piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 18

Rozdział 18

- Kiedy się pobierzemy? - zapytał Edward, gdy leżeliśmy w łóżku. Ja byłam zmęczona i chciało mi się spać, wiadomo dlaczego. On mnie naprawdę kiedyś wykończy. Takiego napalonego człowieka to ja jeszcze nie widziałam. Zastanawiam się czy to nie jest już seksoholizm. Bardzo powoli otworzyłam powieki.
- Przed porodem, hm? - przekręciłam się na bok.
- Ale tak mniej więcej. Miesiąc? Dwa? - uniósł brwi i spojrzał na mnie wyczekująco. Zaśmiałam się cicho. No naprawdę…
- Aż tak ci śpieszno, aby stracić wolność? - objęłam go jedną ręką w pasie, a głowę położyłam na jego barku. Objął mnie opiekuńczo ramieniem.
- Ja się już nie mogę doczekać, aż stracę wolność. - poczułam jak całuje mnie we włosy i zaciąga się moim zapachem. Uśmiechnęłam się. - Chcę abyś była moja w każdym znaczeniu tego słowa. Chcę żebyś już była moją żoną.
- Kochanie, ja już jestem twoja. - zamruczałam całując jego pierś. - Zawsze będę. To się nie zmieni, jasne? Też się nie mogę doczekać naszego ślubu. Możemy się pobrać za dwa miesiące, dobrze? Trzeba pozałatwiać dużo spraw…
- Mhm… A może wynajmiemy firmę, która organizuje śluby i wesela? Czytałem trochę w internecie, że…
Podparłam się na łokciu i spojrzałam mu w oczy.
- Nie chcę, aby mój ślub był organizowany przez obcych ludzi Edwardzie. Zorganizuję go z pomocą Rosalie. - przeczesałam jego włosy. Chwycił moją rękę i złożył długi pocałunek na mym nadgarstku.
- Jak sobie życzysz księżniczko. - uwięził mnie w silnym uścisku i zaczął nami kołysać. - Dla ciebie wszystko.
Znów ułożyłam głowę na jego barku i zamknęłam oczy. Przy nim czułam się najbezpieczniej na świecie. Wiedziałam, że nie pozwoli, aby stała mi się krzywda. Mi i naszym dzieciom. Za to go kocham. Za jego opiekuńczość. Wielkie serce. Czasem brak rozumu. Za to, że czasami jest nieznośny i irytujący. Za to, że jest moim Edwardem. Takim, jakim go poznałam.
Nagle miedzianowłosy zachichotał. Ciekawość wzięła nade mną górę. Spojrzałam na niego.
- Co cię rozbawiło? - uśmiechnęłam się, a on zrobił to samo.
- A… przypomniało mi się coś. - mruknął rozbawiony.
- Mogę wiedzieć co takiego? - naprawdę, byłam ciekawa. Chociaż znając Edwarda, to rozśmieszyło go byle co.
- Przypomniał mi się nasz pierwszy raz. - posłałam mu gniewne spojrzenie i uśmiech natychmiast zszedł mu z tej aż nazbyt przystojnej twarzy. - Znaczy… To… Jak… - zaczął się jąkać. - No… Znaczy… Jak się wstydziłaś… I… Mi… Opierałaś…
- ŚPISZ W GOŚCINNYM! - warknęłam i odsunęłam się od niego.
- Ale, kochanie… - spojrzał na mnie szczenięcymi oczami. - Wybacz jeśli cię uraziłem, nie to miałem na myśli. - pocałował moje ramie.
- Śpisz. W. Gościnnym. - powtórzyłam dobitnie. Edward ze zrezygnowaną miną wyszedł. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem. No i dobrze. Niech teraz przeprasza. Uwielbiam go drażnić. I jest słodki gdy przeprasza. Jak pięciolatek, który coś przeskrobał.
