Rozdział 4
Pod mój dom
zajechaliśmy po pół godzinie, ponieważ tym razem jechałam wolniej. Wysiadając z
auta, byłam rozdygotana po wydarzeniach, które miały miejsce kilka godzin
wcześniej. Wiedziałam, że będę czuła wyrzuty sumienia, bo tak ostro
potraktowałam rodziców… ale nie mogłam postąpić inaczej. Oni mnie okłamywali i
ranili przez pięć lat, chociaż tata przez rok. Co nie zmienia faktu, że mógł mi
powiedzieć!
Drżącą
dłonią nacisnęłam klamkę drzwi i weszłam do środka. Usiadłam na miękkiej pufie
i wzięłam kilka głębokich wdechów przez usta. Edward przyglądał mi się, nie
mówiąc ani słowa. Byłam mu za to wdzięczna…
Po kilku
minutach zdjęłam buty i rzuciłam je niedbale w kąt przestronnego korytarza.
Wstałam, ledwo trzymając się na nogach. W końcu nie spałam jakieś dwa dni… Edward
chciał mi pomóc, ale odsunęłam się od niego. Weszliśmy do salonu, w momencie,
kiedy Renesmee zbiegła po schodach z piskiem.
- Mamusia! -
krzyknęła - Wróciłaś!
Skoczyła w
moje otwarte ramiona i uwiesiła mi się na szyi. Musiałam usiąść, aby się nie przewrócić.
Spojrzałam na męża, który zszedł zaraz za Ness.
- Gdzie
byłaś? - spytał i przywitał się z Edwardem skinieniem głowy.
- U rodziców
- odpowiedziałam zmęczonym głosem - Później ci wszystko opowiem, bo teraz
jestem padnięta.
Odstawiłam
córeczkę na podłogę i poszłam do swojej sypialni. Nie miałam siły wziąć nawet
prysznica, ani się przebrać. Wczołgałam się pod ciepłą kołdrę i odpłynęłam do
krainy Morfeusza.
Kiedy
otworzyłam oczy, była siódma rano. Odrzuciłam od siebie kołdrę i zsunęłam się z
łóżka. Wolnym krokiem udałam się do łazienki, z zamiarem wzięcia relaksującej
kąpieli.
Nalałam wody
do wanny i wlałam przeróżne olejki zapachowe. Zrzuciłam z siebie ubrania, w
których zasnęłam i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Przymknęłam powieki,
relaksując się ciepłem otaczającym mojego nagie ciało.
Ciekawe
jakby to było, gdyby Renee nie zataiła przede mną całej prawdy. Jaka byłaby
reakcja Edwarda, na wieść, że zostanie ojcem? Ucieszyłby się? A może kazałby mi
usunąć ciążę? Nie! Na pewno nie! Przecież wiem jaki był tamten Edward…
Westchnęłam.
Właśnie. Tamten Edward. A jaki jest ten Edward? Czy nadal jest jak mój dawny
przyjaciel? Odważny i myślący nad konsekwencjami dopiero po fakcie…? Pokręciłam
głową. Tak wiele straciłam przez Renee. Mam tylko nadzieję, że jeśli Cullen
dowie się całej prawdy, nie będzie chciał mi odebrać Nessie. Co jak co, ale na
to nigdy w życiu bym się nie zgodziła. Mógłby ją widywać codziennie, ale
niemiałby prawa mi jej zabrać!
Poza tym
wątpię, aby sąd mi ją odebrał. Przecież jest dobrą matką… Tak? Mam taką
nadzieję… Ale Renesmee nie jest córką Edwarda, lecz Jacoba, bo to on ją
wychował.
Po pół
godzinie, wyszłam z wanny. Owinęłam się puchowym ręcznikiem, a drugim, wytarłam
mokre włosy, po czym je wysuszyłam i wyprostowałam. Poszłam do garderoby i
założyłam łososiową sukienkę oraz czarne szpilki. Wzięłam jeszcze czarną kopertówkę, do
której wrzuciłam dokumenty, telefon i kluczyki od samochodu. Zeszłam po
schodach, uważając aby nie zbudzić w razie czego Ness, ale ona już była w
salonie.
