poniedziałek, 31 marca 2014

Coś...

Informacja z pierwszej ręki. Co do mojego odejścia z blogosfery.. Nie jestem tego taka pewna, ponieważ na mojej liście, pojawił się nowy blog. Zapraszam. Jest już Prolog.
http://this-is-not-true.blogspot.com/
Miłego czytania :)

s.w.e.e.t.n.e.s.s

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 10

Rozdział 10

Goście w końcu odeszli, lecz Edward ze mną został, tak jak go o to poprosiłam. Nie miałam siły kompletnie na nic. Renesmee spała na górze w moim pokoju, a ja siedziałam w salonie z gorącą kawą w ręku, tępo patrząc się przed siebie. Dziwnie się czułam ze świadomością, że nigdy więcej nie ujrzę Jacoba.
Gdy tylko środki uspokajające przestały działać, wybuchłam płaczem. Odstawiłam gorący napój na stolik i zakryłam dłonią usta, aby nie zacząć krzyczeć. Ta pustka w sercu mnie przytłaczała. Moim ciałem wstrząsnął szloch i zrobiło mi się zimno.
- Bello - usłyszałam za sobą zmartwiony głos Edwarda.
Jego silne ręce owinęły się wokół mojej talii i mocno pociągnęły w jego stronę. Wtuliłam się ufnie w Edwarda, wdychając jednocześnie jego zapach. W tej chwili miałam wrażenie, że Edward nigdy nie wyjechał z Forks, że nasza przyjaźń przetrwała aż do dziś. Być może dlatego zrobiłam coś głupiego…
Uniosłam głowę i wdrapałam się Cullenowi na kolana. Patrzył na mnie zszokowany, ale i odrobinę podekscytowany. Przez chwilę patrzyłam mu w oczy, poczym z niezwykłą zachłannością wpiłam się w jego usta. Jęknęłam cicho i przycisnęłam się do niego mocniej.
Zielonooki pogłębił pocałunek, wsuwając język do mych ust. Powędrowałam dłońmi do guzików jego koszuli i z dużą zręcznością odpięłam kilka, dopóki, Edward mi nie przerwał. Odsunęłam się od niego i poczułam się odrzucona. Zabolało.
Jednak teraz nic mnie nie obchodziło. Wpiłam się ponownie w jego usta, zrywając z niego koszulę. Kilka guzików odpadło, uderzając o podłogę. Teraz pragnęłam bliskości drugiej osoby, aby zapomnieć o bólu i rozpaczy, wypełniającej całe moje ciało…