Próbowałam się wygodnie ułożyć, ale bez Edwarda te łóżko jest… dziwne. Za zimne i za miękkie. No naprawdę. Na szczęście w końcu udało mi się usnąć, ale obudziłam się niewyspana i strasznie obolała. Jęknęłam. Marzył mi się masaż!
- EDWARD!! - krzyknęłam. Mój narzeczony wpadł do sypialni, prawie wyważając przy tym drzwi.
- Co się stało? - podszedł do mnie. - Coś cię boli? - położył dłoń na moim brzuszku.
- Plecy. - nakryłam swoją dłonią, jego. - Pomasujesz?
- Jasne. - zgodził się szybko. Usiadł za mną i zaczął rozmasowywać mi ramiona. Zamknęłam oczy, rozkoszując się dotykiem jego zwinnych palców. O tak, te palce i dłonie potrafią wiele wyczynić. Uch! Nie! Nie będę teraz o tym rozmyślać! Ja i moje nieczyste myśli…! - Coś cię jeszcze boli?
- Kark. - pochyliłam głowę do przodu, gdy zaczął rozmasowywać wymienioną przeze mnie, część ciała.
- Bella, ja cię naprawdę przepraszam. Nie chciałem cię urazić w żaden sposób. Nasz pierwszy raz bardzo mi się podobał i nigdy go nie zapomnę. - wyszeptał mi do ucha, a ja zadrżałam.
- Em… Dobrze. Wybaczam. A gdzie jest Renesmee?
- W swoim pokoju. Ogląda pokemony i coś rysuje. - poczułam na karku jego ciepły oddech. Przymknęłam oczy. - Chce iść na plac zabaw, a potem na lody.
- Dobry pomysł. - zgodziłam się, kiwając głową.
- Tak myślałem… czy nie wybudować jej placu zabaw w naszym ogrodzie. Co o tym sądzisz? Mogła by się tu bawić codziennie i nie musielibyśmy jej pilnować, aby się nie zgubiła. Mogłaby tu zapraszać kolegów, których pozna w szkole… No i nasze kolejne dzieci też będą mogły się bawić.
Odwróciłam się i usiadłam mu na kolanach.
- Dzieci? - uniosłam jedną brew, a on pokiwał głową.
- Tak. Chcę założyć z tobą dużą rodzinę i mieć co najmniej pięcioro dzieci. - wyszczerzył się.
- W porządku. Możemy mieć pięcioro dzieci. - przeczesałam jego miedzianą czuprynę. - A co do tego placu zabaw… Pomysł mi się podoba, tylko… zastanawiałam się, czy nie wyprowadzić się stąd i nie kupić drugiego domu. Chciałabym zacząć od początku wszystko.
- Ale po co kupować? - ożywił się. - Przecież tu stoi mój dom. Kupiłem, gdy przyleciałem do Nowego Yorku, żeby ci… - urwał nagle i uciekł spojrzeniem.
- Żeby co? - zapytałam podejrzliwie.
- Nic, nic. Tak mi się tylko powiedziało. Bolą cię jeszcze plecy? - cmoknął mnie lekko. On mnie okłamuje, co za cham jeden!
- Nie bajeruj Cullen, tylko mów mi o co chodzi! - zmrużyłam oczy jak żmija czym wywołałam śmiech miedzianowłosego.
Pochylił się, przyciągając mnie mocniej do siebie i łącząc nasze usta w naprawdę namiętnym pocałunku. Wiedziałam co ten człowiek knuje i prawie mu się to udało. Odkręciłam szybko głowę w bok.
- Powiedz mi o co chodzi. - zażądałam. Poczułam jego ciepłe i podniecające pocałunki na szyi. Jęknęłam cicho i się odsunęłam na drugą stronę łóżka. - Edward! - zganiłam go ze śmiechem. - Powiedz mi, proszę.
Zielonooki westchnął ciężko i położył się na plecach.
- Czytałaś moje listy? - zapytał nie patrząc w moją stronę.
- Pewnie, że tak. Dzięki nim uświadomiłam sobie jak mocno cię kocham. - w kącikach jego ust zaczaił się uśmiech.
