środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 7

Rozdział 7

Jak ja mogłam być taka głupia, przez tyle lat?! Zakochałam się w nim i nawet nie byłam tego świadoma! Sięgnęłam po telefon, ale zaraz go odłożyłam na miejsce. Po co mam do niego dzwonić? I co ja mu zresztą powiem? Hej, Edward. Uświadomiłam sobie właśnie, że jestem w tobie zakochana, a Renesmee jest twoją córką, a nie Jacoba. To byłby bezsens. Poza tym, takich spraw nie załatwia się telefonicznie. W końcu nie jesteśmy już dziećmi, prawda?
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Obmyłam szybko twarz, poprawiłam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Kiwnęłam głową do swojego odbicia i wybiegłam z domu. Skierowałam się w stronę parku. Miałam nadzieję - może i płonną - że właśnie tam, spotkam Edwarda. Czy dopisze mi to szczęście?
Zaczęłam się powoli bać, lecz śmiało kroczyłam do przodu. Co ja mu powiem jeśli się spotkamy? Czy będę na tyle odważna, aby wyznać mu całą prawdę? A jeśli mnie znienawidzi za to iż go okłamałam? Że odebrałam możliwość sprawdzenia się w roli ojca? Pokręciłam głową i usiadłam na ławce w samym sercu parku.
Przyglądałam się ludziom, przechadzającym się swobodnie po alejkach. Niektórzy chodzili sami, inni ze znajomymi, a inni ze swoją drugą połówką. Na placu zabaw, piszczały i śmiały się dzieci. Zerknęłam w tamtą stronę i się uśmiechnęłam.
Nagle zobaczyłam Edwarda. Moje serce na moment stanęło, aby potem zwariować, niczym ptak uwięziony w klatce. Zielonooki uśmiechał się, lecz w jego oczach widziałam smutek. Czemu? Przeze mnie? Już miałam wstać i do niego podejść, kiedy jakaś dziewczyna, o blond włosach do połowy pleców i niebieskich oczach, rzuciła mu się na szyję i wpiła w jego wargi.
Zabolało. Zabolało jak diabli. Miałam wrażenie, że ktoś wyrywa mi serce żywcem. Oczy się zaszkliły od napływających do nich łez, a oddech stawał się urywany. Zamrugałam wielokrotnie, aby się nie popłakać.
Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w stronę całującej się pary. Przypadkowo - naprawdę przypadkowo - potrąciłam ich ramieniem. Wydukałam ciche „Przepraszam” i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Usłyszałam jak Edward woła moje imię i słyszałam, że za mną rusza. Nie chciałam wyjść na tchórza, więc nie przyspieszyłam, choć miałam ogromną ochotę rzucić się do ucieczki i oddalić się od niego jak najdalej i jak najprędzej.
Poczułam na nadgarstku ciepłą i silną dłoń, która szarpnęła mną delikatnie. Zatrzymałam się, lecz nie odwróciłam. Zamknęłam powieki, a kilka łez, popłynęło po moich policzkach. Zagryzłam dolną wargę, starając się opanować swój oddech.
- Bells, wszystko w porządku? - spytał się, odwracając mnie w swoją stronę. Otworzyłam powoli oczy.
Nie, Edwardzie. Nie jest w porządku. Kocham cię i to jest moją zgubą - pomyślałam.
- Tak - wydukałam przez ściśnięte gardło.
- To czemu płaczesz? - uniósł brew do góry, widziałam  w jego oczach niepokój i zmartwienie.
- Coś mi wpadło do oka - mruknęłam pod nosem i wyrwałam nadgarstek z jego silnego uścisku.
- To stara wymówka, Bello - przeczesał dłonią swoje kasztanowe włosy - Mów, co ci jest?
- Nic - warknęłam - Muszę już iść. Idź do swojej dziewczyny.
