Rozdział 9
Karetka
włożyła ciało Jacoba do czarnego worka na zwłoki. Gdy zasuwano zamek
błyskawiczny, ja zaczęłam krzyczeć, płakać i szarpać się. To było dla mnie nie
do pomyślenia, że Jake, mój Jake, odszedł z tego świata raz na zawsze.
Pragnęłam z
całych sił, aby to był tylko zły sen, lub też raczej koszmar. Chcę się
wybudzić! Błagam, zakończcie to już! Wyrwijcie mnie z tego snu! Lekarz
wstrzyknął mi coś na uspokojenie, więc siedziałam oniemiała w ramionach
Jaspera, który nie opuszczał mnie na krok.
- Chodź,
Bells - szepnął - Odprowadzę cię.
Pokręciłam
głową.
- Chcę
jechać z Jacobem - odpowiedziałam, wypranym z wszelkich emocji głosem - Wiem,
że mam do tego prawo.
- To nie
jest…
- Mam gdzieś
czy to właściwy wybór - przerwałam mu beznamiętnie - Ja chcę z nim jechać.
Wstałam i
wsiadłam do karetki, wbrew sprzeciwom lekarza. Gdy drzwi się zamknęły, a pojazd
ruszył, ja odsunęłam worek i omal nie krzyknęłam. Oczy Jacoba były już
zamknięte, a ciało zimne. Dotknęłam dłonią jego lodowatego policzka i położyłam
głowę na jego piersi.
Nie
przeszkadzało mi to, że przytulałam trupa. Sądzę, że każdy w takiej chwili nie
zwracałby na takie szczegóły najdrobniejszej uwagi. Nie czułam zapachu śmierci.
Wręcz przeciwnie… Ciągle wyczuwałam zapach jego wody kolońskiej, której używa
od dwóch lat.
Kara śmierci
dla zabójcy mojego męża, nie była dość surowa. Wpierw powinni oddać go
największym na świecie torturom, choć nawet to nie przywróciłoby życia
Jacobowi… Dlaczego akurat on? Przecież był dobrym człowiekiem!
A co ja
powiem Renesmee? Ona jest taka malutka! Nie zniesie śmierci swojego ukochanego
tatusia. Będzie cierpiała, a ja nie będę mogła na to patrzeć. Karetka się
zatrzymała. Wstałam i zasunęłam zamek błyskawiczny, wpierw całując zimne czoło
Jacoba.
Niemiłosiernie
bolała świadomość, że nigdy więcej nie będę mogła z nim porozmawiać, wypłakać
mu się w ramię czy też zobaczyć jego uśmiechu. Nie wyobrażam sobie, że on już
nie będzie brał udziału w moim życiu codziennym. Jak to teraz będzie? Nie dam
sobie rady bez niego. Bez jego wsparcia…
Wysiadając z
karetki, miałam mało siły i o mały włos, nie upadłam, lecz podtrzymał mnie
lekarz. Podziękowałam mu szeptem i ruszyłam za lekarzami, wiozącymi ciało
Jacoba. Weszłam do szpitala i od razu usiadłam na krzesełku, stojącym pod
ścianą, czując opadające siły.
Pięć minut
później do budynku wpadła rozemocjonowana dziewczyna o długich, brązowych
włosach i zielonych oczach. Była niska, a swoją urodą przypominała każdemu
chochlika. Przetarła łzy z policzków i podeszła do mnie. Usiadła obok i mnie
przytuliła.
- Tak mi
przykro, Bells - wychlipała Alice - Jasper do mnie zadzwonił i przyjechałam
najszybciej jak się da.
Przed oczami
stanęła mi wizja, sprzed godziny. Uśmiech Jacoba, wyjście zamaskowanego
mężczyzny z masakrowanego budynku, wycelowana broń w pierś Jacoba, wystrzał,
kilkanaście kolejnych wystrzałów, krew, widok martwego męża…
Zaczęłam
płakać. Boże! Co on takiego zrobił?! Wiem, że nie powinnam cię obwiniać, ale
czemu mi go zabrałeś?! On mi jest tu potrzeby!
Al zawołała
pielęgniarkę i poprosiła o coś na uspokojenie, ale ja kategorycznie odmówiłam.
Chciałam czuć ten ogarniający mnie ból i rozpacz. Nie mogłam pozwolić, aby te
emocje zostały stłumione.
Po jakimś
czasie, mojej kuzynce udało się namówić mnie na powrót do domu. Teraz musiałam
się zmierzyć z wyznaniem prawdy Renesmee. Jak ja mam w ogóle zacząć tę rozmowę?
