Rozdział 14
Miałam wrażenie, że nogi mam z waty. Zrobiło mi się słabo. Oparłam się
o balustradę, łapiąc gwałtownie powietrza, kiedy usłyszałam, że pod dom
zajeżdża samochód. Powoli odkręciłam głowę. Czarny, sportowy samochód z
przyciemnianymi szybami. Nie widziałam kierowcy. Dopóki nie wysiadł. Edward!
Nie wiedziałam co mną kieruje. Nogi same mnie niosły. Podbiegłam do
niego i rzuciłam mu się na szyję z płaczem. On zaskoczony złapał mnie w pasie i
aby się nie przewrócić, oparł się o samochód. Szlochałam mu w koszulę. Czemu?
Dlatego, że za nim tęskniłam? Dlatego, że przez chwilę myślałam, że coś mu się
stało? A może i to i to?
W końcu się od niego odsunęłam i przetarłam policzki. Edward unikał
mojego wzroku. I znów ten skurcz w żołądku. Spuściłam głowę. Zaczęłam żałować,
że tu przyjechałam. Jestem niechciana. Więc po co to?
Esme zabrała Renesmee do środka, a ja poszłam z mężczyzną mojego życia
do ogrodu. Usiadłam na dwuosobowej huśtawce i wpatrywałam się w czubki swoich
adidasów. Edward stanął do mnie bokiem i patrzył się przed siebie.
- Jak mnie znalazłaś? - uniosłam głowę. Widziałam dokładnie jego lewy
profil. Był cholernie przystojny. W czasach, gdy się przyjaźniliśmy każda
dziewczyna ze szkoły na niego leciała. W sumie… pewnie teraz każda laska na
niego leci. Tylko głupiej by się nie spodobał.
- Pomogła mi moja sekretarka - wyjaśniłam - Sprawdzając ciebie, nic nie
znalazła i wpadła na pomysł, żeby sprawdzić twoich znajomych. Alice Brandon,
kupiła bilet, ale w tamtym czasie była w domu. Dodała dwa do dwóch.
Kiwnął tylko głową i znów zapadła między nami cisza. Zerknęłam na dom.
Drzwi do ogrodu były rozsunięte i z wnętrza słyszałam głos swojej córeczki jak
i Esme. W pewnym momencie zobaczyłam biegnącą Renesmee, a za nią mamę
mężczyzny, którego kocham całym sercem.
- Edward… - zaczęłam po kilku minutach, przerywając tę krępującą
ciszę, jednak wtedy na mnie spojrzał. Miałam wrażenie, że ktoś wylał na mnie
kubeł lodowatej wody. Jego wzrok był przepełniony bólem.
- Po co tu przyjechałaś? Żeby dalej sprawiać mi ból? Bello już
wystarczająco się nacierpiałem, nie sądzisz? - wyrzucił to z siebie.
- To nie tak! - obruszyłam się
i wstałam - Przyjechałam ci coś powiedzieć!
- Wiesz… chyba nie chcę tego słuchać - zabolało, ale zasłużyłam. Nic
dziwnego, że ma o mnie jak najgorsze zdanie. Podeszłam do niego bliżej.
- Rozumiem - kiwnęłam głową - Możesz mnie zwyzywać, znienawidzić czy co
tam jeszcze chcesz. Jasne. Ja sobie dam radę, ale tam - wskazałam palcem na dom
- Jest twoja córka. Obwiniasz mnie, że ci nie powiedziałam o ciąży. Okey,
zrobiłam głupio. Powinnam była ci powiedzieć. Nie ma dla mnie żadnego
usprawiedliwienia, nawet tego, że nie wiedziałam jak się z tobą skontaktować,
bo przecież mogłam ci powiedzieć, gdy wróciłeś - ciągle patrzyłam mu w oczy. W
moich zebrały się znów łzy - Ale jak się zachowujesz? Dowiedziałeś się, że
zostałeś ojcem i co?! Zabrałeś swoje rzeczy i wyjechałeś! Przez sześć
tygodni nawet raz nie zadzwoniłeś, nie
napisałeś! Przecież to twoje dziecko!