Siedziała po
turecku na środku kanapy z butelką soku w dłoni i krakersami. Miała na sobie fioletową piżamę, a każdy włos był ułożony w inną
stronę. Westchnęłam cicho i podeszłam do niej, całując ją w policzek.
- Ceść
mamusiu - przywitała się - Mogę jechać z tobą do placy?
Jacob wszedł
do salonu i podał mi kubek gorącej i świeżej kawy. Podziękowałam mu i upiłam
spory łyk napoju.
- Dzięki,
Jake - spojrzałam na córkę - A będziesz grzeczna?
Mała
pokiwała głową.
- Będę -
odpowiedziała.
Odstawiłam
kubek na szklany stolik i wzięłam małą na ręce. Zrzuciłam szpilki z nóg i
poszłyśmy na górę. Ness założyła dżinsowe spodenki, białą podkoszulkę i żółtą bluzę
Pikachu. Wywróciłam tylko oczami i rozczesałam jej włoski.
- Weź jakieś
zabawki, żebyś się nie nudziła - pocałowałam ją w czółko, a ona się zgodziła.
Do czarnego plecaczka z tym żółtym stworkiem włożyła piórnik również z Pikachu, kilka bloków i jakieś
zabawki. Pomogłam jej go założyć na plecki i założyłam czapeczkę Ash'a.
- Jeszcze
coś bierzesz? - spytałam się.
Nessie się
zamyśliła i rozejrzała po pokoju. Rzuciła się na łóżko po maskotkę.
- Pikacu! -
krzyknęła i przytuliła misia do siebie.
Zeszłyśmy na
dół, gdzie czekał na nas Jacob, który zaczął się śmiać na widok naszej
córeczki.
- No, Ness…
- powiedział - Więcej rzeczy z Pokemonów to nie mogłaś założyć.
- Ładnie
wyglądam? - spytała i obróciła się na pięcie, co wywołało nasze śmiechy.
- Jak
prawdziwy trener Pokemonów -
odpowiedział co ucieszyło dziewczynkę.
Pożegnałam
się z mężem i pojechałam do pracy, wpierw zakładając czarny płaszcz. Przypięłam
małą do fotelika i ruszyłam do swojej kancelarii. Mam nadzieję, że mam mało
papierów do wypełnienia…
W końcu
zajechałam po duży budynek i trzymając córeczkę za rączkę, weszłam do środka.
Przywitałam się z mijającymi mnie ludźmi i udałam się w stronę windy, a kiedy
już się w niej znalazłam, wcisnęłam guzik, kierujący mnie na ostatnie piętro, czyli
tam gdzie jest mój i Emmetta gabinet.
Winda się
zatrzymała, a jej drzwi się rozsunęły. Sekretarka spojrzała na mnie i
powiedziała głośnie „Dzień dobry!”, a
ja odpowiedziałam jej tym samym. Lubię ją. Jest bardzo sympatyczna i jak na
swój młody wiek, bo ma dziewiętnaście lat, idealnie spełnia się w roli
sekretarki. Jest szczupła, ma ciemnie oczy i czarne włosy z różowymi
końcówkami… Zatrudniłam ją jakieś pół roku temu na próbę, ale do tej pory
sprawuje się idealnie
- Amando,
czy jest już mój brat? - spytałam.
- Tak -
potwierdziła - Ktoś czeka na panią w gabinecie. Podobno znajomy.
Zacisnęłam
szczęki. Oby to nie ta osoba co mi się wydaje… Bojąc się spotkania z moim
gościem, udałam się do gabinetu mojego braciszka. Zapukałam i kiedy
usłyszałam donośne „Proszę!”
uchyliłam drzwi.
Wysoki i
dobrze umięśniony brunet siedział za biurkiem i wypełniał jakieś papiery.