Bo przecież nie prosto z mostu! „Ness
słuchaj. Twój tatuś był w pracy na służbie i jakiś pajac, którego najchętniej
bym poćwiartowała, lecz został już zabity, postrzelił go i on nie żyje”. Ta
wersja raczej odpadała…
Moja kuzynka
zatrzymała swoje kanarkowe Porsche przed moim domem. Przez kilka minut
trzymałam dłoń na klamce, ale w końcu wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z wozu.
Ledwo trzymając się na nogach i z pomocą Alice, weszłam do domu. Z salonu
dobiegały mnie głośne śmiechy Rose i Ness i miałam tę świadomość, że przez
długi czas ich nie usłyszę.
Rzuciłam
buty w kąt, nie dbając o porządek i weszłam do salonu. Rosalie widząc moją
minę, przestała się śmiać, a nawet uśmiechać. Nessie spojrzała na mnie i
zmarszczyła brewki.
- Co się
stało, mamusiu? - spytała.
Uklękłam
obok niej.
- Kotku,
muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam, a ona kiwnęła główką, abym kontynuowała -
Widzisz… tatuś został dziś wezwany na służbę, ponieważ mieli jakieś problemy.
Podczas akcji… stał się wypadek - głos mi zadrżał, a po policzkach popłynęły
łzy - Pewien pan miał pistolet i postrzelił twojego tatusia.
- Ale
wyzdlowieje plawda? - spojrzała mi w oczy.
Tak bardzo
bym tego chciała, pomyślałam.
- Kochanie…
- złapałam ją za rączki - Tatuś… on… - nie wiedziałam jak mam to powiedzieć, a
słowa „nie żyje”, nie chciały przejść
mi przez gardło - Obrażenia były silne i lekarzom nie udało się go uratować.
Dziewczynka
zrobiła oczy jak spodki, które wypełniły się łzami.
- Cyli tatuś
nie zyje?
- Niestety
nie, kochanie - ja zaczęłam płakać, a pokój wypełnił krzyk dziewczynki. Zaczęła
się rzucać i krzyczeć, że chce do taty. Wzięłam ją w swoje ramiona i trzymałam
mocno, coraz bardziej płacząc. Czekałam aż się zmęczy i uspokoi, ale jej ruchy
stawały się coraz to silniejsze. Nie zwalniałam uścisku.
Renesmee
uspokoiła się po jakichś piętnastu minutach. Przytuliłam ją do piersi i
zaczęłam kołysać w tył i przód, aby zasnęła. Sen na pewno dobrze jej zrobi.
Choć na chwilę oderwie się od dzisiejszej sytuacji.
Moje
przyjaciółki siedziały cicho, dopóki nie uśpiłam Ness.
- Bells… -
Rose mnie przytuliła i pociągnęła nosem - Tak mi przykro. Choć te słowa nie
oddają tego co czuję.
- Muszę
zająć się pogrzebem - wychlipałam, a na samą myśl o tym, robiło mi się słabo.
- My się tym
zajmiemy, Bello - szepnęła Alice, a ja posłałam jej wdzięczne spojrzenie.
- Dziękuję -
kiwnęłam głową i zaniosłam Ness na górę. Leżałam u jej boku, czuwając nad tym,
aby nie doznała koszmarów i sama nie wiem kiedy, zasnęłam.
Pogrzeb
odbył się trzy dni później, czyli w środę. W pracy załatwiłam sobie miesiąc
wolnego z oczywistych powodów. Alice i Rosalie zorganizowały uroczystość, bo ja
nie miałabym na to głowy, choć miałam się tym zająć. Renesmee ciągle nocami
płacze i chce do Jacoba. Żadna z nas nie pogodziła się z jego stratą i sądzę,
że nigdy to nie nastąpi.
Dowiedziałam
się, że Edward wyjechał z Nowego Yorku i bodajże wrócił do Los Angeles. Po
pogrzebie wróciłam do domu, wraz z innymi gośćmi, ponieważ Al i Rose urządziły
stypę. Nie byłam tym powodem zachwycona, ale ostatecznie się zgodziłam.
Przynajmniej będzie można powspominać Jacoba… Ale czy ja to zniosę? Wytrzymam
te wszystkie opowieści o moim zmarłym mężu?
Nigdy się
nawet nie spodziewałam, że zostanę wdową, a jednak los przygotował dla mnie tę
okrutną niespodziankę i zabrał mojego męża. Dziewczyny rozstawiły stoły w
ogrodzie, z racji tego, że była ładna pogoda jak na październik. Jakby Bóg tym
pięknym dniem, w jakiś sposób chciał wynagrodzić dzisiejszą uroczystość.
