Rozdział 6
Od momentu kiedy
Edward powiedział, że mnie kocha, ciągle słyszę jego wyznanie, gdziekolwiek bym
nie była, a przed oczami widzę jego cierpiącą twarz. To mnie prześladuje
codziennie. Praktycznie mnie nie opuszcza. Jedyna chwila, gdy mogę od tego
ochłonąć, to… chwile gdy Renesmee jest w moim pobliżu.
Swoim wyznaniem,
wzbudził we mnie jakieś dziwne uczucie, którego ciągle nie potrafię
zidentyfikować. Przez dwa dni, nie widziałam mojego starego przyjaciela i
zarazem ojca mojego dziecka. Cieszy mnie
to. Może wyjechał? Jakaś cząstka mnie stara się odepchnąć tę myśl i pragnie
jego bliskości. To właśnie to dziwne uczucie, o którym wspominałam.
Na szczęście
dziś sobota, przez co uniknę spotkania z Cullenem. W głębi duszy nadal go
kocham, w końcu bądź co bądź, spędziliśmy wiele wspaniałych chwil i jest coś, a
raczej ktoś, kto nas łączy. Niestety żal, po jego odejściu jest silny i ciągle
walczy z tą miłością. A słowa „Zakochałem
się w tobie”, wszystko komplikują.
Mam
nadzieję, że moja córeczka, nie przyjdzie pewnego dnia do mnie i nie powie: „Mamo chciałabym poznać swojego biologicznego
ojca”. Nie potrafiłabym wyznać Edwardowi prawdy, bo musiałby się w takich
okolicznościach dowiedzieć. Znienawidziłby mnie, a to na pewno by zabolało, niczym
wepchnięcie zardzewiałego i ząbkowanego sztyletu prosto w serce.
Nie
spodziewałam się, że gdy go spotkam, będę miała taki mętlik w głowie. Czasem
chodzę rozkojarzona i nie wiem co robię. Dopiero Jacob lub ktoś inny „sprowadza
mnie na Ziemię”. A może to ja się wyprowadzę? Urwanie całkowitego kontaktu z
Edwardem, wyszłoby wszystkim na dobre…
Czemu ja
sama siebie oszukuję…? Nie potrafiłabym wyjechać. Świadomość, że Edward mieszka
w tym samym mieście co ja, nie pozwoliłaby mi wyjechać. Ciągle przyciągałaby
mnie do Nowego Yorku niczym najsilniejszy magnez.
Dlaczego wróciłeś do mojego życia, Cullen?! -
wydarłam się w myślach. A było tak dobrze… Wszyscy myśleli (i wprawdzie nadal
myślą), że Renesmee to córka Jacoba, lecz gdy nie zobaczą małej w pobliżu
Edwarda, nie domyślą się prawdy? Przecież oni są strasznie do siebie podobni…
Och! Przez jego powrót, cała prawda w każdej chwili może wyjść na jaw.
Wtedy będę
musiała wyjechać i zabrać małą, aby oszczędzić jej jakiegokolwiek stresu. Mawia
się, że szczęście dziecka jest dla matki najważniejsze i to jest szczerą
prawdą. Nie ma ważniejszej rzeczy, ani osoby na tym świecie niż Renesmee.
Kilkakrotnie
zastanawiałam się, czy nie wyjawić Edwardowi prawdy, lecz wtedy przypominały mi
się słowa Rosalie; „Dla Renesmee to Jacob
zawsze pozostanie ojcem, a nie Edward. On jest dla niej zupełnie obcym
człowiekiem”.
Z
rozmyślania wyrwał mnie odgłos małych stópek, wchodzących do salonu.
Skierowałam głowę w stronę dźwięku i ujrzałam zaspaną córeczkę. Przetarła oczka
i przeciągle ziewnęła. Przeczesała paluszkami roztrzepane włoski i do mnie
podeszła.
- Cem do zoo
- powiedziała, siadając przede mną i wręczając mi szczotkę do włosów.
- No dobrze
- pocałowałam ją w policzek i zabrałam się za rozczesywanie jej kasztanowych
loków.
- A tatuś
pójdzie z nami? - spytała z nadzieją, na co tylko się zaśmiałam.
- Jeśli
pójdziesz i go obudzisz, to kto wie - odparłam.
Gdy tylko
skończyłam swoje zadanie, zeskoczyła z moich kolan i pobiegła na górę, a ja
ruszyłam za nią. Wpadła do sypialni Jacoba i wskoczyła na łóżko, po czym
rzuciła się na mojego męża. Ten jęknął i przewrócił się na drugi bok,
przytulając do siebie małą. Powstrzymałam śmiech i oparłam się niedbale o framugę drzwi.