Obudziło mnie słońce przedostające się przez odsłonięte zasłony. Przekręciłam się na drugi bok z jękiem i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, co wydarzyło się poprzedniej nocy. Otworzyłam oczy, lecz na szczęście leżałam sama na łóżku i byłam również sama w sypialni. Naciągnęłam kołdrę pod samą szyję, zasłaniając prawie całkowicie swoje ciało.
Co ja do cholery zrobiłam?! Co mi odbiło?! W dzień kiedy pochowałam męża, zaciągnęłam byłego kochanka (i od wczoraj teraźniejszego) do łóżka! Kompletnie mi odbiło! Spojrzałam na budzik, stojący na szafce nocnej. Siódma piętnaście.
Okryta kołdrą, wstałam z łóżka i potruchtałam do łazienki. Nie miałam specjalnej ochoty na gorącą kąpiel, więc po prostu wzięłam gorącą kąpiel. Powróciły wspomnienia z dzisiejszej nocy. Miękkie usta Edwarda na moich własnych, i nie tylko na ustach. Jego dłonie błądzące po moim ciele, jego uścisk… To uczucie szczęścia, choć na chwilę. Widok jego zielonych oczu i grzywki opadającej na mokre od potu czoło. To jak szeptał czule moje imię, jak mnie przytulał gdy skończyliśmy. Jak czułam się bezpiecznie, będąc w jego ramionach.
Jednakże to wszystko znikło, a zastąpił je przykrzejszy obraz. Uśmiech Jacoba, zamaskowany zabójca, strzał, krew, moje krzyki… Zasłoniłam dłonią usta, aby stłumić krzyk. Krztusiłam się własnymi łzami. Zrobiło mi się nieprzyjemnie zimno, choć woda, ciągle była ciepła.
Wyszłam jednak z wanny, okrywając się ciasno ręcznikiem. Oparłam się o zlew, biorąc głębokie, drżące wdechy. Rozczesałam dokładnie włosy. Ociągałam się ze spotkaniem Edwarda, który za pewne był na dole. Mimo iż nie widzieliśmy się pięć lat, on nie jest typem, który zwiewa, jak się z kimś prześpi.
Ubrałam się w jakieś ciuchy i zajrzałam do pokoju córki. Leżała twarzą do drzwi. Policzki miała czerwone i mokre od łez. Tuliła do siebie maskotkę, którą ostatnio kupił jej Jacob. Widząc mnie, wybuchła głośnym i przeraźliwym płaczem. Podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. Szlochała, powtarzając, że chce do tatusia.
Zagryzłam wargi, żeby też nie zacząć płakać. Przy Renesmee muszę być silna… Wzięłam małą na ręce, która uwiesiła się mojej szyi, trzęsąc się od ciągłego płaczu, i zeszłam na dół do kuchni. Zastałam tam Edwarda, popijającego kawę. Spojrzał na mnie z bladym uśmiechem. Kiwnęłam mu głową i zaczęłam przeszukiwać szafki. W końcu znalazłam proszki na uspokojenie i łyknęłam trzy.
Chodziłam po całej kuchni, bujając na rękach Nessie, która nie mogła się uspokoić. Zaczynałam się bać, o jej zdrowie. Przecież ona jest taka malutka…
- Ness, kochanie… - zaczęłam płaczliwym tonem - Uspokój się.
- Ja chcę do tatusia! - załkała. Jej płacz wbijał mi się setkami igieł w serce. Sądzę, że żadna matka nie lubi, gdy jej dziecko płacze.
- Wiem, słońce, wiem - pocałowałam ją w policzek - Jednak tatuś poszedł do nieba. Tam był potrzebny. Nie płacz już.
- Zmęczy się płaczem i zaśnie - powiedział Edward.
- Mam nadzieję - szepnęłam, głaszcząc małą po główce.
Edward miał racje, tyle, że zanim mała zasnęła, minęło dobre pół godziny. Chciałam ją położyć, ale gdy tylko odrywałam ją od siebie, ona zaczynała się budzić. Usiadłam w salonie i nakryłam ją kocem, który przyniosłam z jej pokoju. Ułożyłam ją wygodnie w moich ramionach i przyglądałam się jej spokojnej twarzyczce, spuchniętej od płaczu.
- Czy zamierzasz teraz mnie unikać? - dobiegło zza moich pleców.
Odwróciłam się i ujrzałam wchodzącego Edwarda. Usiadł w fotelu, naprzeciwko mnie. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie Edwardzie… - odpowiedziałam - Lecz to co się wydarzyło dziś w nocy… przepraszam. Zachowałam się niewłaściwie i wiem, że możesz się poczuć urażony, ale…
- Spokojnie, Bello - przerwał mi - Ja wszystko rozumiem i nie musisz mi się tłumaczyć.
Posłałam mu wdzięczne spojrzenie.
- Dziękuję - szepnęłam i zakołysałam córeczką, słysząc, że się budzi. Zagryzłam dolną wargę - Ona ma najgorzej. Jest jeszcze mała i ciężko jej się będzie pogodzić ze stratą Jacoba. Był jej ojcem - pokręciłam głową i sama zaczęłam płakać - Nie wiem jak my sobie bez niego poradzimy. To będzie naprawdę trudne - przetarłam dłonią czoło - Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to będzie - spojrzałam na Edwarda - Czuję się tak, jak po twoim odejściu - chłopak zesztywniał - Nie odzywałeś się, nie wiedziałam czy żyjesz - wzruszyłam ramionami i pokręciłam głową - Widocznie los chce abym została sama z Ness.