Mogłeś chociaż RAZ zadzwonić i powiedzieć jej głupie „cześć”! Nie przyjechałam
cię prosić o wybaczenie. Nie potrzebuję łaski - zaczynałam się coraz bardziej
wkurzać. Wiedziałam, że to nie jest dobre dla dziecka, które noszę w sobie -
Nigdy nie potrzebowałam! Mogłam w ogóle tu nie przyjeżdżać! Chciałam ci jedynie
powiedzieć, że cię kocham - zobaczyłam w jego oczach jakieś nowe uczucie, ale
zbyt szybko znikło, abym mogła ocenić co to było. Teraz ani jego twarz, ani
jego oczy nie wyrażały nic. Zwykłą obojętność. Zwalczyłam ucisk w klatce
piersiowej i wzięłam głęboki wdech - Nie chodzi mi tu o miłość braterską.
Zakochałam się w tobie, choć wiem, że to nic nie zmieni. Zapewne teraz myślisz,
że kłamię - teraz zaczęłam płakać. Nienawidzę swoich szybkich zmian nastrojów!
Renesmee nagle znalazła się przy moich nogach.
- Mamusiu nie płac! - kucnęłam i mocno ją przytuliłam.
- Przepraszam skarbie, już nie będę - pocałowałam ją w policzek. Jej
obecność znów pomogła mi się uspokoić.
- Ciocia Rołzie powiedziała, ze musis o was dbać, zeby znów nie trafić
do spitala - uśmiechnęłam się.
- Wiem Nessie. Pamiętam co mówiła ciocia - przetarłam łzy - Już nie
będę płakać. Wracaj do Esme, dobrze? - pokiwała główką i odbiegła.
Odprowadziłam ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła we wnętrzu domu. Podniosłam się
i zdziwiłam się, że Edward stoi tak blisko mnie. Teraz patrzył na mnie z
troską. Uniósł dłoń, ale zaraz ją cofnął.
- Co miała na myśli mówiąc, że musisz o was dbać, aby znów nie trafić
do szpitala? - słyszałam, że się martwił.
- Kilka dni temu wyszłam ze szpitala - wyjaśniłam - A zanim tam
trafiłam, źle się czułam i kilkakrotnie zemdlałam - przygryzłam dolną wargę -
Nie przyjechałam tu tylko po to, aby ochrzanić cię za to, że nie odzywasz się
do Renesmee i żeby wyznać ci miłość. Tym razem nie chcę popełnić tego samego
błędu co przed laty - spojrzałam mu w oczy - Jestem w ciąży, Edwardzie. I to
jest twoje dziecko.
Mężczyzna patrzył się na mnie, z lekko otwartą buzią. Widziałam, że
kilka razy próbował coś powiedzieć, ale chyba nie wiedział co.
- Spokojnie… - uśmiechnęłam się blado, choć miałam ochotę krzyczeć,
żeby mnie przytulił, pocałował, lub chociażby dotknął - Nie zamierzam łapać cię
na dziecko. Miałeś pretensje, że nie powiedziałam ci o Renesmee. Skoro historia
się powtórzyła, postanowiłam ją trochę zmienić, a nie wypadało ci mówić o tym
przez telefon, czyż nie? - schowałam dłonie do tylnych kieszeni dżinsów - Nie
chcę żadnej litości od ciebie. Wiem też, że to nie spowoduje tego iż mi
wybaczysz. Jadę teraz z Renesmee do hotelu - podałam mu nazwę - Jutro rano
wylatujemy z powrotem do Nowego Yorku. Jeśli będziesz chciał porozmawiać ze mną
lub chociażby z Renesmee, przyjedź. Nie zabronię ci kontaktu z żadnym z dzieci
- moje ciało, jak i umysł ogarnął dziwny spokój. Poszłam po Renesmee, a Edward
został w ogrodzie, nawet nie ruszając się o milimetr.
