam sobie, że to On urwał kontakt i na pewno nie uwierzyłby, że Renesmee jest jego córką. Powiedziałby, że chcę go wrobić w dziecko.
Po policzkach poleciały mi łzy, co zauważyła moja córeczka. Odłożyła kanapkę na talerzyk i do mnie podbiegła. Wpełzła mi na kolana i uwiesiła mi się na szyi. Objęłam ją mocno i zacisnęłam powieki.
- Nie płacz mamusiu - powiedziała zmartwionym głosem i się odsunęła.
- Przepraszam skarbie - pocałowałam ją w policzek i przetarłam łzy - Już nie będę. Oglądaj bajkę.
Pokręciła głową.
- Nie cem jus. Cem na spacerek.
Uśmiechnęłam się do niej i wstałam, kiwając głową. W przedpokoju założyłam jej buty, a następnie zrobiłam to samo ze sobą. Z wieszaka zabrałam jeszcze dla Ness czapkę z daszkiem - możecie się domyśleć, że taką samą jak ma Ash… Wzięłam okulary i je założyłam. Ness wzięła mnie za rękę i wyszłyśmy na zewnątrz. Uderzył w nas zapach porannego powietrza.
Poszłyśmy do parku. Ja usiadłam na ławeczce, a Nessie poszła w stronę huśtawek. Zawibrował mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na adresata i zaraz usunęłam wiadomość, widząc, że to od operatora. Schowałam go ponownie i spojrzałam na huśtawki.
Nie zauważyłam Renesmee. Wstałam gwałtownie i pobiegłam w stronę, gdzie ostatni raz ją widziałam. Przecież spuściłam ją z oczu zaledwie na ułamek sekundy!
- Renesmee! - krzyknęłam ile sił w gardle, ale nie usłyszałam ani nie zobaczyłam córki.
Serce podeszło mi do gardła, uniemożliwiając przełyk. Zaczęłam się rozglądać z nadzieją, że jednak przeoczyłam córkę, ale moje nadzieje okazały się płonne.
- Renesmee! - krzyknęłam ponownie - Nessie!
Nic. Cisza. Ludzie przechodzący obok mnie, posyłali mi dziwne spojrzenia. Cholera jasna! Pobiegłam przed siebie, bacznie się rozglądając wokół. Zauważyłam mnóstwo dzieci, ale nigdzie nie zauważyłam Renesmee.
- Nessie! - spróbowałam znów, ale nie uzyskałam od małej odpowiedzi.
Wyjęłam telefon i wybrałam tak dobrze znany sobie numer. Usłyszałam głos męża po sygnale.
- Co jest? - spytał Jake.
- Jestem w parku - powiedziałam roztrzęsionym głosem - Przyjedź natychmiast. Renesmee zniknęła.
- Już jadę - rzucił i się rozłączył.
Przeczesałam wzrokiem park, kiedy usłyszałam za sobą głos.
- Czy to pani córka? - spytał ktoś aksamitnym barytonem.
Odwróciłam się momentalnie i spojrzałam w dół. Zobaczyłam moją córeczkę, trzymającą za rękę, jakiegoś mężczyznę. Nie przejęłam się tym na początku, tylko od razu porwałam małą w ramiona. Po policzkach poleciały mi łzy.
- Ness, przeraziłaś mnie - wychlipałam.
- Przepraszam mamusiu, ale widziałam motylka i ciałam go złapać.
Przycisnęłam jej główkę do piersi i pocałowałam w czółko.
- Powinna pani następnym razem pilnować dziecka.
Kiedy mężczyzna odezwał się pierwszym razem, nie zwróciłam na niego zbytniej uwagi, zaabsorbowana odnalezieniem córki, ale teraz… Zamarłam sparaliżowana. Ten głos. Znajomy głos. Głos należący do Niego.
Uniosłam głowę i zobaczyłam Go. Pierwszy raz od pięciu lat, ujrzałam swojego przyjaciela. Serce zadudniło mi w piersi. Nic a nic się nie zmienił. Te same zielone oczy. Te same kasztanowe włosy ułożone w nieładzie… Wstałam powoli z dudniącym sercem. Chwyciłam małą za rączkę, bojąc się, że znów zaginie lub On mi ją odbierze.
- Witaj Edwardzie - powiedziałam, a On zamarł.
-----------------------------------------------------------------------
Dzień Dobry xd Albo raczej Dobry Wieczór <3
Miałam was jeszcze pomordować i później wstawić nn, ale nie miałam serca <3 Mam tylko nadzieję, że rozdziałek wam się podoba <3
Issie, kochanie, jak ty we mnie wierzysz :* Ale mam nadzieję, że blog będzie wypałem, że tak powiem :D W sumie piszę już 5 rozdział, a w głowie dużo pomysłów <3
Nn dedykuję, mojej kochanej czytelnicznce <3 Ona już pewnie wie, że to o nią właśnie chodzi <3 Wampirku ten rozdział jest znów dla ciebie <3 Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna, że namówiłaś mnie na pisanie właśnie TEJ historii Belli i Edwarda :** Nigdy ci się za to nie odwdzięczę :** Muszę ci powiedzieć, że być może jeszcze zdążysz polubić Jacoba, ponieważ ten mój pomysł, o którym ci pisałam, będzie później, a nie w czwartym rozdziale, bo on stanie mi się tu przydatny w następnych notkach <3 Ale spokojnie! Jak mówiłam, tak zrobię, tylko później :** Jeszcze raz dziękuję, że mnie namówiłaś <3 Kocham Cię!!! <3 :**
Życzę wam wszystkim, aby ten ostatni tydzień wakacji był dla was zajebisty i żebyście zapamiętali go jak najlepiej :** Ja już mam z głowy wszelkie zakupy (mam nadzieję), więc mogę poszaleć <3