Renesmee zaczęła się budzić, czemu towarzyszył jęk. Rozciągnęła się i ziewnęła przeciągle. Wlepiła we mnie swoje brązowe oczka, które chwile później się zaszkliły. Przytuliłam ją do siebie, szczelnie okrywając kocem.
- Śnił mi się tatuś - szepnęła, czym wyraźnie była zadowolona - Byliśmy w palku na lodach. I on powiedział, zebym nie płakała, bo to go boli. I obiecałam, ze nie będę.
- To świetnie - pogłaskałam ją po plecach.
Czuwaj nad nią Jake, pomyślałam, nie pozwól, aby stała się jej jakaś krzywda.
- Idę się pobawić do pokoju - postawiłam ją na podłodze i pobiegła na górę. Patrzyłam na ten widok z uśmiechem.
- Masz wspaniałą córkę - mruknął Edward.
- Wiem - zgodziłam się z nim - Jest wspaniała, bez wątpienia. Mam jednak nadzieję, że nie będzie popełniała takich samych błędów jak ja w przeszłości.
- Ty popełniłaś jakiś błąd? - zdziwił się Edward.
Spojrzałam mu w oczy.
- Bardzo poważny Edwardzie - wyznałam - Który zaczyna się komplikować z dnia na dzień - zaczyna się komplikować, bo ty wróciłeś i w każdej chwili możesz domyśleć się prawdy.
Dziwię się, że on jeszcze nie odkrył prawdy. Przecież podobieństwo między nim, a Ness, jest widoczne już na pierwszy rzut oka. Choć rudawy odcień włosów małej, można zrzucić na odziedziczenie ich bo Renee.
Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie mocną kawę. Jednak odstawiłam szybko kubek. Coś mi mówiło, że muszę iść do Renesmee. Wbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi do pokoju córki. Siedziała na dywaniku, a wokół niej były rozsypane zdjęcia Jacoba. Tak jak myślałam, mała znowu płakała.
Ukucnęłam obok niej.
- Kochanie… miałaś nie płakać - przypomniałam jej.
- Ale nie potlafię! - jęknęła, przytulając się do mnie.
Kołysałam nas w tył i przód, w przód i tył, przyglądając się zdjęciom porozrzucanym na podłodze. Początkowo uśmiechałam się, wspominając, gdzie były zrobione zdjęcia, ale potem prawie zaczęłam krzyczeć. To nigdy nie wróci. Jacob nie żyje, więc na tych kilkudziesięciu fotografiach, można zakończyć naszą wspólną przygodę.
Przyjrzałam się zdjęciu zrobionym w szpitalu. Jake w fartuchu ochronnym, z szerokim uśmiechem na twarzy i wyraźną dumą w oczach, trzymał kilkugodzinną Renesmee na rękach. Potem zdjęcia znad morza, które zrobił nam jakiś turysta. Siedziałam Jacobowi na baranach, a on trzymał jeszcze naszą córkę. Nie wiem jakim cudem wtedy zeszłam, że nie upadłam i na pewno drugi raz bym tej czynności nie powtórzyłam.
Przejechałam wzrokiem po fotografiach i zatrzymałam się na zdjęciu przedstawiającym leżącego Jacoba i dwuletnią Renesmee, która bawiła się jego włosami. W tamtej chwili cykałam fotkę po fotce, siedząc po turecku na łóżku.
Nigdy nie zapomnę historii żadnego ze zdjęć. Zgarnęłam je wszystkie i ułożyłam w kupkę, poczym położyłam je na stoliku, ciągle trzymając Ness na rękach.
Wzięłam jej maskotkę i zeszłam na dół. Edward spojrzał na mnie. Pokręciłam głową i westchnęłam cicho. Bolały mnie łzy Renesmee. Bardziej niż moje własne… Nessie wtuliła się w maskotkę Charmandera z ufnością, jednocześnie wycierając o nią łzy.
- Mamo, dlaczego to akurat tatuś zginął? - załkała.
Pocałowałam ją w czółko.
- Bo był najbliżej miejsca wypadku, Ness - wyjaśniłam.
Mała pokręciła główką.
- Ale cemu nie mógł iść ktoś inny! - krzyknęła - Moze wtedy tatuś by zył!
- Renesmee, to należało do taty obowiązków - przytuliłam ją mocniej, słysząc, że ponownie zaczyna płakać.
Edward przyniósł mi kawę, której od razu wypiłam pół szklanki aby się uspokoić. Mało pomogło, ale jednak… Mój przyjaciel - nie będę go nazywała starym przyjacielem, bo być może nadal nimi będziemy? Kto wie - spojrzał na zdjęcie stojące na jednej z półek.
Byłam na nim ja w sukni ślubnej i Jacob, który obejmował mnie w talii. Trzymałam dłoń na wzdętym brzuchu i szeroko się uśmiechałam. Widząc nasze wyrazy twarzy, od razu można powiedzieć, że wyglądaliśmy na szczęśliwych. Bo tacy byliśmy…
I zanim Edward zdążył odwrócić wzrok, Renesmee wypowiedziała, kilka słów, które być może będą miały ogromne znaczenie w mojej niedalekiej przyszłości, zmieniając ją o sto osiemdziesiąt stopni.

