Rozdział 2
Edward
porwał mnie w swoje ramiona, ale ja się od niego odsunęłam. Byliśmy
przyjaciółmi, ale teraz nic nas nie łączy. Nic oprócz… Renesmee. Spojrzałam w
dół na córkę, tulącą się do mojej nogi. Nagle się oderwała i pobiegła gdzieś w
dal. Już miałam ruszyć za nią, kiedy zobaczyłam Jacoba. Mała wskoczyła w jego
ramiona i uwiesiła mu się na szyi z głośnym „Tatuś!”. Dla niej on zawsze
będzie „tatą”.
Jake
podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, całując w czoło. Dopiero po chwili
zorientował się, kto stoi przede mną. Na moment zesztywniał, ale szybko się
zreflektował i wyciągnął ku Edwardowi dłoń. Ten ją uścisnął z uśmiechem, który
wydał mi się sztuczny.
- Cześć,
Jacob - powiedział.
- Siema.
Długo się nie widzieliśmy.
Mój dawny
przyjaciel kiwnął głową, a w jego oczach zobaczyłam smutek.
- Trochę
czasu już minęło - wyznał.
- Pięć lat -
uściśliłam z wrogością w głosie, która zdziwiła wszystkich, w tym mnie
włącznie.
Chwyciłam
Jacoba za dłoń i splotłam palce z jego. Renesmee położyła główkę na ramieniu
chłopaka i się do mnie uśmiechnęła. Mimowolnie odwzajemniłam ten gest.
- Musimy iść
do domu - mruknęłam i pociągnęłam Jacoba delikatnie.
Ten zwrócił
się do Edwarda.
- Może
pójdziesz z nami? W końcu długo się nie widzieliśmy. Trzeba obgadać stare czasy
- myślałam, że go uduszę na miejscu.
Na szczęście
w swojej karierze nauczyłam się zachowywać pokerową twarz, bez względu na
sytuację. Edward pokiwał głową i się uśmiechnął, tak dobrze znanym mi
uśmiechem. Przełknęłam z trudem ślinę. W czwórkę poszliśmy do nas do domu, z
racji, że od parku mamy zaledwie trzysta metrów.
Nikt przez
całą drogę się nie odezwał ani słowem. Jake co jakiś czas ścisnął mi dłoń, w
geście pocieszenia. W końcu dotarliśmy do naszego domu. Otworzyłam dom i
weszliśmy do środka. Zdjęłam buty, a później pomogłam córeczce. Edward wraz z
moim mężem poszli do salonu, a ten drugi wziął jeszcze Ness.
Ja natomiast
poszłam do kuchni, żeby ochłonąć. Zrobiłam sobie mocną kawę i usiadłam przy
wysepce. Ukryłam twarz w dłoniach, biorąc kilka głębokich wdechów. Nie
wiedziałam co się ze mną dzieje… Czy to obecność mojego byłego kochanka tak na
mnie działa?
Wspomnienia
powróciły do mnie niczym bumerang. Nasze wspólne rozmowy. Wspólne wygłupy.
Pocałunki. Wspólne noce. Wspólne imprezowanie. Wspólnie picie i palenie… To
wszystko minęło. Ja stałam się statystyczną matką i żoną. On odszedł, nigdy się
do mnie nie odzywając. Nie wie, że mamy wspólną córkę i mam nadzieję, że nigdy
się nie dowie.
Wypiłam kawę
duszkiem, ale nic to nie pomogło. Wyjęłam z lodówki dwa piwa i poszłam do
salonu. Wręczyłam chłopakom po jednym i usiadłam obok męża, opierając się o
jego ramię. Ness wdrapała się między nas z łobuzerskim uśmiechem, tak podobnym
do uśmiechu ojca.
- Co się u
ciebie działo przez te lata? - spytałam niby od niechcenia, głaszcząc Renesmee
po policzku.
- Nie za
wiele. Poszedłem na studia architektoniczne i zdobyłem dyplom. Teraz pracuję
jako architekt. Wczoraj przeprowadziłem się do Nowego Yorku z zamiarem
zamieszkania tu na stałe - zamarłam i wstrzymałam oddech. Jacob ścisnął
pocieszająco moje ramię - A u was co słychać?
- Jakiś czas
po tym jak odszedłeś, wyszłam za Jacoba - wyjaśniłam, a w oczach Edwarda
zobaczyłam smutek - A później urodziłam Renesmee.