Nessie
uderzyła w Jacoba swoimi małymi piąstkami i pociągnęła go za włosy.
- Tatusiu,
wtawaj! - pisnęła mu do ucha i ponownie uderzyła tyle, że tym razem w twarz.
- Już, Ness,
już - Jacob ziewnął i otworzył oczy, które skierował na mnie - Witaj ukochana
żonko - mrugnął do mnie i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, a następnie
pocałował Ness w policzek i mocno ją przytulił.
-Witaj
ukochany mężu - ja również się uśmiechnęłam - Wstawaj, bo twoja córka zażyczyła
sobie wycieczkę do zoo.
Ten wywrócił
oczami.
- Mówiłem,
aby wybrać dom, daleko od tej nieszczęsnej Afryki - ukuł Ness w żebra, co
wywołało jej głośny śmiech.
Zaśmiałam
się i podeszłam do szafy Jacoba. Garderoby nie chciał, twierdząc, że nie jest
babą i nie musi się przebierać co pięć minut. Sięgnęłam mu czarne spodnie i biało-czarną koszulę w kratę, a
następnie położyłam na łóżku. Wzięłam Renesmee na ręce i ruszyłam do wyjścia.
- Ty się
ogarnij, a my idziemy zrobić się na bóstwo - zaśmiałam się na odchodnym i
poszłam do pokoju Ness. Otworzyłam szafę i dokładnie przejechałam wzrokiem po
wszystkich półkach. Wyjęłam leginsy, koszulę w białe kropki i sweterek.
Ubrałam szybko małą, a włosy zostawiłam rozpuszczone.
Następnie
poszłyśmy do mojej sypialni. Niewiele myśląc, weszłam do garderoby. Po dość
długiej chwili namysłu, założyłam miętowe spodnie, białą, luźną koszulkę z napisem, a na nogiwłożyłam szare szpilki. Do tego wzięłam bransoletkę, pasującą do
spodni, beżową torbę z prześwitami mięty oraz jasne okulary. Włosy upięłam, wpierw robiąc warkocza na jednej połowiegłowy. Zdecydowałam się zaledwie na lekki makijaż.
Jacob czekał
na nas na dole, a co jakiś czas krzyczał, że jeśli będziemy się tak ociągały to
zamkną zoo. Jednak gdy zeszłyśmy, opadła mu szczęka, ale za chwilę się
zreflektował i wyszczerzył w szerokim uśmiechu.
- Wyglądacie
świetnie - mrugnął do mnie i spojrzał na Ness, a potem na mnie - Ale czemu
zamieniłaś naszą córkę, na jakąś inną dziewczynkę?
Renesmee
zachichotała i wywróciła oczami.
- To ja
tatusiu! - powiedziała.
Jake
przyjrzał się jej uważniej i wziął na ręce.
- Nie
poznałem cię - pocałował ją w policzek - Ale chodźmy już.
Pojechaliśmy
samochodem Jacoba, gdyż mój jest jeszcze u Emmetta i Rosalie. Po jakiejś
godzinie, dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy do kasy, aby
kupić bilety. Jake chwycił mnie za rękę, a małą wziął na brana.
Kupiliśmy
trzy bilety i zaczęliśmy oglądać zwierzaki. Puściliśmy Ness, aby sobie
pobiegała, a sami szliśmy wolno wśród klatek i wybiegów. Wtuliłam się w bok
męża i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję,
Jake - szepnęłam.
Zatrzymał
się i spojrzał mi w oczy, nieco zdziwiony.
- Za co? -
spytał, marszcząc brwi i chwycił mnie za dłonie.
Oczy
zaszkliły mi się od łez.
- Za
wszystko - odpowiedziałam - Za to, że się ze mną ożeniłeś, bez żadnych
zobowiązań. Że jesteś dla Ness prawdziwym ojcem, a moim najlepszym
przyjacielem. Że wytrzymałeś ze mną tyle lat i nie chcesz rozwodu.
- Bells… -
wyszeptał czule i mnie przytulił, a ja wtuliłam się w jego tors - Jesteśmy
przyjaciółmi i zrobiłbym dla ciebie dosłownie wszystko.
Objął mnie w
pasie i pocałował w czubek głowy.
- I właśnie
za to ci dziękuję - powiedziałam.