- Dlacego najpierw odsedł mój prawdziwy tatuś, a teraz i udawany? 
-------------------------------------------------------------------------------
Hej :)
Rozdział długo wyczekiwany przez was co? :)
Edward się dowiedział, ale.. jak zareaguje? Cóż... czuję kłótnię między Bellą i Edwardem. Cóż... Rodział dedykuję Paulineee. Jest on specjalnie dla niej. Dziękuję za całodobowe poprawianie mi humoru :*
Nie będę tu wam pierdoliła głupot. Liczę, że rozdział się wam podobał. I jak zawsze liczę na szczere komentarze.

Pozdrawiam.
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 9

Rozdział 9

Karetka włożyła ciało Jacoba do czarnego worka na zwłoki. Gdy zasuwano zamek błyskawiczny, ja zaczęłam krzyczeć, płakać i szarpać się. To było dla mnie nie do pomyślenia, że Jake, mój Jake, odszedł z tego świata raz na zawsze.
Pragnęłam z całych sił, aby to był tylko zły sen, lub też raczej koszmar. Chcę się wybudzić! Błagam, zakończcie to już! Wyrwijcie mnie z tego snu! Lekarz wstrzyknął mi coś na uspokojenie, więc siedziałam oniemiała w ramionach Jaspera, który nie opuszczał mnie na krok.
- Chodź, Bells - szepnął - Odprowadzę cię.
Pokręciłam głową.
- Chcę jechać z Jacobem - odpowiedziałam, wypranym z wszelkich emocji głosem - Wiem, że mam do tego prawo.
- To nie jest…
- Mam gdzieś czy to właściwy wybór - przerwałam mu beznamiętnie - Ja chcę z nim jechać.
Wstałam i wsiadłam do karetki, wbrew sprzeciwom lekarza. Gdy drzwi się zamknęły, a pojazd ruszył, ja odsunęłam worek i omal nie krzyknęłam. Oczy Jacoba były już zamknięte, a ciało zimne. Dotknęłam dłonią jego lodowatego policzka i położyłam głowę na jego piersi.
Nie przeszkadzało mi to, że przytulałam trupa. Sądzę, że każdy w takiej chwili nie zwracałby na takie szczegóły najdrobniejszej uwagi. Nie czułam zapachu śmierci. Wręcz przeciwnie… Ciągle wyczuwałam zapach jego wody kolońskiej, której używa od dwóch lat.
Kara śmierci dla zabójcy mojego męża, nie była dość surowa. Wpierw powinni oddać go największym na świecie torturom, choć nawet to nie przywróciłoby życia Jacobowi… Dlaczego akurat on? Przecież był dobrym człowiekiem!
A co ja powiem Renesmee? Ona jest taka malutka! Nie zniesie śmierci swojego ukochanego tatusia. Będzie cierpiała, a ja nie będę mogła na to patrzeć. Karetka się zatrzymała. Wstałam i zasunęłam zamek błyskawiczny, wpierw całując zimne czoło Jacoba.
Niemiłosiernie bolała świadomość, że nigdy więcej nie będę mogła z nim porozmawiać, wypłakać mu się w ramię czy też zobaczyć jego uśmiechu. Nie wyobrażam sobie, że on już nie będzie brał udziału w moim życiu codziennym. Jak to teraz będzie? Nie dam sobie rady bez niego. Bez jego wsparcia…
Wysiadając z karetki, miałam mało siły i o mały włos, nie upadłam, lecz podtrzymał mnie lekarz. Podziękowałam mu szeptem i ruszyłam za lekarzami, wiozącymi ciało Jacoba. Weszłam do szpitala i od razu usiadłam na krzesełku, stojącym pod ścianą, czując opadające siły.
Pięć minut później do budynku wpadła rozemocjonowana dziewczyna o długich, brązowych włosach i zielonych oczach. Była niska, a swoją urodą przypominała każdemu chochlika. Przetarła łzy z policzków i podeszła do mnie. Usiadła obok i mnie przytuliła.
- Tak mi przykro, Bells - wychlipała Alice - Jasper do mnie zadzwonił i przyjechałam najszybciej jak się da.