- A pamiętasz co było w ostatnim?
- Oczywiście. Znam go na pamięć. - taka była prawda. Czytałam go wiele razy. Więc zaczęłam go recytować. - Droga Bello, Nie wiem…
- Nie Bello. - Edward pokręcił głową, przerywając mi. Chodzi mi o to co napisałem w post scripts.
Zmarszczyłam brwi i posłusznie wyrecytowałam te trzy zdania.
-  Nie będę Cię szukał. Jeśli kiedykolwiek się spotkamy, wiedz, że to będzie czysty przypadek. Kocham Cię, Bello. Możesz mi w końcu wyjaśnić o co chodzi?
- Właśnie… To nie był przypadek. - wyszeptał. - Szukałem cię, a kiedy… kiedy dostałem twój adres… przyleciałem od razu. Musiałem poznać odpowiedź, dlaczego nie odpisywałaś na listy. O których jak się okazało nie miałaś pojęcia.
- Och Edwardzie! - wtuliłam się w niego mocno, a po policzkach spłynęły mi łzy. - Tak bardzo ci za to dziękuję. Bardzo mocno cię kocham.
- Ja ciebie również najdroższa. - wyszeptał mi czule do ucha i przycisnął wargi do mojego czoła. - Jesteś dla mnie wszystkim. Ty i nasze dzieci. Nie wiem co bym bez was począł. Nie pozwolę, aby znów ktoś stanął na naszej drodze. Nie pozwolę, rozumiesz mnie, Bello? - uniósł palcem moją brodę i spojrzał mi w oczy.
- T-tak. - wyszlochałam kładąc dłoń na jego policzku. Wyciągnęłam szyję i leciutko musnęłam jego usta swoimi. - Wierzę ci Edwardzie. W każde twoje słowo.
~*~
Miesiąc później mieszkaliśmy już w innym domu. Tym, który kupił Edward podczas swojego planu. Będę mu za to wdzięczna do końca życia. Siedziałam w naszej sypialni, rozpakowując walizki. Swoje i Edwarda. Składałam schludnie ubrania i wkładałam na odpowiednie półki w dużej szafie z lustrem.
- Bello! - usłyszałam głośne westchnięcie ukochanego. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. - Nie powinnaś się przemęczać! Zostaw, ja to zrobię!
Zaśmiałam się i zignorowałam narzeczonego. Z dnia na dzień jest coraz bardziej nadopiekuńczy. Z jednej strony to jest cholernie słodkie, że tak się o mnie troszczy, ale z drugiej cholernie irytujące.
- Kochanie… - zaczęłam spokojnie. - Nie jestem z porcelany. A tym się nie męczę. Nie mam zamiaru leżeć całe dnie w łóżku, oglądając telewizję albo czytając książkę. Muszę coś robić, bo inaczej będziesz musiał oddać mnie do psychiatryka. - wydęłam wargi.
- Czy ty nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? - podszedł do mnie powoli i wyjął z moich dłoni swój czarny podkoszulek i rzucił go niedbale na łóżko. Jego ramiona natychmiast objęły moją talię, a usta spoczęły na moich. - Chcę dla ciebie i malucha jak najlepiej.  - wyszeptał odsuwając się nieznacznie.
- Rozumiem kochanie, ale ja muszę się ruszać. Właśnie dla dobra swojego i dzidziusia. Jeżeli będę cały czas leżeć, to może naszemu dziecku zaszkodzić. Więc uspokój się najdroższy. - pogłaskałam go po policzku. - Wypakowywanie naprawdę nie jest ciężkie.
Edward przyglądał mi się przed dłuższą chwilę, marszcząc brwi. Ja cały czas się uśmiechałam.
- No dobrze. - poddał się w końcu. - Ale gdy będziesz się źle czuła, masz mi natychmiast powiedzieć! - pogroził mi palcem.
- Oczywiście, że ci powiem.  - wywróciłam oczami. - A teraz idź zrobić mi naleśniki, bo głodni jesteśmy. I Renesmee zapewne też.