Chrząknęłam, a Em uniósł głowę, wlepiając we mnie swoje piwne oczy. Widząc, że
mam ze sobą Nessie, wstał i wziął małą na ręce, obracając się kilka razy wokół
własnej osi.
- Cześć
maleńka - poczochrał jej włoski - Widzę, że nigdy się nie uwolnisz od
Pokemonów.
Renesmee
pokręciła przecząco główką i się uśmiechnęła, ukazując białe jak perełki,
ząbki.
- Posiedzisz
trochę z wujkiem? - spytał się jej, a ona się zgodziła.
Przytuliłam
brata i poszłam do swojego gabinetu, po drodze ściągając płaszcz.
Otworzyłam drzwi i się nie myliłam. Na fotelu, tyłem do mnie siedział nie kto
inny jak Edward Cullen. Westchnęłam cicho i odwiesiłam płaszcz na miejsce.
- Witaj -
powiedziałam, a on się odwrócił - Co cię do mnie sprowadza?
Usiadłam za
biurkiem, przybierając maskę obojętności. Z pokoju obok dobiegł mnie śmiech
Emmetta i Ness, na co się uśmiechnęłam. Em jest chyba najlepszym wujkiem pod
słońcem. Szkoda, że nie ma z Rose własnych dzieci… Ciągle się starają, ale coś
jest nie tak.
- Cześć.
Przyszedłem wyjaśnić pewną sprawę.
Kiwnęłam
głową, na znak, aby mówił dalej.
- Czy
Renesmee jest moją córką? - nie spodziewałam się takiego pytania. Czy podczas
kłótni z rodzicami brzmiałam mało wiarygodnie? A może również stwierdził, że
Ness jest za bardzo do niego podobna, a Jacoba w żaden sposób nie przypomina?
Spojrzałam na niego spode łba.
- Nie -
wycharczałam - Renesmee nie jest twoją córką - pokręciłam głową - Skąd w ogóle
takie pytanie?
Chłopak
wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
- Nie wiem…
- powiedział - Po prostu podczas kłótni z twoimi rodzicami… - zacisnął wargi -
Nie było mnie pięć lat, a twoja córka ma cztery lata. Wszystko by się zgadzało…
Prychnęłam.
- Myślisz,
że byłeś jedynym chłopakiem, z którym sypiałam w tamtym okresie? - tak,
Edwardzie. Byłeś jedynym chłopakiem z którym się kochałam i Renesmee jest twoim
dzieckiem - Otóż, nie - skłamałam - Renesmee jest córką Jacoba. Inaczej bym za
niego nie wychodziła, gdyby było inaczej.
- A może to
tylko przykrywka? - przysunął się bliżej - Może nie chcesz abym znał prawdę?
Zacisnęłam
chorą dłoń w pięść, ale szybko ją rozprostowałam, bo zabolało.
- To absurd!
- syknęłam - Przyszedłeś tylko po to, aby mnie obwiniać?! W takim razie możesz
już sobie iść!
Edward oparł
się wygodniej na krześle.
- Zmieniłaś
się - wytknął mi - Ale nie wiem czy na gorsze…
- Według
mnie na lepsze - mruknęłam.
Pokiwał
głową.
- Według
mnie też. Teraz, kiedy jesteś taka drapieżna… - uśmiechnął się tym uśmiechem,
zarezerwowanym jedynie dla mnie. Bynajmniej tak było dawniej… - Jesteś jeszcze
bardziej pociągająca.
Po moim
ciele rozlało się dziwne ciepło, a serce zadudniło niczym młot. Zawsze wiedział
co powiedzieć, abym tak się poczuła… I najwyraźniej to się nie zmieniło.
Odchrząknęłam.
- Za to ty,
w ogóle się nie zmieniłeś - zauważyłam, na co on tylko wzruszył ramionami.
- Trochę jednak
się zmieniłem - przeczesał dłonią swoje kasztanowe włosy - Teraz przynajmniej
wiem czego chcę od życia.