Zasiadłam
przy stole, trzymając córeczkę na kolanach. Była wtulona w moją szyję i
słyszałam jak co chwilę pociąga noskiem. Gości przybyło naprawdę sporo co mnie
w jakiś sposób ucieszyło. Tak dużo osób lubiło Jacoba… Nawet moi rodzice się
zjawili, choć nie odzywałam się do nich. Tak właściwie, nie odzywałam się do
nikogo, jedynie do córki.
Tak jak
myślałam, zaczęto opowiadać o Jacobie. Nawet niektóre historyjki z lat
szkolnych. Słuchałam tego jednym uchem, a drugim wszystko wylatywało.
Pogłaskałam Nessie po główce i pocałowałam ją w policzek.
- Cy tatuś
nas widzi, mamo? - spytała szeptem.
- Oczywiście
skarbie - odpowiedziałam - Tatuś obserwuje nas z góry i pilnuje abyśmy byli
bezpieczne.
Kiwnęła
główką i ponownie wtuliła się w moją szyję. Gdy chowano trumnę do grobu, miałam
wrażenie, że jakaś cząstka mnie została zakopana wraz z trumną. Wtedy
najbardziej zaczęłam płakać i krzyczeć. Emmett stał ciągle u mego boku i
przytulał mnie oraz Renesmee, która nie mogła powstrzymać się od ciągłego
płaczu.
Wprawdzie ma
dopiero cztery latka, ale bardzo przeżyła śmierć Jacoba. W końcu była z nim
bardzo związana i go kochała. Nic dziwnego, że tak cierpi… Najgorsze było
przyjmowanie kondolencji. Ciągle słuchałam tego jakim wspaniałym człowiekiem
był Jacob, żeby się trzymała i że bardzo mi współczują. Kiwałam tylko głową,
odpowiadając tylko ciche „Dziękuję”.
Nie
wytrzymałam w końcu tych wszystkich
anegdotek. Wstałam od stołu i odeszłam, wpierw podając córeczkę mojemu bratu.
Usiadłam przed domem na schodkach i ukryłam twarz w dłoniach.
Moich uszu dobiegł
odgłos hamowanego samochodu. Uniosłam głowę i zobaczyłam taksówkę, z której
wysiadł… Edward. Był ubrany w czarny garnitur i czarną
koszulę. Spojrzał na mnie z bólem, a ja niewiele myśląc, rzuciłam mu się na
szyję, wybuchając głośnym i spazmatycznym płaczem.
Edward
przycisnął mnie mocno do siebie i gładził po plecach, pozwalając, abym
wypłakała mu się w ramię.
-
Dowiedziałem się wczoraj - szepnął mi do ucha - Przyleciałem najszybciej jak
się dało. Przyjmij moje kondolencje Bello.
- Ja… ja… -
brałam głębokie wdechy - Ja to wszystko widziałam - wyznałam w końcu - Jak ten
zbir wyciąga broń i naciska na spust. On umarł w moich ramionach!
- Wiem, że
ci ciężko, kochanie - mruknął, a ja zbagatelizowałam to jak mnie nazwał - A jak
się trzyma wasza córka?
Odsunęłam
się odrobinę od niego, lecz nie przestałam się przytulać. Tak bardzo
potrzebowałam teraz jego bliskości, że gdyby się odsunął, zabolałoby.
- Jest w
kiepskim stanie - odpowiedziałam.
- Mogę jakoś
pomóc? - zapytał.
Spojrzałam
mu w oczy i przetarłam łzy.
- Po prostu
bądź, Edwardzie - powiedziałam - Bądź i nie odchodź.
-----------------------------------------------------------------------
Kochani, dziś krótko. Niezwykle krótko.
Zapraszam na bloga mojego Aniołka [klik]. Wprawdzie to nie jest tematyka zmierzchowa, ale na pewno nie pożałujecie. Właśnie Oliwii dedykuję tą notkę, chociaż może za specjalna to ona nie jest.
No i ostatnia informacja dla moich czytelników. Po zakończeniu tego bloga, jak i NW, najprawdopodobniej odchodzę z blogosfery. Tej decyzji jeszcze ostatecznie nie podjęłam, ale ostatnio myślę o tym coraz częściej. Odeszłabym może już, ale nie zostawię blogów w stanie zawieszenia, prawda? Także... Mam już 16 rozdziałów do tego bloga, więc na moim pendrivie koniec się powolutku zbliża. Po tym blogu (jeżeli odejdę), będę tylko na NW, a potem nie będzie mnie już nigdzie. Jedyny ślad po mnie to komentarze pod waszymi rozdziałami.
I zdjęcie. Jake. W końcu nie ma go już w tym opowiadaniu.