- Już się robi. - pocałował mnie przelotnie i wyszedł z sypialni. Pomachałam mu na odchodnym i wróciłam do układania ubrań, których było już niewiele.
Wyciągnęłam Ness z Pokemonowego pokoju i zeszliśmy na dół gdzie Edward kładł kolejnego naleśnika na talerz.
- Yey! Naleśniki! - pisnęła Ness sadowiąc się przy stole. - Chce też kakao.
- Ja zrobię! - powiedziałam szybko i zabrałam się za robienie ciepłego napoju.
Po obiedzie - a może kolacji? - usiedliśmy wszyscy w salonie. Edward wziął Ness na kolana, a mnie czule objął ramieniem. Spojrzałam mu w oczy.
- Obiecaj mi, że tak będzie już zawsze.
- Obiecuję. - szepnął z powagą i złożył na mych wargach pocałunek. - Już zawsze.
--------------------------------------------------------------------------------------------
No wiem, rozdział dodany szybko. Prawda jest taka, że chcę dokończyć tego bloga najszybciej jak to będzie możliwe. Jestem podła? Możliwe XD Dziękuję wszystkim za pokrzepiające komentarze pod ostatnią notką. Nie mam zamiaru się tu rozpisywać, bo prawda jest taka, że jeszcze chwila i zasnę. Piszę rozdział na nowego bloga, ale nie idzie mi to za bardzo. Nie chcę tego sknocić choć czuję, że już to zrobiłam w pierwszym zdaniu. No nie ważne :) Jak zacznę publikować tam notki to sami ocenicie XD
Dobranoc,
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 17

Rozdział 17

Od tygodnia Edward jakoś się dziwnie zachowuje. Jest taki… tajemniczy. Nie wiem o co mu chodzi, a gdy się go pytam, twierdzi, że coś mi się wydaje. Wiem, że coś przede mną ukrywa i chcę wiedzieć co! Jestem jedynie pewna, że nie ma kochanki. Znam go bardzo dobrze. Nie zrobiłby mi tego. Kocha mnie. Tak, jestem pewna jego uczuć.
Podstawą związku jest zaufanie, a ja Edwardowi ufam. Bezgranicznie. I on ufa mi. Jasne, jestem o niego zazdrosna i mam ochotę wydrapać oczy każdej zdzirze, która się na niego gapi, ale kto by nie był na moim miejscu? Która normalna kobieta nie wściekałaby się widząc, że laski wpatrują się maślanym oczami i pełnym pożądania wzrokiem, w mężczyznę, który jest dla nas całym światem?  I do tego jeśli ten mężczyzna w każdej sytuacji wygląda jakby był modelem, który wyszedł z okładki najlepszej gazety?
I znów to samo pytanie: Czemu ten człowiek pokochał akurat mnie? Kim ja jestem? Nikim wyjątkowym. Zwykłą, szarą myszką. A on… pokręciłam głową. Chodzący Bóg seksu.
- Bella! - usłyszałam krzyk brata. Uch, no tak. Dziś urządzaliśmy z Edwardem grilla. Zaprosiliśmy Rose i Emmetta oraz Alice z Jasperem.
- Idę! - odkrzyknęłam.
Miałam już duży brzuszek. W końcu to już siódmy miesiąc. Sporo czasu minęło. Nadal tęsknię za Jacobem. I Nessie też. Widzę to, ale Edwarda również kocha. Kto normalny go nie kocha? Jest cudownym człowiekiem. Dba o mnie i Nessie. Czasem tylko odnoszę wrażenie, że mój ukochany zakończył dojrzewanie umysłowe na poziomie pięciu lat.
Ostatnio dał się pomalować Renesmee, bo Rose kupiła jej zestaw zabawkowy do makijażu. Wyglądał komicznie, ale jak zawsze seksownie. Oczywiście, nie mogłam tego zostawić bez pamiątki i zrobiłam mu serię zdjęć. Czy ten człowiek chociaż raz wyglądał źle? Nie, nie sądzę. Bez względu na to czy ma na sobie podarty worek na ziemniaki czy najlepszy garnitur, zawsze wygląda pociągająco.