Głupia! Kretynka! Idiotka! - beształam się w myślach. Musiałam to dodać?! Nie, no brawo! To zabrzmiało jak wyznanie zazdrosnej byłej!
- Ona nie jest moją dziewczyną - uśmiechnął się blado.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie ważne - odpowiedziałam - Żegnaj, Edwardzie.
Odwróciłam się na pięcie, lecz on zagrodził mi drogę. Złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do siebie, tak, że stykaliśmy się ciałami.
- Czy to jest pożegnanie, Bello? - spytał.
- Sądzę, że tak - powiedziałam, łamiącym się głosem - A teraz bądź tak miły i mnie puść, Edwardzie.
Puść mnie, bo zaraz się załamię, a nie chcę, abyś to widział - dodałam w myślach.
Spełnił moje życzenie, a ja odeszłam, powstrzymując się przed biegiem. Tak jak myślałam, zaczęłam płakać. Po co wracałeś do mojego życia, Cullen?! Wszystko się tylko komplikuje! Jestem załamana, bo cię kocham, a ty kochasz mnie, lecz ja mam rodzinę, której nie chcę stracić! Mimo iż Jacob, jest tylko moim przyjacielem, nie wyobrażam sobie, że nie mógłby być moim mężem. Przyzwyczaiłam się już do tej rutyny dnia, a ty swoim powrotem, wszystko pieprzysz.
Darłam się na siebie w myślach, że tak łatwo daje się wyprowadzić z równowagi. Przecież jestem prawniczką! Powinnam umieć ukrywać emocje, do cholery! W sądzie mi się to udaje! Wzięłam głęboki wdech i przetarłam mokre policzki. Muszę nad sobą panować. Muszę nad sobą panować… powtarzałam te słowa jak mantrę i odrobinę mi pomagały.
Wróciłam do domu, a Jake i Ness już byli. Na szczęście doszłam już do siebie w pełni i nie widać było po mnie, że płakałam. Uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam obok Jacoba, wtulając się w jego bok, a on mocno objął mnie ramieniem.
- Dobrze się bawiliście? - spytałam, patrząc na córeczkę z uśmiechem.
- Tak! - pisnęła i przeczesała paluszkami swoje kasztanowe loczki. Wdrapała mi się na kolana i zaczęła opowiadać - Najpierw posliśmy na lody, a potem tatuś kupił mi maskotkę z Carmanderem, bo go poplosiłam.
Uniosłam brew i spojrzałam na męża, a potem znów na córkę.
- Sądzę, że jedno „Tatusiu chcę maskotkę” wystarczyło - zauważyłam, na co Jacob szeroko się wyszczerzył.
Nie dałabym rady przetrwać tych pięć lat bez niego. On wyprowadził mnie na prostą, pomógł normalnie funkcjonować, a teraz droga przede mną ponownie wita mnie zakrętami i zagadkami losu. W pewnych miejscach są dziury. Mniejsze, czy większe, ale są…
- Nie mam serca jej odmówić! - zaśmiał się - Ty też byś nie miała, jakbyś widziała te jej słodkie oczka. Zupełnie jak twoje gdy czegoś chcesz.
Wypięłam mu język jak małolata.
- Czepiasz się - rzuciłam i spojrzałam na córeczkę - Działo się coś jeszcze?
Pokiwała główką.
- Spotkaliśmy tego pana, co mnie znalazł w parku - dorzuciła, a ja zesztywniałam - Ale polozmawiał chwilę z tatusiem i posedł, mówiąc, ze ma wazne spotkanie.
Spojrzałam wymownie na Jacoba, a ten uniósł ręce w obronnym geście.
- Nie ominie cię rozmowa - syknęłam do niego i przytuliłam córkę.
- Oj, Bells! - jęknął z uśmiechem - Spotkaliśmy go, trochę pogadaliśmy jak dwa kumple i odszedł na te spotkanie, ale to mówiła Ness.