Wsadziłam córkę do auta i coś mi się przypomniało. Wyjęłam z walizki
rysunek, który narysowała Nessie i podałam go Esme, która mnie uściskała.
- Wpadnijcie jeszcze kiedyś.
- Na pewno - uśmiechnęłam się i odwzajemniłam uścisk.
Pojechałyśmy do hotelu, w którym ówcześnie zameldowała nas Amanda.
Naprawdę muszę dać jej podwyżkę. Dzięki niej zaoszczędziłam sobie sporo
pracy. Okazało się, że zamówiła
dwuosobowy pokój i to całkiem ekskluzywny. Dobrze wiedziała, że mogę sobie
pozwolić na to. Obsługa hotelowa pomogła mi z walizką, choć uznałam, że to
zbędne. Dałam bojowi hotelowemu napiwek i postawiłam walizkę przy swoim łóżku.
Tak, w tym pokoju były dwa łóżka. Pomogłam córce zdjąć kurteczkę oraz buty, a
potem zamówiłam jedzenie do pokoju. Ja osobiście nie byłam głodna, a Renesmee
zachciało się frytek. Uh! Jacob ją do tego przyzwyczaił.
Wyjęłam laptopa i zadzwoniłam do obsługi, aby podali mi hasło do wifi,
a potem włączyłam córce jej ulubioną bajkę. Położyłam się obok niej i
wpatrzyłam się w ekran laptopa i skaczące na nim pokemony, które przyprawiły
mnie o senność. Nie mogłam przecież zostawić córki bez opieki. Zaczekałam, aż
ona zaśnie, odłożyłam komputer i poszłam jej śladem.
Zna ktoś tę ulgę kiedy coś potwornego okazuje się jedynie koszmarem?
Tak, ja też. Obudziłam się ciężko dysząc. Śnił mi się Edward. Śmiał mi się
prosto w twarz. Powiedział, że mnie nienawidzi.
Zadzwoniłam do recepcji, z pytaniem czy nikt do mnie nie przyszedł lub
nie dzwonił. Odpowiedź była przecząca. Co za dupek! Zaczęłam go wyzywać w
myślach. Mógł chociaż zrobić to dla Renesmee! Tak właściwie, to nie liczyłam
nawet, że przyjedzie lub zadzwoni do mnie, tylko właśnie dla naszej córki.
Powstrzymałam się, żeby nie pojechać tam i nie nakopać mu za to do dupy.
Poszłam do łazienki i obmyłam twarz zimną wodą, aby trochę ochłonąć. W
końcu zrzuciłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Rozluźniły mi się
wszystkie mięśnie, dając mi tym samym ukojeniem. Przebrałam się w czyste ciuchy
i zaczęłam rozmyślać o Edwardzie. Co robi? Czy przyjedzie lub zadzwoni? Czy mi
kiedyś wybaczy? Czy znienawidzi do końca swoich dni?
Usiadłam w fotelu i wpatrzyłam się w swoją córkę. Była taka mała.
Jeśli Edward się nie odezwie w ciągu miesiąca… wrócę tu i mu wygarnę wszystko
co mi ślina na język przyniesie. Trudno. Muszę zacząć wszystko od nowa.
Sięgnęłam po laptopa i zaczęłam szukać dużego domu w Nowym Yorku. Znalazłam kilka,
które mnie zainteresowały i na kartce zapisałam sobie numery telefonów.
Podzwoniłam i poumawiałam się na obejrzenie domu.
Renesmee zaczęła się budzić o szóstej nad ranem. Przetarła zaspane
oczka i ziewnęła. Jej rude włosy były roztrzepane i tworzyły szopę na jej głowie, co dodało jej
uroku. Uśmiechnęłam się do niej i schowałam laptopa.