Wzięłam z szafki dwie miski z jedzeniem na grilla i wyszłam powoli na zewnątrz, do ogrodu.
- I oto idzie moja piękna kobieta! - powiedział Edward pijąc piwo i stojąc przy grillu. Wywróciłam oczami, a w duchu westchnęłam. Mogłabym tak się gapić na niego cały dzień. I nigdy mi się nie znudzi widok tego mężczyzny. Mojego mężczyzny.
Postawiłam miski na stole i usiadłam obok Rosalie. Nessie przeszła do mnie na kolana i jadła kanapkę. Pogłaskałam ją po włoskach.
- Mamusiu, a kiedy dzidziuś się ulodzi? - zapytała z pełną buzią.
- Niedługo maleńka. Poczekaj jeszcze, hm? - uśmiechnęłam się do niej ciepło.
Poczułam na policzku ciepłe wargi ukochanego. Przekręciłam głowę i utonęłam w jego zielonych oczach. Uśmiechnął się do mnie zawadiacko i cmoknął słodko w usta. Nie wiem jak to zrobił, ale po chwili siedziałam na jego kolanach, a Ness nadal na moich.
- Moglibyście nie przy mnie? - Emmett udał zniesmaczenie, a ja parsknęłam cichym śmiechem. Ukochany oparł się brodą o moje ramie.
- Em, czyżbyś całowanie się widział tylko na filmach? Nie przeżyłeś nigdy niczego w rzeczywistości? - zakpił Edward. Mój brat zgromił go wzrokiem.
- Ej, ej! - uniosłam rękę. - Bez docinek proszę! Ja wiem, że wy dwaj bardzo lubicie się sprzeczać, ale darujcie sobie, chociaż dzisiaj, dobrze? Proszę pamiętać, że ja jestem w ciąży. Ciężarnym kobietom się nie odmawia!
- Mi będzie jakoś trudno zapomnieć. - szepnął miedzianowłosy, kładąc dłoń na moim brzuszku i zaczynając go delikatnie masować. Świnia! Wie, że jego dotyk mnie podnieca! Zmroziłam go wzrokiem, co wywołało jego cichy śmiech. Seksowny drań!
- Czy ty masz jakieś problemy w związku z moją ciążą?! - zmrużyłam oczy.
- Nie! - zaprotestował szybko, a kąciki jego ust zadrżały. - Zapomniałem też dodać, że nie chcę zapomnieć. - zaśmiał się. - Nie złość się. Złość piękności szkodzi.
- Ale i tak będziesz mnie kochał. - stwierdziłam.
- Zawsze ma belle. - cmoknął mnie lekko i słodko w usta. Teraz pewnie wyglądaliśmy jak para zakochanych nastolatków, ale nie przeszkadzało mi to. Przy Edwardzie czuję się jak nastolatka. Zakochana i szczęśliwa.

Leżałam zmęczona w sypialni, był już wieczór, a goście nadal byli. I to dość wstawieni. Zwłaszcza Edward. Nie będę go wciągać na górę, niech sobie nawet nie myśli. Pocałowałam Renesmee w czółko i wpatrywałam się w jej buźkę. Przesunęłam palcem wskazującym po jej zaróżowionym policzku.
Chyba śniło jej się coś miłego, bo uśmiechała się leciutko. Ledwo zauważalnie, ale jednak. Okryłam ją mocniej kołdrą i przytuliłam do siebie. Moja córeczka. Zaszłam w ciążę młodo, racja. Nie byłam pewna czy sobie ze wszystkim poradzę. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez tej małej, miedzianowłosej dziewczynki. Mojego słoneczka.
