Rozdział 10
Goście w
końcu odeszli, lecz Edward ze mną został, tak jak go o to poprosiłam. Nie
miałam siły kompletnie na nic. Renesmee spała na górze w moim pokoju, a ja
siedziałam w salonie z gorącą kawą w ręku, tępo patrząc się przed siebie.
Dziwnie się czułam ze świadomością, że nigdy więcej nie ujrzę Jacoba.
Gdy tylko
środki uspokajające przestały działać, wybuchłam płaczem. Odstawiłam gorący
napój na stolik i zakryłam dłonią usta, aby nie zacząć krzyczeć. Ta pustka w
sercu mnie przytłaczała. Moim ciałem wstrząsnął szloch i zrobiło mi się zimno.
- Bello -
usłyszałam za sobą zmartwiony głos Edwarda.
Jego silne
ręce owinęły się wokół mojej talii i mocno pociągnęły w jego stronę. Wtuliłam
się ufnie w Edwarda, wdychając jednocześnie jego zapach. W tej chwili miałam
wrażenie, że Edward nigdy nie wyjechał z Forks, że nasza przyjaźń przetrwała aż
do dziś. Być może dlatego zrobiłam coś głupiego…
Uniosłam
głowę i wdrapałam się Cullenowi na kolana. Patrzył na mnie zszokowany, ale i
odrobinę podekscytowany. Przez chwilę patrzyłam mu w oczy, poczym z niezwykłą
zachłannością wpiłam się w jego usta. Jęknęłam cicho i przycisnęłam się do
niego mocniej.
Zielonooki
pogłębił pocałunek, wsuwając język do mych ust. Powędrowałam dłońmi do guzików
jego koszuli i z dużą zręcznością odpięłam kilka, dopóki, Edward mi nie
przerwał. Odsunęłam się od niego i poczułam się odrzucona. Zabolało.
Jednak teraz
nic mnie nie obchodziło. Wpiłam się ponownie w jego usta, zrywając z niego
koszulę. Kilka guzików odpadło, uderzając o podłogę. Teraz pragnęłam bliskości
drugiej osoby, aby zapomnieć o bólu i rozpaczy, wypełniającej całe moje ciało…
Obudziło
mnie słońce przedostające się przez odsłonięte zasłony. Przekręciłam się na
drugi bok z jękiem i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, co wydarzyło się
poprzedniej nocy. Otworzyłam oczy, lecz na szczęście leżałam sama na łóżku i
byłam również sama w sypialni. Naciągnęłam kołdrę pod samą szyję, zasłaniając
prawie całkowicie swoje ciało.
Co ja do
cholery zrobiłam?! Co mi odbiło?! W dzień kiedy pochowałam męża, zaciągnęłam
byłego kochanka (i od wczoraj teraźniejszego) do łóżka! Kompletnie mi odbiło!
Spojrzałam na budzik, stojący na szafce nocnej. Siódma piętnaście.
Okryta
kołdrą, wstałam z łóżka i potruchtałam do łazienki. Nie miałam specjalnej
ochoty na gorącą kąpiel, więc po prostu wzięłam gorącą kąpiel. Powróciły
wspomnienia z dzisiejszej nocy. Miękkie usta Edwarda na moich własnych, i nie
tylko na ustach. Jego dłonie błądzące po moim ciele, jego uścisk… To uczucie
szczęścia, choć na chwilę. Widok jego zielonych oczu i grzywki opadającej na
mokre od potu czoło. To jak szeptał czule moje imię, jak mnie przytulał gdy
skończyliśmy. Jak czułam się bezpiecznie, będąc w jego ramionach.
Jednakże to
wszystko znikło, a zastąpił je przykrzejszy obraz. Uśmiech Jacoba, zamaskowany
zabójca, strzał, krew, moje krzyki… Zasłoniłam dłonią usta, aby stłumić krzyk.
Krztusiłam się własnymi łzami. Zrobiło mi się nieprzyjemnie zimno, choć woda,
ciągle była ciepła.
Wyszłam
jednak z wanny, okrywając się ciasno ręcznikiem. Oparłam się o zlew, biorąc
głębokie, drżące wdechy. Rozczesałam dokładnie włosy. Ociągałam się ze
spotkaniem Edwarda, który za pewne był na dole. Mimo iż nie widzieliśmy się
pięć lat, on nie jest typem, który zwiewa, jak się z kimś prześpi.
Ubrałam się
w jakieś ciuchy i zajrzałam do pokoju córki. Leżała twarzą do drzwi. Policzki
miała czerwone i mokre od łez. Tuliła do siebie maskotkę, którą ostatnio kupił
jej Jacob. Widząc mnie, wybuchła głośnym i przeraźliwym płaczem. Podbiegłam do
niej i mocno przytuliłam. Szlochała, powtarzając, że chce do tatusia.