Przed oczami stanęła mi wizja, sprzed godziny. Uśmiech Jacoba, wyjście zamaskowanego mężczyzny z masakrowanego budynku, wycelowana broń w pierś Jacoba, wystrzał, kilkanaście kolejnych wystrzałów, krew, widok martwego męża…
Zaczęłam płakać. Boże! Co on takiego zrobił?! Wiem, że nie powinnam cię obwiniać, ale czemu mi go zabrałeś?! On mi jest tu potrzeby!
Al zawołała pielęgniarkę i poprosiła o coś na uspokojenie, ale ja kategorycznie odmówiłam. Chciałam czuć ten ogarniający mnie ból i rozpacz. Nie mogłam pozwolić, aby te emocje zostały stłumione.
Po jakimś czasie, mojej kuzynce udało się namówić mnie na powrót do domu. Teraz musiałam się zmierzyć z wyznaniem prawdy Renesmee. Jak ja mam w ogóle zacząć tę rozmowę? Bo przecież nie prosto z mostu! „Ness słuchaj. Twój tatuś był w pracy na służbie i jakiś pajac, którego najchętniej bym poćwiartowała, lecz został już zabity, postrzelił go i on nie żyje”. Ta wersja raczej odpadała…
Moja kuzynka zatrzymała swoje kanarkowe Porsche przed moim domem. Przez kilka minut trzymałam dłoń na klamce, ale w końcu wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z wozu. Ledwo trzymając się na nogach i z pomocą Alice, weszłam do domu. Z salonu dobiegały mnie głośne śmiechy Rose i Ness i miałam tę świadomość, że przez długi czas ich nie usłyszę.
Rzuciłam buty w kąt, nie dbając o porządek i weszłam do salonu. Rosalie widząc moją minę, przestała się śmiać, a nawet uśmiechać. Nessie spojrzała na mnie i zmarszczyła brewki.
- Co się stało, mamusiu? - spytała.
Uklękłam obok niej.
- Kotku, muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam, a ona kiwnęła główką, abym kontynuowała - Widzisz… tatuś został dziś wezwany na służbę, ponieważ mieli jakieś problemy. Podczas akcji… stał się wypadek - głos mi zadrżał, a po policzkach popłynęły łzy - Pewien pan miał pistolet i postrzelił twojego tatusia.
- Ale wyzdlowieje plawda? - spojrzała mi w oczy.
Tak bardzo bym tego chciała, pomyślałam.
- Kochanie… - złapałam ją za rączki - Tatuś… on… - nie wiedziałam jak mam to powiedzieć, a słowa „nie żyje”, nie chciały przejść mi przez gardło - Obrażenia były silne i lekarzom nie udało się go uratować.
Dziewczynka zrobiła oczy jak spodki, które wypełniły się łzami.
- Cyli tatuś nie zyje?
- Niestety nie, kochanie - ja zaczęłam płakać, a pokój wypełnił krzyk dziewczynki. Zaczęła się rzucać i krzyczeć, że chce do taty. Wzięłam ją w swoje ramiona i trzymałam mocno, coraz bardziej płacząc. Czekałam aż się zmęczy i uspokoi, ale jej ruchy stawały się coraz to silniejsze. Nie zwalniałam uścisku.
Renesmee uspokoiła się po jakichś piętnastu minutach. Przytuliłam ją do piersi i zaczęłam kołysać w tył i przód, aby zasnęła. Sen na pewno dobrze jej zrobi. Choć na chwilę oderwie się od dzisiejszej sytuacji.
Moje przyjaciółki siedziały cicho, dopóki nie uśpiłam Ness.
- Bells… - Rose mnie przytuliła i pociągnęła nosem - Tak mi przykro. Choć te słowa nie oddają tego co czuję.
- Muszę zająć się pogrzebem - wychlipałam, a na samą myśl o tym, robiło mi się słabo.
- My się tym zajmiemy, Bello - szepnęła Alice, a ja posłałam jej wdzięczne spojrzenie.
- Dziękuję - kiwnęłam głową i zaniosłam Ness na górę. Leżałam u jej boku, czuwając nad tym, aby nie doznała koszmarów i sama nie wiem kiedy, zasnęłam.