Kocham was <3
Pozdrawiam,
leżąc i rycząc,
nie mogąc się ogarnąć,
s.w.e.e.t.n.e.s.s
[s.a.d.y.s.t.k.a]
no i przez ciebie sie poplakalam ;(
OdpowiedzUsuńgenialnie napisane
czekam na kolejny i mam nadzieje ze juz nie tak smutny rozdzial
aniloraK
Oj, Kochanie, jak możesz tak po prostu? Uh...
OdpowiedzUsuń:C
Dziękuję za dedyk.
Rozdział mega smutny <3333
Czekam na nn i mam nadzieję, że tak łatwo nas nie porzucisz :c
Całuję,
ściskam,
pozdrawiam,
Logged Out.
Rozdział mimo, iż krótki jest fantastyczny :)
OdpowiedzUsuńNie opuszczaj nas...
Z wielką niecierpliwością czekam na kolejną notkę.
Pozdrawiam.
Lina
Bardzo fajny rozdział ! Czekam na NN .
OdpowiedzUsuńBuziaki Selinka :*
Super rozdział. Jestem ciekawa kiedy Bella powie Edwardowi o jego córce. Czekam na nn.
OdpowiedzUsuńrozdział cuudny :) w niektórych momentach miałam łzy w oczach ;`( czy Bella powie Edwardowi prawdę o Renesmee? już czekam na nn, mam nadzieję, że pojawi się szybko :) buziaki i mnóstwo weny ci życzę na następne genialne notki, jak ta ;**
OdpowiedzUsuńCudny rozdział!!! Już się nie mogę doczekać nn:-) Mam nadzieję,że Bella powie Edwardowi prawdę o córce i będą razem.
OdpowiedzUsuńRozdział smutny ale za to megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał choć momętami miałam łzy przed oczkami <3 Tak szczerze to nie mogłam się doczekać kiedy będzie nowy nn <3 Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) choć krótki,
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D I nie opuszczaj nas!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Piszesz wspaniale!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
Wiem to głupie, że masz 9 rozdziałów a ja dopiero teraz komentuje, ale jak to mówią lepiej wogóle niż wcale. :) Blog superaśny, meeeeeeeega boski pomysł, a jego realizacja... Nie mam słów, by opisać. Chyle czoła. :)
OdpowiedzUsuńA co do rozdzialiku... Pacze i płacze. Paulineee nie bez powodu nazwała Cię s.a.d.y.s.t.ką. :P Torturujesz ludzi boskimi rozdziałami, a potem każesz czekać. Ale ja tam wolę czekać niż czytać jakieś badziewie na 4 linijki. No, mam żałobę, bo Jakuś odszedł.... < płacze >. on był taki dobry dla Nessie. ... Bella się załamie. przecież.
Aha i jeszcze jedno : NIE OPUSZCZAJ BLOGGERA! proszę proszę! Wiem, że to nie ode mnie zależy ta decyzja, ale myślę ze nie tylko ja tak sądzę.
Ok, to chyba tyle.
Buziaki i wenki życzę :)
Lady
Skomentujesz coś u mnie?
http://after-breaking-dawn.blogspot.com
Dziękuje i przepraszam, że takpózno komentuje
TAAAAAAAK! POJAWIŁ SIĘ!!!! Jejejejejjejejej! Dobry Edek z krainy kredek! Czak ma być!
OdpowiedzUsuńHohoho, kiedy on się dowie, że Ness jest jego córeczką? :D
O rany, ten początek... Prawie się poryczałam, wiesz? Bieeeedny Jake!
Ty! SADYSTKO TY JEDNA! Ja ci dam gadać takie głupoty! Znajdę Cię!!! Jak ty możesz chcieć nas opuścić?! MNIE opuścić?! Bo się fochnę, wiesz?
Rozdział boski, cudowny i piękny. Aż... aż dech zapiera, tak się super czyta! Jesteś świetna, sadystko ty moja!
Życzę wenki!
Czekam na NN z niecierpliwością (hehe, jak zwykle)
Buziaki :*
Ps. Na http://inna-bellaswan.bloog.pl/ oraz na http://przyszlosc-jest-niewiadoma.blogspot.com/ pojawiły się nocie. Zapraszam serdecznie ^^
Hejka znowu ; D niestety nie posiadam gg ani skajpaja XD kiedys mialam ale nie uzywam ;)
OdpowiedzUsuńAle mozesz pisac do mnie na emaila: paulinador@vp.pl ^^
Buziaczki ;*
I <3 too XD
super czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńKurde dziewczyno! Nie jestem fanem Jacoba, ale chcę żebyś wiedziała, że przez ten cały rozdział płakałam jak bóbr! Musiałaś go uśmiercić???!!! To nie fair. Foch. Ale piszesz genialnie!!!
OdpowiedzUsuń