Na spotkanie z blondyną, pomyślałam i zagryzłam wargi. Skoro mnie kocha, to czemu tak szybko znalazł sobie pocieszenie? Zadałam sobie to pytanie, ale zaraz poznałam odpowiedź. Przecież nie będzie na mnie czekał w nieskończoność. Powiedziałam mu, że nie możemy się już przyjaźnić, więc znalazł sobie panienkę. Ja jestem zamężna i mam dziecko, więc nawet jeśli coś do niego kiedyś poczuję, to i tak nic to nie zmieni… Zapewne to były myśli mojego dawnego przyjaciela, w którym się zakochałam.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na męża.
- Spodziewasz się kogoś? - spytałam, na co on pokręcił przecząco głową.
Podałam mu córeczkę i poszłam otworzyć. Nacisnęłam na klamkę i pociągnęłam drzwi w swoją stronę. Na schodach ujrzałam… Edwarda. Wstrzymałam na chwilę oddech, a potem wypuściłam powietrze z głośnym świstem.
- Możemy się przejść? - zapytał z nadzieją.
Zagryzłam dolną wargę, rozważając dwie oczywiste możliwości. Iść z nim lub jakoś się wymigać… Ale co jeśli ma mi coś do powiedzenia? Coś ważnego? Nie mogę przegapić takiej okazji. Może to coś zmieni w moim życiu, zacznie się ono na nowo układać…
Edward kiwnął głową ze smutkiem i odszedł.
- Poczekaj! - krzyknęłam za nim - Pójdę z tobą, tylko daj mi minutę.
Zielonooki uśmiechnął się promiennie, z wdzięcznością i czymś jeszcze, co starał się ukryć. Wycofałam się i założyłam szpilki. Powiedziałam jeszcze Jacobowi co i jak, a on skinął głową i życzył mi powodzenia. Ucałowałam córeczkę w policzek i wyszłam do przedpokoju. Edward stał oparty niedbale o framugę otwartych drzwi, odwrócony do mnie tyłem.
- Możemy iść - mruknęłam i przeszłam obok niego - Mam jedynie nadzieję, że ta sprawa jest warta mojego cennego czasu.
Czułam się podle, zachowując się w takim stosunku do Edwarda, ale nie mogę pozwolić, aby dowiedział się o moich uczuciach do niego. Nie teraz, kiedy on ma dziewczynę, choć sądzę, że ona jest tylko jednorazową zabawką, tak jak inne dziewczyny starego Edwarda.
Ruszyliśmy wolnym krokiem w nieznanym nam celu. Ja szłam jakiś metr przed Cullenem, ale po kilku minutach mnie dogonił i zmusił do zatrzymania się. Chwycił moje nadgarstki na tyle lekko, aby mnie nie zabolało, a na tyle mocno, abym mu się nie wyrwała. Zajrzał mi głęboko w oczy, a ja miałam wrażenie, że zagląda w głąb mojej duszy. Poznaje moje wszystkie sekrety…
- Czemu płakałaś w parku, Bello? - spytał, próbując wypatrzeć moją najdrobniejszą reakcję.
Z miłości do ciebie, Edwardzie! - krzyknęłam w myślach.
- To nieistotne - burknęłam.
Szarpnął mnie delikatnie za nadgarstki przez co odrobinę straciłam równowagę, ale po chwili udało mi się utrzymać w pionie.
- Widziałem cię w parku, zanim ty zobaczyłaś mnie - uśmiechnął się i zmniejszył dzielącą nas odległość, a moje serce oszalało w piersi - Czekałaś na kogoś i widziałem niezdecydowanie na twojej twarzy, a potem jakiś błysk radości, kiedy zobaczyłaś mnie - przerwał, a jego uśmiech się powiększył - Zawahałaś się na moment, a potem raptem posmutniałaś, kiedy Katie się na mnie rzuciła. Możesz to wytłumaczyć?
Wzięłam głęboki wdech przez zęby i spojrzałam na niego z niezwykłą pewnością siebie, co zbiło go odrobinę z pantałyku.