Pogrzeb odbył się trzy dni później, czyli w środę. W pracy załatwiłam sobie miesiąc wolnego z oczywistych powodów. Alice i Rosalie zorganizowały uroczystość, bo ja nie miałabym na to głowy, choć miałam się tym zająć. Renesmee ciągle nocami płacze i chce do Jacoba. Żadna z nas nie pogodziła się z jego stratą i sądzę, że nigdy to nie nastąpi.
Dowiedziałam się, że Edward wyjechał z Nowego Yorku i bodajże wrócił do Los Angeles. Po pogrzebie wróciłam do domu, wraz z innymi gośćmi, ponieważ Al i Rose urządziły stypę. Nie byłam tym powodem zachwycona, ale ostatecznie się zgodziłam. Przynajmniej będzie można powspominać Jacoba… Ale czy ja to zniosę? Wytrzymam te wszystkie opowieści o moim zmarłym mężu?
Nigdy się nawet nie spodziewałam, że zostanę wdową, a jednak los przygotował dla mnie tę okrutną niespodziankę i zabrał mojego męża. Dziewczyny rozstawiły stoły w ogrodzie, z racji tego, że była ładna pogoda jak na październik. Jakby Bóg tym pięknym dniem, w jakiś sposób chciał wynagrodzić dzisiejszą uroczystość.
Zasiadłam przy stole, trzymając córeczkę na kolanach. Była wtulona w moją szyję i słyszałam jak co chwilę pociąga noskiem. Gości przybyło naprawdę sporo co mnie w jakiś sposób ucieszyło. Tak dużo osób lubiło Jacoba… Nawet moi rodzice się zjawili, choć nie odzywałam się do nich. Tak właściwie, nie odzywałam się do nikogo, jedynie do córki.
Tak jak myślałam, zaczęto opowiadać o Jacobie. Nawet niektóre historyjki z lat szkolnych. Słuchałam tego jednym uchem, a drugim wszystko wylatywało. Pogłaskałam Nessie po główce i pocałowałam ją w policzek.
- Cy tatuś nas widzi, mamo? - spytała szeptem.
- Oczywiście skarbie - odpowiedziałam - Tatuś obserwuje nas z góry i pilnuje abyśmy byli bezpieczne.
Kiwnęła główką i ponownie wtuliła się w moją szyję. Gdy chowano trumnę do grobu, miałam wrażenie, że jakaś cząstka mnie została zakopana wraz z trumną. Wtedy najbardziej zaczęłam płakać i krzyczeć. Emmett stał ciągle u mego boku i przytulał mnie oraz Renesmee, która nie mogła powstrzymać się od ciągłego płaczu.
Wprawdzie ma dopiero cztery latka, ale bardzo przeżyła śmierć Jacoba. W końcu była z nim bardzo związana i go kochała. Nic dziwnego, że tak cierpi… Najgorsze było przyjmowanie kondolencji. Ciągle słuchałam tego jakim wspaniałym człowiekiem był Jacob, żeby się trzymała i że bardzo mi współczują. Kiwałam tylko głową, odpowiadając tylko ciche „Dziękuję”.
Nie wytrzymałam  w końcu tych wszystkich anegdotek. Wstałam od stołu i odeszłam, wpierw podając córeczkę mojemu bratu. Usiadłam przed domem na schodkach i ukryłam twarz w dłoniach.
Moich uszu dobiegł odgłos hamowanego samochodu. Uniosłam głowę i zobaczyłam taksówkę, z której wysiadł… Edward. Był ubrany w czarny garnitur i czarną koszulę. Spojrzał na mnie z bólem, a ja niewiele myśląc, rzuciłam mu się na szyję, wybuchając głośnym i spazmatycznym płaczem.
Edward przycisnął mnie mocno do siebie i gładził po plecach, pozwalając, abym wypłakała mu się w ramię.
- Dowiedziałem się wczoraj - szepnął mi do ucha - Przyleciałem najszybciej jak się dało. Przyjmij moje kondolencje Bello.
- Ja… ja… - brałam głębokie wdechy - Ja to wszystko widziałam - wyznałam w końcu - Jak ten zbir wyciąga broń i naciska na spust. On umarł w moich ramionach!
- Wiem, że ci ciężko, kochanie - mruknął, a ja zbagatelizowałam to jak mnie nazwał - A jak się trzyma wasza córka?
Odsunęłam się odrobinę od niego, lecz nie przestałam się przytulać. Tak bardzo potrzebowałam teraz jego bliskości, że gdyby się odsunął, zabolałoby.
- Jest w kiepskim stanie - odpowiedziałam.
- Mogę jakoś pomóc? - zapytał.
Spojrzałam mu w oczy i przetarłam łzy.