Wróciłam myślami do dnia, kiedy poznałam Edwarda. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pamiętam, że wtedy lało jak z cebra, a ja wracałam ze szkoły. Miedzianowłosy zajechał mi drogę i zaproponował, że mnie podwiezie. Zgodziłam się bez słowa. Następnego dnia nie padało, ale on czekał pod moim domem. Od tamtej pory zawsze służył mi jako szofer. Złapaliśmy wspólny język. Rozumieliśmy się jak nikt inny no i nadal tak jest.
Zawsze był moim ochroniarzem, bo ja byłam nieśmiała i nie umiałam się nikomu postawić. Teraz to się zmieniło - chodzi o moją nieśmiałość. Potem chodziły plotki, że Edward jest moim chłopakiem, co nas nieco bawiło. Czasem nawet odkrywaliśmy jakiegoś szopki przed całą szkołą. Ech, te czasy…
Teraz jesteśmy parą, mamy dziecko, a kolejne jest w drodze. Usłyszałam, że ktoś wchodzi po schodach, na górę. Ostrożnie wyszłam na korytarz i zobaczyłam zataczającego się Edwarda. Wzniosłam oczy ku górze.
- Renesmee śpi w naszej sypialni, więc ty śpisz w gościnnym. Nie zamierzam czuć przez całą noc wódki. - zmarszczyłam nos.
- Oj, kochanie… - zachwiał się, ale nie spadł ze schodów. Jeden punkt dla niego. - Uważam, że przesadzasz. Ja jestem całkowicie trzeźwy! - wybełkotał. Ledwo co go zrozumiałam. - Będziemy się teraz kochać na korytarzu. - zaczął zdejmować swoją koszulkę. Westchnęłam cicho.
- Nie. Nie będziemy się kochać Edwardzie. - złapałam go za nadgarstki. - Chodź. - zaprowadziłam go do pokoju gościnnego. - Uch. Jestem w ciąży i muszę się z tobą użerać! Nigdy więcej nie pijesz Cullen! - warknęłam. Pomogłam mu się rozebrać.
- Jak sobie tylko życzysz o pani! - chciał się chyba skłonić, ale padł na łóżko. Jezu, jutro niech mi choć piśnie na temat tego jaki go kac męczy to go zabiję. Narzuciłam na niego kołdrę, pocałowałam w policzek i wróciłam do Renesmee, przy której szybko zasnęłam.

Czułam, że coś muska moje policzki. Jęknęłam cicho i powoli uniosłam ociężałe powieki. Edward i Ness szczerzyli się do mnie szeroko. To oni mnie całowali i stąd te muskanie. Uśmiechnęłam się leniwie do nich.
- Hej. - wymruczałam. - Nie męczy cię kac?
- Już się z nim uporałem. Powinnaś wstawać. Wiem, że lubisz bardzo długo spać kochanie, ale jest już piętnasta. - momentalnie się rozbudziłam i usiadłam gwałtownie na łóżku, przez co zakręciło mi się w głowie. - Hej, hej! - Edward mnie przytrzymał. - Spokojnie Bells. Zejdźcie za chwile na dół, dobrze?
Pokiwałam głową.
- Tylko się ubiorę. - pocałował mnie szybko i wyszedł, prawie wybiegł. Hm, nie śmierdziało od niego wódką. Musiał długo myć zęby.
Ubrałam leginsy i luźną bluzkę. Moja córeczka uśmiechała się szeroko i wyglądała na podekscytowaną. Edward w sumie też, gdy wychodził. Co oni knują? Związałam włosy w koński ogon i wyszłam z sypialni. Na wejściu znieruchomiałam.
Na podłodze leżały płatki róż, tworząc coś w rodzaju dróżki. Renesmee złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić „dróżką”. Uch, teraz i ja byłam podekscytowana. Płatki były na korytarzu, a potem na schodach, po których zeszłam.
Wow! Mój ukochany stał w salonie w… garniturze! Podszedł do mnie nieśpiesznie, a w jego oczach widziałam niepewność i zdenerwowanie. O co chodzi do licha?! Nie dał mi się dłużej zastanawiać, bo padł przede mną na jedno kolano, a z wewnętrznej kieszonki czarnej marynarki wyjął małe, czerwone i zamszowe pudełeczko, w kształcie serca. Do moich oczu napłynęły łzy.