- Tak, masz rację - zgodziłam się - Czekałam na ciebie. Miałam ci coś do powiedzenia, ale ty miałeś inne plany i zapewne nie miałeś czasu, aby ze mną porozmawiać. Więc sobie poszłam.
Kiwnął głową, a uśmiech nie schodził z jego ust, przez które nie mogłam się zbytnio skupić.
- Co miałaś mi do przekazania? - przysunął się jeszcze bliżej, tak, że stykaliśmy się czołami. Czułam jego zapach, ciepło bijące od jego ciała…
- To nieistotne - wychrypiałam - Było minęło. Czas przeszły.
Nieoczekiwanie wpił mi się w usta. Walczyłam sama ze sobą, aby nie zarzucić mu rąk na szyję i nie oddać pocałunku, lecz wtedy okazałabym swoją słabość. Jednak tak dobrze było ponownie czuć jego usta na swoich!
Przekręciłam głowę na bok i zamknęłam oczy.
- Dlaczego to zrobiłeś? - szepnęłam.
- Bo cię kocham, Bello i nigdy o tobie nie zapomniałem - kolejnym szarpnięciem, zmusił mnie do tego, abym na niego spojrzała - Czy przekreśliłaś już naszą przyjaźń? Zapomniałaś już o tym co nas łączyło? A może nadal mnie kochasz, być może bardziej niż te pięć lat temu?
Wiedziałam, że zranię go swoimi słowami, ale musiałam to powiedzieć…
- Nie, nie zapomniałam o tobie, lecz pogodziłam się z twoim odejściem - skłamałam. Tak naprawdę, nigdy się z tym nie potrafiłam pogodzić, bo to było zbyt ciężkie - Kochałam cię, owszem, może nawet byłam  w tobie zakochana, ale pokochałam Jacoba. Ty odszedłeś, ale on pozostał, Edwardzie. Nie ma już tej smarkatej Belli, która wskoczyła swojemu najlepszemu przyjacielowi do łóżka. Jestem już poważną prawniczką z kochającym mężem i córką. Jesteśmy szczęśliwi.
Widziałam ból w jego oczach i czułam się okropnie. Edward odsunął się ode mnie i pokiwał głową.
- Rozumiem - mówił jakby do siebie - Zmąciłem tylko twój spokój. Przepraszam - zacisnęłam zęby, aby nie zacząć krzyczeć, żeby mnie przytulił i jeszcze raz pocałował - To jest ostatni raz, kiedy się widzimy. Jeszcze dziś wyjadę z tego miasta. Żegnaj, Bello.

I odszedł. Pozostawił mnie samą na ulicy. Zagubioną i skołowaną. W mojej głowie powstał kompletny chaos. Dążyłam za nim wzrokiem, dopóki taksówka do której wsiadł, nie zniknęła mi w rzędzie innych aut.
--------------------------------------------------------------------------------
Witam kochani po długiej nieobecności :)
Przepraszam, ale... miałam do poprawienie oceny na semestr -.- Masakra. Nigdy więcej. Chyba muszę zacząć się uczyć. Dziś poprawiłam biologię. Uff! Spałam tylko 4 godziny, aby to zakuć. Na szczęście się udało. Wczoraj nawet laptopa nie dotknęłam O.o Ale i tak byłam na gadu XD Uwielbiam neta w telefonie.
Dobra kociaki :* Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał - ja tego nie skomentuję. Kocham was wszystkich i chciałam podziękować wam za nominację, ale ja się już w to nie bawię :)
Dziękuję Wampirkowi. Za to, że byłaś ze mną w tych gorszych chwilach. Ty już wiesz o co mi chodzi. I mam nadzieję, że kiedyś mi naprawdę przypierdolisz, a potem przytulisz. Liczę na ciebie. <3


Kocham was ^^
s.w.e.e.t.n.e.s.s