- Jak ci się spało, kochanie? - spytałam, siadając obok niej.
- Dobze - znów ziewnęła - Ten pan psysedł? Albo zadzwonił?
- Niestety nie kochanie - mruknęłam smutno i pogłaskałam ją po
policzku - Ale jeszcze się odezwie, zobaczysz. W końcu jesteś jego córeczką -
musnęłam palcem jej nosek, a ona się zaśmiała - Sądzę kochanie, że powinnaś
przestać mówić na niego „pan” , wiesz? On jest twoim tatusiem. Byłoby mu miło,
gdybyś się do niego tak zwracała. Mogłabyś to dla mnie zrobić?
- Yhym - kiwnęła główką - A co jeśli się nie odezwie?
- Wtedy za miesiąc ja tu przyjadę i z nim ponownie porozmawiam - albo
raczej się będę na niego wydzierała, dodałam w myślach - Będzie dobrze, nie martw
się. Mamy siebie.
- Kocham cię mamusiu - powiedziała i mocno się do mnie przytuliła.
- Też cię kocham skarbie.
Dwie godziny później wymeldowałam nas z hotelu i oddałam wypożyczony
samochód. Lewą ręką prowadziłam walizkę, a drugą trzymałam Renesmee za rączkę.
Spojrzałam w dół z uśmiechem. Maleńka kroczyła za mną, tuląc do siebie maskotkę
z Pikachu. Miała na sobie czapkę z daszkiem (tak, tę co Ash) i żółtą bluzę z
imitacją jej maskotki. Ludzie patrzyli się na nią z szerokimi uśmiechami.
Odebrałam nasze bilety powrotne, które tym razem zarezerwowałam ja, bo
Amanda nie wiedziała, na kiedy i usiadłam z córką w hali odlotów. Edward nadal
się nie odezwał. Z nadzieją wypatrywałam go jeszcze wśród tłumów, ale nic z
tego. Nie było go.
Renesmee podbiegła do okna i wpatrywała się w obraz za szybą. Nie
wiedziałam, co ją w tym interesuje, ale w końcu dziecko to dziecko. W końcu
nadszedł nasz lot. Zawołałam córeczkę i poszliśmy do bramek wykrywających
metal. Po dwudziestu minutach wchodziłyśmy na pokład samolotu.
Obejrzałam się za siebie po raz ostatni i westchnęłam. Renesmee
widząc, że posmutniałam, ścisnęła moją rękę mocniej. Posłałam jej blady
uśmiech.
- Moze nie mógł - spróbowała go usprawiedliwić. Wiedziałam, że sama
też bardzo by chciała, aby on się odezwał.
Cóż, tym razem wie o ciąży. Ja nie będę miała wyrzutów sumienia, że
urwał się między nami kontakt, a on nic nie wie. Tym razem to nie mnie będzie
można obwinić, tylko jego. Nie będę mu się narzucała. Nie chce mnie. To nie
ważne. Ale mógł chociaż odezwać się ze względu na Nessie. Jednak dam sobie
radę. Jestem silną kobietą. Zacznę wszystko od nowa.
--------------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich po raz... któryś z rzędu.
Wiem, wiem. Rozdział miał się pojawić między 8, a 20 czerwca, ale... Natalia która nie lubi przebywać wśród wielu ludzi, bo czuje się wtedy obco, zrezygnowała. Są też inne powody, ale o nich mówiła nie będę. No i mam dziś dobry humor.
Zasmuca mnie jeden fakt. Komentarzy jest od was coraz mniej i sama już nie wiem czy po prostu czytacie a nie komentujecie, czy nie komentujecie i nawet już nie czytacie.. Wiem że zawaliłam tego bloga. Jestem tego całkowicie świadoma..
Ale kolejny blog będzie lepszy, mam bynajmniej taką cichą nadzieję. Możecie go znaleźć jeśli wejdziecie na mój profil, no, ale nie ważne.
Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s