Uniosłam
brew w geście powątpienia.
- Serio? -
położyłam dłonie na biurku, splatając palce ze sobą - To czego pan chce od
życia panie Cullen?
- Czemu od
razu tak oficjalnie Bells? - zaśmiał się - Chcę stworzyć rodzinę - wzruszył
ponownie ramionami - Kiedyś nie chciałem mieć dziecka, ale teraz… to się
zmieniło.
Masz już dziecko, Edwardzie i jest ono w
pomieszczeniu obok - pomyślałam i poczułam wyrzuty sumienia. A może mu
powiedzieć? Nie! Jeśli wyznam mu prawdę on może zniszczyć moją rodzinę!
- Więc w
czym problem? - spytałam, nonszalancko wzruszając ramionami - Znajdź sobie żonę
i postarajcie się o dziecko. Sądzę, że wiesz jak się robi dzieci - Edward się
zaśmiał głośno.
- Wiem -
odpowiedział, kiedy się uspokoił i westchnął - Dużo straciliśmy Bells. Czy
nadal jesteśmy przyjaciółmi?
- Sądzę, że
tak - odpowiedziałam z uśmiechem - Ale potrzebuję czasu, aby… przyzwyczaić się
do tego, że… wróciłeś do mojego życia - zadzwonił telefon więc podniosłam
słuchawkę - Isabella Marie Black, słucham?
- Witam,
pani Isabello - po drugiej stronie rozległ się przyjemny, męski głos - Z tej
strony Max Prew. Mój wujek, polecił mi do pani zadzwonić.
- A, tak!
Pamiętam. Niech pan do mnie przyjdzie jutro o dwunastej i przyniesie swoje CV,
dobrze?
-
Oczywiście. Do widzenia.
Pożegnałam
się i odłożyłam słuchawkę, a Edward wstał i ruszył do drzwi. Jednak w połowie
drogi się zatrzymał i odwrócił.
- Muszę to
powiedzieć… - powiedział jakby do siebie i spojrzał mi w oczy - Kocham cię,
Bello - wyznał, a mnie wmurowało w fotel. Nie tego się spodziewałam -
Uświadomiłem to sobie, po przeprowadzce. Zakochałem się w tobie.
Podszedł do
mnie i złożył na mych ustach krótki pocałunek, po czym z uśmiechem ruszył do
wyjścia.
- Stój! -
odzyskałam głos w momencie, kiedy naciskał na klamkę. Spojrzał na mnie z
wesołymi iskierkami w oczach. Wstałam i położyłam dłonie na blacie biurka -
Pomyliłam się… Nie możemy być już przyjaciółmi.
--------------------------------------------------------------------------
Witam! <333
Wiem, że rozdziału nie było sporo, a obiecałam Kini i miałam go dodać wczoraj, ale po prostu miałam taki stan, że rzucałam swoim telefonem i nie powiem co jeszcze zrobiłam, a to dobre nie jest :/
No nie ważne.. Jak wam się podoba rozdział? Edzio wyznał Belli swoją miłość, a ona oznajmiła, że nie mogą być już przyjaciółmi.. Czy tak się stanie? Czy ich kontakt urwie się bezpowrotnie? Dowiecie się tego, śledząc dalsze losy tej parki <333
Dedyczek standardowo dla mojego kochanego Wampirka <3 Normalnie cię kocham dziewczyno! <333 O dziękuję za wspólne rozmowy na gg <333 I ogólnie za wszystko :*** Teraz kochanie Ty wstawiasz rozdział na swojego bloga, a ja uparcie tego nie będę robiła :** Taki szantaż ; D
Dla Issie za wspaniały komentarz pod ostatnią notką :3
Ogólnie dziękuję wszystkim, za to, że czytacie tego bloga i komentujecie rozdziały <333 Dziękuję wam bardzo :**
Pozdrawiam gorąco :**
Normalnaa Psychopatkaa <333