Zagryzłam
wargi, żeby też nie zacząć płakać. Przy Renesmee muszę być silna… Wzięłam małą
na ręce, która uwiesiła się mojej szyi, trzęsąc się od ciągłego płaczu, i
zeszłam na dół do kuchni. Zastałam tam Edwarda, popijającego kawę. Spojrzał na
mnie z bladym uśmiechem. Kiwnęłam mu głową i zaczęłam przeszukiwać szafki. W
końcu znalazłam proszki na uspokojenie i łyknęłam trzy.
Chodziłam po
całej kuchni, bujając na rękach Nessie, która nie mogła się uspokoić.
Zaczynałam się bać, o jej zdrowie. Przecież ona jest taka malutka…
- Ness,
kochanie… - zaczęłam płaczliwym tonem - Uspokój się.
- Ja chcę do
tatusia! - załkała. Jej płacz wbijał mi się setkami igieł w serce. Sądzę, że
żadna matka nie lubi, gdy jej dziecko płacze.
- Wiem,
słońce, wiem - pocałowałam ją w policzek - Jednak tatuś poszedł do nieba. Tam
był potrzebny. Nie płacz już.
- Zmęczy się
płaczem i zaśnie - powiedział Edward.
- Mam
nadzieję - szepnęłam, głaszcząc małą po główce.
Edward miał
racje, tyle, że zanim mała zasnęła, minęło dobre pół godziny. Chciałam ją
położyć, ale gdy tylko odrywałam ją od siebie, ona zaczynała się budzić.
Usiadłam w salonie i nakryłam ją kocem, który przyniosłam z jej pokoju.
Ułożyłam ją wygodnie w moich ramionach i przyglądałam się jej spokojnej
twarzyczce, spuchniętej od płaczu.
- Czy
zamierzasz teraz mnie unikać? - dobiegło zza moich pleców.
Odwróciłam
się i ujrzałam wchodzącego Edwarda. Usiadł w fotelu, naprzeciwko mnie.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie
Edwardzie… - odpowiedziałam - Lecz to co się wydarzyło dziś w nocy…
przepraszam. Zachowałam się niewłaściwie i wiem, że możesz się poczuć urażony,
ale…
- Spokojnie,
Bello - przerwał mi - Ja wszystko rozumiem i nie musisz mi się tłumaczyć.
Posłałam mu
wdzięczne spojrzenie.
- Dziękuję -
szepnęłam i zakołysałam córeczką, słysząc, że się budzi. Zagryzłam dolną wargę
- Ona ma najgorzej. Jest jeszcze mała i ciężko jej się będzie pogodzić ze
stratą Jacoba. Był jej ojcem - pokręciłam głową i sama zaczęłam płakać - Nie
wiem jak my sobie bez niego poradzimy. To będzie naprawdę trudne - przetarłam
dłonią czoło - Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to będzie - spojrzałam na
Edwarda - Czuję się tak, jak po twoim odejściu - chłopak zesztywniał - Nie
odzywałeś się, nie wiedziałam czy żyjesz - wzruszyłam ramionami i pokręciłam
głową - Widocznie los chce abym została sama z Ness.
Renesmee
zaczęła się budzić, czemu towarzyszył jęk. Rozciągnęła się i ziewnęła
przeciągle. Wlepiła we mnie swoje brązowe oczka, które chwile później się
zaszkliły. Przytuliłam ją do siebie, szczelnie okrywając kocem.
- Śnił mi
się tatuś - szepnęła, czym wyraźnie była zadowolona - Byliśmy w palku na
lodach. I on powiedział, zebym nie płakała, bo to go boli. I obiecałam, ze nie
będę.
- To
świetnie - pogłaskałam ją po plecach.
Czuwaj nad
nią Jake, pomyślałam, nie pozwól, aby stała się jej jakaś krzywda.
- Idę się
pobawić do pokoju - postawiłam ją na podłodze i pobiegła na górę. Patrzyłam na
ten widok z uśmiechem.
- Masz
wspaniałą córkę - mruknął Edward.
- Wiem -
zgodziłam się z nim - Jest wspaniała, bez wątpienia. Mam jednak nadzieję, że
nie będzie popełniała takich samych błędów jak ja w przeszłości.
- Ty
popełniłaś jakiś błąd? - zdziwił się Edward.
Spojrzałam
mu w oczy.
- Bardzo
poważny Edwardzie - wyznałam - Który zaczyna się komplikować z dnia na dzień -
zaczyna się komplikować, bo ty wróciłeś i w każdej chwili możesz domyśleć się
prawdy.