Przy
ostatnim zdaniu głos mi zadrżał. Pocałowałam Ness w policzek i wyszłam do kuchni.
Oparłam ręce o blat stołu. Po jakimś czasie usłyszałam kroki. Obróciłam się na
pięcie i ujrzałam Jacoba z telefonem w dłoni. Zrozumiałam od razu. Pokiwałam
głową i pocałowałam go w policzek. Posłał mi jeszcze smutne spojrzenie i
wyszedł na komisariat.
Jacob jest
policjantem od jakiś dwóch lat. Strasznie się o niego boję, kiedy ma takie
telefony. Boję się, że może mu się coś stać i nie zasypiam, dopóki on nie wróci
cały i zdrowy. Wróciłam do salonu i nie zastałam tam Ness.
- Poszła na
górę - wyjaśnił Edward.
Ruszyłam w
stronę schodów, kiedy poczułam na nadgarstku uścisk jego dłoni. Przymknęłam
powieki, ale się nie odwróciłam.
- Bello -
powiedział mój dawny przyjaciel ze smutkiem - Spójrz na mnie. Proszę.
Spełniłam
jego prośbę. Odwróciłam się i dopiero wtedy otworzyłam oczy. Okazało się, że
twarz Edwarda znajduje się bliżej niż myślałam. Mój oddech przyspieszył, a
serce zwiększyło swe obroty.
- Nie
odzywałeś się - wydukałam w końcu i zrobiłam krok w tył - Przez pięć lat nie
dałeś znaku życia! Obiecałeś, że odezwiesz się jak tylko dolecisz na miejsce!
Czekałam na głupi telefon wiele godzin! - łzy poleciały po moich policzkach,
niczym dwa strumienie - A teraz wracasz jak gdyby nigdy nic i myślisz, że rzucę
ci się w ramiona?!
Edward
złapał mnie za nadgarstki, tak jak robił, kiedy się przyjaźniliśmy i przycisnął
mnie do siebie. Spróbowałam posłać mu wrogie spojrzenie, ale czułam, że mi to
nie wyszło.
- Myślisz,
że te pięć lat było dla mnie łatwe? - spytał retorycznie - Myślałem, że
wyprowadzamy się do Nowego Yorku, kiedy na lotnisku powiedzieli, że do Las
Vegas. Wysyłałem do ciebie listy, ale nigdy nie odpisałaś. Myślałem, że nie
chcesz mnie już znać, więc w końcu przestałem. Lecz co roku dzwoniłem do
twojego domu w twoje urodziny. Odbierała twoja matka i mówiła, że cię nie ma.
Sparaliżowało
mnie od czubka głowy, aż po koniuszki palców u stóp. Przypomniały mi się te
tajemnicze telefony, po których mama odchodziła zdenerwowana. Ona mnie
okłamywała! Przez tyle lat mnie oszukiwała! Widziała jak cierpię, ale nic sobie
z tego nie robiła! Dopadłam telefonu i wystukałam numer męża. Kiedy nie
odebrał, nagrałam mu się na sekretarkę, że dziś nie zastanie mnie w domu,
poczym wybrałam numer do swojej bratowej.
- Halo? - po
drugiej stronie odezwał się głos Rosalie.
- Mogłabyś
tu przyjechać jak najszybciej? - spytałam - Nie mam z kim zostawić Renesmee.
- Daj mi
piętnaście minut - rzuciła i się rozłączyła.
Pobiegłam na
górę do swojej sypialni, wpierw zaglądając do pokoju Ness. Siedziała na środku
łóżka, wlepiając swoje oczka w duży, plazmowy telewizor naścienny. Zerknęłam ku
niemu i nie zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam nowe odcinki „Pokemonów”. Jacob specjalnie dla niej, zamówił program z tą bajką.
W sumie płacimy za to trzy razy więcej niż za normalną kablówkę, ale ważne,
żeby Ness, była szczęśliwa. Wycofałam się, aby nie wyrwać jej z transu i
podążyłam do drzwi stojących obok.
Od razu
weszłam do przestronnej garderoby, wzięłam największą walizkę i spakowałam do
niej najpotrzebniejsze rzeczy. W między czasie zamówiłam dwa bilety do Seattle
dla siebie i Edwarda. Podczas pakowania, spytałam się go o to czy poleci ze mną, a on zgodził
się, nie wiedząc nic o moim planie.