Postaliśmy
tak jeszcze chwilę, dopóki ja nie przestałam płakać i ponownie ruszyliśmy,
oglądając zwierzęta. Ness musiała przynajmniej pięć minut postać przed jedną
klatką czy też wybiegiem i wlepiała swoje duże oczy w żyrafy lub niedźwiedzie
polarne. Najbardziej chyba zaciekawiły ją pumy, bo stała przy nich najdłużej.
Spuściłam
wzrok. Kiedy bywałam w zoo wraz z Edwardem, jego również najbardziej
fascynowały te koty. Westchnęłam. Coś czuję, że prawda szybciej wyjdzie na jaw
niż może się wydawać. Przecież Ness, nie tylko wygląd odziedziczyła po
Edwardzie, ale też większość cech.
Zadzwonił
mój telefon. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Numer prywatny.
Zmarszczyłam brwi i odebrałam, choć zazwyczaj tego nie robię. Lecz tym razem,
przeczycie mi kazało nacisnąć na zieloną słuchawkę.
- Cześć,
Bells! - usłyszałam po drugiej stronie dźwięczny damski głos, zanim ja zdążyłam
cokolwiek powiedzieć - Z tej strony Alice Brandon.
Alice jest
moją kuzynką, której nie widziałam dwa miesiące. Kocham ją, a ona jest
strasznym narwańcem i jednocześnie zajmuje się modą.
- Witaj, Al
- powiedziałam, a w tym szeroko się uśmiechnęłam - Co się stało, że do mnie
dzwonisz?
- Stęskniłam
się - zachichotała - A tak na poważnie, to chciałam was zaprosić na moje
urodziny za tydzień. No bo w końcu kończę dwadzieścia cztery lata, nie?
- Jasne, że
będziemy - zapewniłam - Jaki mam kupić prezent?
Po drugiej
stronie usłyszałam zdegustowany jęk dziewczyny.
- Zdaję się
na ciebie - odparła - A teraz lecę bo muszę pozapraszać jeszcze dużo osób! No i
nie zapominaj, że wy zostajecie u mnie na noc!
- Oczywiście
Alice. Do zobaczenia - rozłączyłam się i wtuliłam w bok Jacoba - Alice zaprasza
nas na urodziny.
Mój mąż
jęknął.
- Znów
urządzi jakąś imprezę w stylu gwiazdy Hollywood.
Wzruszyłam
ramionami.
- To jej święto.
Ma prawo robić co chce.
Po dwóch
godzinach wróciliśmy do domu, ale Jacob zaraz zabrał małą na lody, a ja
zostałam sama. Przypomniało mi się o listach. Pobiegłam na górę i z torebki
wyjęłam listy i pudełeczko. Odwiązałam wstążeczkę i otworzyłam pierwszą
kopertę. Uśmiechnęłam się, czytając treść pierwszego listu. Był on swobodny i
pisany stylem Edwarda.
Bells,
Doleciałem na miejsce. Okazało się, że nie
przeprowadzamy się do Nowego Yorku lecz do Los Angeles. Rodzice zrobili mnie w
konia. No nie spodziewałem się tego po nich. Oszukali mnie pierwszy raz -
chyba. W każdym bądź razie brakuje mi ciebie.
Przylecę do Forks jak najszybciej się da.
Nie wiem jak ja tu bez ciebie wytrzymam. Przecież jesteś moją przyjaciółką i
cię kocham. A same listy nie wystarczą. W kopercie masz jeszcze adres do mnie,
abyś mogła odpisać i numer nowego telefonu.
Dzwoniłem do Ciebie, ale nikt nie odbierał,
więc postanowiłem napisać. Nie wiem co do cholery mam pisać, a o pogodzie nie
zamierzam, bo to dziecinne.
Odezwij się szybko, Bells. Tęsknię za Tobą.
Twój przyjaciel,
Edward Cullen.
Ta wiadomość wprawdzie krótka, ale z serca.
Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po kolejne listy, z którymi mój uśmiech przygasał,
a ja zaczynałam coraz bardziej płakać. Serce dudniło mi w piersi jak oszalałe,
a dłonie drżały.
W końcu
został ostatni list. Ledwo otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę papieru z niego,
na której były wypisane ostatnie słowa Edwarda:
Droga Bello,
Nie wiem co się dzieje. Czemu nie
odpisujesz…? Czemu nie oddzwaniasz…? Zapomniałaś już o mnie? Jeśli tak, to
wiedz, że nie mam Ci tego za złe.
Boli mnie jednak to, że utraciliśmy kontakt
i to niestety z twojej inicjatywy. Bądź świadoma, że to mój ostatni list. Nie
będę już więcej Cię zadręczał. Gdybyś jednak chciała się odezwać - w co wątpię,
bo zrobiłabyś to już dawno - we wcześniejszych listach podałem Ci mój nowy
adres i aktualny numer telefonu.