To zdjęcie mi się spodobało <3 Nessie mniej więcej jako czterolatka <3 Tylko, że zamiast pieska, powinien być Pikachu :** Ja was opuszczam chwilowo na tym blogu, bo mam pewną sprawę do załatwienia :D Issie wie o co chodzi <3


Dobranoc moje pyszczki :**
Dla Was z Największą Przyjemnością
Pisała, Pisze i Będzie Pisała...
Zwariowana Natalia <3

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Prolog

Prolog

Dwudziestopięcioletnia Isabella Marie Black Swan. Świetna prawniczka z dużymi perspektywami, posiadająca własną kancelarię. Stateczna matka i żona…
 Z pozoru wiodła idealne życie, którego mogła jej pozazdrościć każda kobieta na tym świecie. Piękny dom, kochający mąż, dziecko… Kiedy wychodzili na bankiety, wyglądała na szczęśliwą u boku przystojnego męża.
Każdy wiedział, że są idealną parą. Nie było dnia, żeby nie widziano ich gdzieś razem. Nawet do kiosku za rogiem, szli razem, trzymając się za ręce i szeroko uśmiechając. Isabella wracała z pracy i zawsze była witana przez męża oraz czteroletnią córeczkę, Renesmee.
Jednak to tylko przykrywka. Belli I Jacoba - jej męża - nie łączy nic więcej oprócz ogromnej przyjaźni. Black oświadczył się młodej prawniczce, aby jej pomóc. Nie sypiają w jednym łóżku, nie mają wspólnego konta w banku, mają swoje prywatne życie…
Żadnemu z nich to nie przeszkadza, chociaż Isabella, czuje się winna, że Jacob wziął na siebie tak wielką odpowiedzialność za jej głupotę… Nie musiał się z nią żenić. Nie kazała mu. Sam zaproponował małżeństwo, mówiąc, że tak będzie lepiej.
Są sobie bliscy. Można by powiedzieć, jak brat z siostrą. Nikt by nie powiedział, że młoda para tylko udaje przed innymi. Że odstawiają szopkę, aby zamydlić im oczy.
Do spokojnego świata Belli, wkrótce wkroczą czarne chmury, w postaci młodego i niezwykle przystojnego mężczyzny, mającym na karku dwadzieścia siedem lat…

Czy odkryje on tajemnicę Belli, którą ukrywa od lat? Czy zburzy jej szczęśliwy świat? Czy zechce odebrać jej najważniejszą rzecz w jej życiu? Czas pokaże wszystko. Rozstrzygnie wszystkie zagadki losu…
---------------------------------------------------------------------
Witam :)
Po wielu Namysłach i oczywiście pomocy Wampirka, zdecydowałam się na to opowiadanie :)
Dedykacja oczywiście dla Wampirka <33
Mam nadzieję, że historia przypadnie wam do gustu i będziecie ją czytać <3 Zaszalałam, tworząc kolejnego bloga :D Nie wiem jak sobie z czterema poradzę, ale gdyby tak nie było, to nie byłabym Zwariowaną Natalią <3

Pozdrawiam Was Gorąco <3
Muszkieterka Natalia :**