- Isabello… - zaczął, otwierając pudełeczko. Moim oczom ukazał się śliczny i na pewno drogi pierścionek. Przyłożyłam dłoń do ust. - Obiecuję kochać cię do końca swoich dni. Opiekować się tobą dniami i nocami. Będę cię chronił przed wszystkim co złe… zostaniesz moją żoną?
Czułam w gardle narastającą gule. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie dałam rady. Łzy spłynęły po moich policzkach i nie mogłam ich powstrzymać. Och, mój Edward.
Bardzo powoli pokiwałam głową.
- Tak… - udało mi się wyszeptać. Miedzianowłosy odetchnął z ulgą. Czyżby miał do tego wątpliwości? Jak mogłabym się nie zgodzić, aby być jego żoną?! Wsunął pierścionek na odpowiednie miejsce i ucałował każdy palec po kolei.
- Dziękuję. - wstał i wziął mnie w ramiona. Okręcił nami ze śmiechem. - Dziękuję ma belle.
Wtuliłam się w niego mocno, szczęśliwa jak nigdy dotąd. A więc to dlatego przez kilka ostatnich dni był taki dziwny! Planował oświadczyny. Mój kochany Edward. I jak ja mam go nie kochać?! Wiem, że się powtarzam, ale jednak… Jest cudowny, wspaniały, zabawny, opiekuńczy, odważny, romantyczny… Ideałów nie ma? Ja swój ideał znalazłam.
Przyciągnęłam jego twarz do swojej i złączyłam nasze usta w namiętnym acz czułym pocałunku. Oddałam tej przyjemności całe swoje serce. Oddałam siebie. Swoje emocje. Swoją miłość do niego. On nie pozostawał mi dłużny. Całował mnie z taką samą pasją.
- Nie ma za co… - wydusiłam, kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy. Oboje mieliśmy przyspieszone i nieco nierówne oddechy. - Nie znam innej odpowiedzi. Pragnę być twoją żoną.
- Teraz już będziesz tylko moja. - postawił mnie na podłodze i pocałował krótko.
- Już jestem Edwardzie. Zawsze byłam tylko twoja. - złapałam za klapę jego marynarki. - To nie było konieczne. - chociaż w garniturze wygląda jeszcze bardziej seksownie. Mówiłam już, że jest bogiem seksu, prawda?
- Ale miało być romantycznie. Udało mi się? - zapytał z błyskiem w oku. Nie mogłam się nie roześmiać.
- Och, tak. Udało. To były moje najlepsze oświadczyny. Dziękuję. - przytuliłam się do niego i przyciągnęłam też Renesmee, która szybko znalazła się na rękach u Edwarda.
- A to były jeszcze jakieś? - teraz to on się zaśmiał. Pocałował Renesmee w policzek, a potem mnie. - Kto chciał mi cię zabrać?
- Nie, nie było innych. - wyszczerzyłam się. - Jestem taka szczęśliwa Edwardzie. - wyznałam, a moje oczy znów zaszkliły się od łez. - Dzięki wam.
- A ja jestem szczęśliwy dzięki wam, ma belle. - starł kciukiem moje łzy. - Bez was moje życie nie miałoby żadnego sensu. Jesteście całym moim światem.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Witam ^.^
No i macie kolejny rozdział. Nie będę się zbytnio rozpisywała. Chciałam wam tylko podziękować za komentarze pod ostatnią notką, które naprawdę wiele dla mnie znaczą. Dziękuje, że jesteście <3 Koniec już tuż tuż, ale jeszcze pomęczycie się trochę ze mną :P
Kocham was,
s.w.e.e.t.n.e.s.s

Edit: Zapomniałam! Jeżeli ktoś chce się ze mną skontaktować, mam nowe gg :P 51086397