Po raz kolejny piszę do Ciebie, choć nie
uzyskałem żadnego odzewu z twojej strony. To świadczy o tym, że o Tobie nie
zapomniałem i ciągle Cię kocham. Ty niestety o Mnie zapomniałaś, lecz ja nie
potrafię i nawet nie zamierzam próbować.
Dziwne jest dla mnie to, że mimo tak
wielkiej przyjaźni jaka nas łączyła, ona się rozpadła. Nie spodziewałem się
tego. Przecież obiecywaliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. Jednak rozdzieliła
nas odległość.
Wiem, że wyszłaś za Jacoba Blacka, ponieważ
spodziewacie się dziecka. Życzę Ci dużo szczęścia i abyś nigdy nie żałowałam
swych decyzji. Choć Ty zawsze postępujesz mądrze i rozważnie w przeciwieństwie
do Mnie. Dzięki informacjom od Renee, wiem, że żyjesz i jesteś szczęśliwa.
Gdyby nie to, że wyszłaś za mąż, już
siedziałbym w samolocie i żądał wyjaśnień od Ciebie, lecz wiem, że gdybym teraz
się z Tobą zobaczył w przypływie impulsu, powiedziałbym coś, czego później bym
żałował.
Żegnaj,
Edward.
P.S. Nie będę Cię szukał. Jeśli kiedykolwiek
się spotkamy, wiedz, że to będzie czysty przypadek. Kocham Cię, Bello.
Przeczytałam
ten list jeszcze kilka razy i sięgnęłam po pudełeczko. Odchyliłam je bardzo
powoli i ujrzałam łańcuszek z napisem
„I miss you”. Otworzyłam serduszko, a
moim oczom ukazało się małe zdjęcie, przedstawiające mnie i Edwarda. Ścisnęłam
prezent w dłoni i przyłożyłam go sobie do piersi, wybuchając głośniejszym
płaczem.
Położyłam
się na łóżku, wśród dwudziestu pięciu listów i wtuliłam twarz w poduszkę. Jak
Renee mogła mi to zrobić? Czym my jej zawiniliśmy? Przecież przyjaźniła się z
jego rodzicami! Przewróciłam się na drugi bok, czym wywołałam szelest papierów.
Przetarłam mokre od łez oczy, ale zaraz napłynęły do nich nowe, które wsiąknęły
w poduszkę.
Krzyknęłam
wyładowując swoją frustrację i zaczęłam okładać pięściami poduszki i kołdrę.
Złość na Renee wzrosła. Gdyby teraz była obok mnie, to nie wiem czy
powstrzymałabym się od rękoczynów.
Wzięłam do
ręki łańcuszek i przycisnęłam go do piersi, zamykając oczy. Słone łzy spływały
po moich policzkach, wsiąkając w poduszkę. Czytając te listy uświadomiłam sobie
jedną rzecz… Ja również jestem z Edwardzie bezwarunkowo i nieodwołalnie
zakochana.
--------------------------------------------------------------------------------
Witam,
Wiem, że długo mnie nie było, ale... no po prostu nauka jest do bani. Tyle w temacie. Wiecie, chyba popadam w depresję ;C No, nie ważne. Rozdział jest do dupy, jest chujowy, nie podoba mi się, jak zawsze zresztą, ale go wstawiam, bo... i tak nie napisałabym lepszego. Od dość długiego czasu, nie umiem nic pisać. Nawet swoje autorskie opowiadanie zawiesiłam. Od trzech miesięcy nic nie dopisałam to tego opowiadania. Zastanawiałam się nad zawieszeniem/usunięciem tego bloga ;C
Przytłacza mnie tylko świadomość, że jest coraz gorzej ze mną, że wszyscy ludzie, ważni dla mnie, odchodzą, zapominają o mnie. Ale ja o nich niestety nie potrafię. Jednak jeśli ktoś zadaje się ze mną z litości, to już wolałabym, aby wyznał mi najgorsze rzeczy. Nienawidzę litości.
Dobra koniec tych bzdet. Nie mam pojęcia, kiedy będzie rozdział 7. Może jak coś się u mnie ułoży, ale na pewno nie w roku 2013.
Rozdział po raz kolejny dedykowany jest Wampirkowi. Ona jako pierwsza przeczytała te listy od Ed'a. Teraz czekamy na rozdział u niej na blogu. Kocham cię, wiesz? <333
Pozdrawiam wszystkich,
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^