Uznałam, że
słuszniej będzie wziąć go ze sobą. Potrzebny mi jakiś świadek - i szczerze powiedziawszy - ktoś, kto w razie
konieczności wyniesie mnie na zewnątrz, abym nie zrobiła czegoś, czego być może
będę później żałowała.
Kiedy
schodziłam po schodach na dół, usłyszałam dzwonek do drzwi. Edward widząc, że
jestem ciągle wściekła jak diabli, poszedł otworzyć. Widziałam zszokowaną minę
blond piękności o niebieskich oczach i figurze modelki, kiedy mój były
przyjaciel otworzył drzwi. Jednak Rose nie odezwała się ani słowem.
Uniosła brew
widząc moją walizkę.
- Nie mam
czasu na wyjaśnienia. Za piętnaście minut mam samolot - pobiegłam do Ness i
cmoknęłam ją w policzek i powiedziałam, że nie będzie mnie tylko kilka dni. Ona
natomiast rzuciła mi się na szyję, ściskała przez dwie minuty i zajęła się
oglądaniem bajki.
Zbiegłam po
schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz, przez co prawie się przewróciłam.
Ucałowałam bratową w policzek, podziękowałam i wybiegłam z domu. Trafiłam do
garażu i wsiadłam do swojego samochodu. Podziękowałam sobie w myślach, że
przełamałam się i kupiłam takie sportowe auto.
Wyjechałam z
piskiem opon i docisnęłam gazu do samego końca. Pędząc ulicami Nowego Yorku,
nie zważałam na czerwone światła czy skrzyżowana. Podczas podróży na lotnisko,
nie wiedziałam co to takiego „Hamulec”. W tej chwili ten pedał nie istniał.
Po jakimś
czasie - krótkim - dotarłam na największe lotnisko. Zaparkowałam samochód i
niczym błyskawica wybiegłam z samochodu. Gdy Edward uczynił to samo, wcisnęłam
guzik w pilocie i pobiegłam do kasy, odebrać bilet.
Stałam przed
jakąś tlenioną blondynką, wyglądającą niczym lalka barbie… Stukała w te
klawisze leniwie, żując gumę. W końcu nie wytrzymałam i walnęłam dłonią o
kontuar.
- Posłuchaj
mnie laluniu - warknęłam - Jeśli zaraz nie dostanę tych biletów, to wyrwę ci te
blond kudły z głowy i doprowadzę do twojego natychmiastowego zwolnienia. Jako
prawniczka, mam wiele znajomości i znajdę coś na ciebie! A jeśli nie, to już ja
się postaram, żebyś trafiła za kratki. Nawet jeśli nic nie zrobisz, ja mogę cię
wrobić!
Dziewczyna
wytrzeszczyła oczy z przerażenia i dała mi bilety już po dwóch minutach…
Posłałam jej jeszcze mrożące krew w żyłach spojrzenie i odeszłam…
Po jakimś
czasie, siedziałam już w samolocie, w wygodnych fotelach, obok Edwarda. Złość
mi nie przeszła. Wręcz przeciwnie. Nasilała się ona z sekundy na sekundę.
Próbowałam zasnąć, ale nic mi z tego nie wychodziło.
- Bello… -
zaczął Edward - Mogę wiedzieć dokąd lecimy?
Spojrzałam
na niego i poczułam ogromną ochotę uderzyć go w twarz, przez te pięć lat
rozłąki, ale kiedy o tym pomyślałam, zdenerwowałam się bardziej na Renee. Jak
ona do cholery mogła mi to zrobić?!
- Do Seattle
-powiedziałam, siląc się na łagodny ton - Stamtąd pojedziemy do Forks.
Wytrzeszczył
na mnie oczy.
- Po co? -
zdziwił się.
Wzięłam
głęboki wdech i upiłam sporego łyka Whiskey, którą przyniosła mi Stewardessa. Odstawiłam
szklaneczkę powoli i spojrzałam na przyjaciela.
- Pora uporządkować
stare sprawy. Jedziemy do moich rodziców. A tam rozpętam piekło.
--------------------------------------------------------------------------
Witam, witam <3
Jak podobał się rozdział? Mam nadzieję, że dobrze się wam go czytało <3 No i patrzcie! Edzio jednak nie zapomniał o Belli! To wszystko przez jej matkę ; D Coś czuję, że będzie gorąco... Ale nic nie mówię! <3
Mam tu coś dla Wampirka <3 Ten rozdział oczywiście ponownie dedykuję tobie <3 Kochana teraz ty wstawiasz nn! :*
Do Napisania,
Wasza Natalia <3