- Po prostu bądź, Edwardzie - powiedziałam - Bądź i nie odchodź.
-----------------------------------------------------------------------
Kochani, dziś krótko. Niezwykle krótko. 
Zapraszam na bloga mojego Aniołka [klik]. Wprawdzie to nie jest tematyka zmierzchowa, ale na pewno nie pożałujecie. Właśnie Oliwii dedykuję tą notkę, chociaż może za specjalna to ona nie jest. 
No i ostatnia informacja dla moich czytelników. Po zakończeniu tego bloga, jak i NW, najprawdopodobniej odchodzę z blogosfery. Tej decyzji jeszcze ostatecznie nie podjęłam, ale ostatnio myślę o tym coraz częściej. Odeszłabym może już, ale nie zostawię blogów w stanie zawieszenia, prawda? Także... Mam już 16 rozdziałów do tego bloga, więc na moim pendrivie koniec się powolutku zbliża. Po tym blogu (jeżeli odejdę), będę tylko na NW, a potem nie będzie mnie już nigdzie. Jedyny ślad po mnie to komentarze pod waszymi rozdziałami.
I zdjęcie. Jake. W końcu nie ma go już w tym opowiadaniu. 


Kocham was <3
Pozdrawiam,
leżąc i rycząc,
nie mogąc się ogarnąć,
s.w.e.e.t.n.e.s.s
[s.a.d.y.s.t.k.a]