Dziwię się,
że on jeszcze nie odkrył prawdy. Przecież podobieństwo między nim, a Ness, jest
widoczne już na pierwszy rzut oka. Choć rudawy odcień włosów małej, można
zrzucić na odziedziczenie ich bo Renee.
Poszłam do
kuchni i zrobiłam sobie mocną kawę. Jednak odstawiłam szybko kubek. Coś mi
mówiło, że muszę iść do Renesmee. Wbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi do
pokoju córki. Siedziała na dywaniku, a wokół niej były rozsypane zdjęcia
Jacoba. Tak jak myślałam, mała znowu płakała.
Ukucnęłam
obok niej.
- Kochanie…
miałaś nie płakać - przypomniałam jej.
- Ale nie
potlafię! - jęknęła, przytulając się do mnie.
Kołysałam
nas w tył i przód, w przód i tył, przyglądając się zdjęciom porozrzucanym na
podłodze. Początkowo uśmiechałam się, wspominając, gdzie były zrobione zdjęcia,
ale potem prawie zaczęłam krzyczeć. To nigdy nie wróci. Jacob nie żyje, więc na
tych kilkudziesięciu fotografiach, można zakończyć naszą wspólną przygodę.
Przyjrzałam
się zdjęciu zrobionym w szpitalu. Jake w fartuchu ochronnym, z szerokim
uśmiechem na twarzy i wyraźną dumą w oczach, trzymał kilkugodzinną Renesmee na
rękach. Potem zdjęcia znad morza, które zrobił nam jakiś turysta. Siedziałam
Jacobowi na baranach, a on trzymał jeszcze naszą córkę. Nie wiem jakim cudem
wtedy zeszłam, że nie upadłam i na pewno drugi raz bym tej czynności nie
powtórzyłam.
Przejechałam
wzrokiem po fotografiach i zatrzymałam się na zdjęciu przedstawiającym leżącego
Jacoba i dwuletnią Renesmee, która bawiła się jego włosami. W tamtej chwili
cykałam fotkę po fotce, siedząc po turecku na łóżku.
Nigdy nie
zapomnę historii żadnego ze zdjęć. Zgarnęłam je wszystkie i ułożyłam w kupkę,
poczym położyłam je na stoliku, ciągle trzymając Ness na rękach.
Wzięłam jej
maskotkę i zeszłam na dół. Edward spojrzał na mnie. Pokręciłam głową i
westchnęłam cicho. Bolały mnie łzy Renesmee. Bardziej niż moje własne… Nessie
wtuliła się w maskotkę Charmandera z ufnością, jednocześnie wycierając o nią
łzy.
- Mamo,
dlaczego to akurat tatuś zginął? - załkała.
Pocałowałam
ją w czółko.
- Bo był
najbliżej miejsca wypadku, Ness - wyjaśniłam.
Mała
pokręciła główką.
- Ale cemu
nie mógł iść ktoś inny! - krzyknęła - Moze wtedy tatuś by zył!
- Renesmee,
to należało do taty obowiązków - przytuliłam ją mocniej, słysząc, że ponownie
zaczyna płakać.
Edward
przyniósł mi kawę, której od razu wypiłam pół szklanki aby się uspokoić. Mało
pomogło, ale jednak… Mój przyjaciel - nie będę go nazywała starym przyjacielem,
bo być może nadal nimi będziemy? Kto wie - spojrzał na zdjęcie stojące na
jednej z półek.
Byłam na nim
ja w sukni ślubnej i Jacob, który obejmował mnie w talii. Trzymałam dłoń na
wzdętym brzuchu i szeroko się uśmiechałam. Widząc nasze wyrazy twarzy, od razu
można powiedzieć, że wyglądaliśmy na szczęśliwych. Bo tacy byliśmy…
I zanim
Edward zdążył odwrócić wzrok, Renesmee wypowiedziała, kilka słów, które być
może będą miały ogromne znaczenie w mojej niedalekiej przyszłości, zmieniając
ją o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dlacego
najpierw odsedł mój prawdziwy tatuś, a teraz i udawany?
-------------------------------------------------------------------------------
Hej :)
Rozdział długo wyczekiwany przez was co? :)
Edward się dowiedział, ale.. jak zareaguje? Cóż... czuję kłótnię między Bellą i Edwardem. Cóż... Rodział dedykuję Paulineee. Jest on specjalnie dla niej. Dziękuję za całodobowe poprawianie mi humoru :*
Nie będę tu wam pierdoliła głupot. Liczę, że rozdział się wam podobał. I jak zawsze liczę na szczere komentarze.
Pozdrawiam.
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^